niedziela, 6 stycznia 2019

Ogień i lód - 5

 Kilka dni później, to wilczyca zobowiązała się do sprawienia basiorowi niespodzianki. Szli teraz ścieżką prowadzącą do Campbell, jak zwykle, w ciszy. Kiedy na horyzoncie pojawiła się już wieś, Oruko zaczął się zastanawiać.
 -Idziemy do Campbell czy dalej? - zapytał w końcu. 
 -Już niedaleko. - skomentowała wilczyca zadowolona, a Oruko znów zamilkł, nie do końca zadowolony z odpowiedzi.
 Wkroczyli już na teren wsi, kiedy biała nagle zakręciła za padokiem ku dużemu zdziwieniu basiora, który przystanął na chwilę i przyglądał się jej z niedowierzaniem. 
 -No chodź! - pospieszyła go, prawie się nie zatrzymując, a wilk w końcu posłusznie podążył za nią. Za sporym budynkiem wypełnionym końskimi boksami stała ujeżdżalnia, a wzdłuż jej drugiego boku ustawiona była stodoła z wszelkimi sprzętami, której część zajmował kurnik. Wilk uważnie rozglądał się po każdym szczególe, a w tym czasie Kiwi zauważył swoją panią, która już szła do niego z kostkami cukru. 
 -Chciałbyś może nauczyć się jazdy konnej? - zaczęła słowem wstępu. On i tak wiedział już, że nie ma wyboru, więc nie odpowiedział. Podszedł bliżej i na prośbę wilczycy przemienił się w człowieka. - Trzymaj - podała mu kostkę cukru - podaj mu na otwartej dłoni, tak, żeby nie był w stanie cię ugryźć. - samiec zastanawiał się chwilę, jednak w końcu ostrożnie podał zwierzęciu kostkę i czuł z tego pewnego rodzaju satysfakcję. 
 W tle dało się słyszeć szczekanie jakiegoś młodego psa pasterskiego a z domu stojącego przy ostatniej ścianie ujeżdżalni, oddalonego o kilkanaście albo i kilkadziesiąt metrów wyjrzał mężczyzna. Fire przywitała się z nim i uprzedziła, że ma zamiar skorzystać z ujeżdżalni. Mężczyzna kiwnął tylko grzecznie głową, zawołał psa i znów zniknął za drzwiami. Biała szybko wytłumaczyła że to właściciel i zaproponowała, aby wyprowadzili konia z zagrody. 
 Wspólnymi siłami wilki wyprowadziły konia, wyczyściły i osiodłały, przy czym Oruko był zmuszony uważnie słuchać wszelkich informacji, jakie podaje mu wilczyca. Kiedy koń znalazł się na ujeżdżalni, zaczęła się lekcja. Fire wytłumaczyła basiorowi, że na konia ciężko jest wejść samemu, więc zaproponowała mu stołek. Ona co prawda nawet dawała radę wskakiwać sama, jednak po wzroście Oruko od razu można było powiedzieć, że nie będzie w stanie tego zrobić, szczególnie wsiadając na niego po raz pierwszy. Nie podobało mu się to, jednak był zmuszony użyć przeklętego stołka i w końcu znalazł się na końskim grzbiecie. Od razu zauważył wysokość, jaka dzieliła go od podłoża, która przyprawiła go o zawrót głowy. 
 -Każdy myśli dokładnie to samo podczas pierwszej jazdy - zaśmiała się. - Podepnę cię do lonży i na razie sobie pojeździsz luzem. 
 Jak powiedziała, tak też zrobiła - przypięła lonżę do uzdy i wyprowadziła konia na szlak. Kiwi posłusznie stępował wokół wilczycy, a Oruko stosował się do wszelkich niezrozumiałych poleceń typu "wyprostuj się!", "pięta w dół!", "patrz przed siebie!". Każda taka rada stawała się jednak od razu bardzo logiczną, kiedy tylko wilczyca tłumaczyła po co to wszystko. Szybko przeszli do ćwiczeń, które z początku też wydawały się basiorowi pozbawione sensu. Szybko jednak przekonał się, że przyzwyczajenie się do konia to podstawa. Po ponad dwudziestu minutach dziwnych ćwiczeń, Fire zaproponowała kłus, co trochę onieśmieliło basiora. Szybko wytłumaczyła mu jak przejść do kłusa, chociaż Kiwi już dawno wiedział o co się rozchodzi. Już pierwsza próba była udana, głównie dlatego że komenda kłusa była zwierzęciu już dobrze znana. 
 -Już nie tak fajnie jak tylko ja wiem o co chodzi, nie? - zaśmiała się - Wyprostuj się! Jak się zatrzyma to będzie po tobie. Pięta! O, teraz dobrze. 
 Po kolejnych dziesięciu minutach Oruko szczerze przyznał, że nigdy by się nie spodziewał, jak jazda konna może być męcząca. 
 -Nikt się tego nigdy nie spodziewa, a to głównie dlatego, że mało kto w ogóle wie, że na koniu nie tylko się siedzi. To co, przejedziemy się gdzieś? 
 -I że ja mam jechać? 
 -No... czemu nie? Będę obok, mogę cię trzymać na lonży jeśli cię to uspokoi. - uśmiechnęła się. Basior nie chciał się już upokarzać i zgodził się na krótki, koński spacer. Biała szybko skoczyła do właściciela i zapytała, czy może wziąć jednego z jego koni. Udało jej się go namówić i po niespełna pół godziny, oboje byli już w szczerym polu.
 -Kiwi nie jest takim zwykłym koniem jak choćby ten tutaj, zdaje mi się, że jest szczególnie rozumny. No i choćby dlatego nie powinieneś się stresować jazdą.
 -Ty też pierwszego dnia jeździłaś po polu? - spojrzał na nią ironicznie.
 -No... ja może nie, ale czemu ty miałbyś tego nie zrobić? - zaśmiała się - Wyprostuj się! - na tę komendę już nawet pięta sama wędrowała w dół. - Moglibyśmy kiedyś pojechać tak w góry. 
 -Przez ten las?
 -Myślę, że dałoby radę.
 Oba wilki krążyły tak po bezdrożach jeszcze przez kilkanaście minut i w końcu zdecydowały się wrócić. Po odstawieniu rozsiodłanych koni na padok i ponownym nakarmieniu ich cukrem, oboje udali się w stronę lasu. 
 -Nie było nawet tak źle. - podsumował Oruko.
 -Zawsze możemy to powtórzyć. 
 Jako że zbliżała się pora obiadowa, udali się na polowanie. Nie było jakieś pospieszne, wręcz przeciwnie. Zajęło im chyba z godzinę albo i dwie, żeby upolować młodego dzika, leżeli teraz gdzieś na polanie, sami nie do końca wiedzieli gdzie są. Temat zszedł powoli na obiad, który miał się odbyć już za kilka dni. 
 -W sumie na prawdę niewiele czasu minęło, a ty byłeś już na dwóch, teraz czas na trzeci.
 -Z każdym kolejnym to się robi coraz bardziej stresujące.
 -E tam... Ja tam myślę że teraz będzie już tylko lepiej. Swoją drogą najprościej będzie jak przestaniemy się zachowywać jakbyśmy się nigdy nie znali.
 Basior nie odpowiadał, ale mimo tak bezpośrednich słów, nie denerwował się. Wiedział, że wilczyca ma rację. To był jeden z niewielu momentów, w których było mu zupełnie wszytko jedno i sam zastanawiał się nad idiotyzmem takiego zachowania.
 -Tak chyba zrobimy. - wilczyca w ostatniej chwili powstrzymała się od dziwnych uwag i tylko się uśmiechnęła. Basior natomiast położył się na boku wycieńczony tak, że leżał przodem do białej.
 -Tak swoją drogą... - zaczęła niepewnie. - To wszystko coś ci daje? Takie ciąganie cię to w ogóle dobry pomysł? Nie chcę cię zmuszać do czegoś co nie tylko nie daje efektów, ale jeszcze cię męczy. 
 Basior podniósł się na łokciach i popatrzył na nią zamyślony, może nawet trochę zmartwiony. Sam nie był w stanie stwierdzić, czy był spokojny jak nigdy, czy miał stan przedzawałowy. Jego myśli były tak zmącone a ciało tak zmęczone jazdą i polowaniem, że zrobił jedyne, co przyszło mu do głowy, położył się równo na brzuchu i oparł łeb na przednich łapach wilczycy. Biała zupełnie zdębiała, podczas gdy basior jak gdyby nigdy nic zamknął oczy i zdawał się zasypiać. Jej natomiast udzielił się jego mętlik i zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Zawsze odsuwał się od niej na taką odległość, że zapomniała że w ogóle ma ciało, a teraz po prostu leżał na jej łapach jakby zapomniał o całym świecie. Do głowy jej nigdy nie przyszło, że taka chwila mogłaby nastąpić, a przyszła tak niespodziewanie, że teraz sama starała się kontrolować każdy skurcz i rozkurcz każdego mięśnia w całym ciele, żeby czasem nie spłoszyć wilka, który teraz zdawał się być mniejszy od szczenięcia. Poczuła jak krew uderza jej do głowy i robi jej się gorąco, w tym momencie odpuściła sobie cokolwiek, uśmiechnęła się delikatnie i opuściła łeb na jego kark. 

***

Oruko obudził się pod wieczór, nieszczególnie zadowolony ze zmarnowania połowy dnia po raz kolejny i nie odbycia treningu. Czuł wszechobecne ciepło i dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego w jakiej sytuacji się znalazł. Najpierw cały się wzdrygnął i napiął, ale z każdą sekundą powoli się odprężał, aż w końcu oczy z powrotem zaczęły mu się zamykać, widział mroczki przed oczami, łapy mu miękły. Przez chwilę nawet wydawało mu się że jest szczeniakiem, błądził myślami i uprzytomnił sobie, że nie pamięta kiedy ostatni raz kogoś dotknął poza walką. Kiedy już prawie znowu zasnął, poczuł, że wilczyca się podnosi i ziewa. Ostatnie czego spodziewał się poczuć w tej chwili to zawiedzenia, toteż mocno się zdziwił. Znowu cały się spiął, odruchowo spojrzał na wilczycę ale nie do końca wiedział, czy w ogóle chce patrzeć jej w oczy. Odsunął się nieznacznie, czego wilczyca nawet nie zauważyła. 
 -Co się wczoraj działo... - wymamrotała. -A... Czekaj... już pamiętam... - i znów opuściła łeb na jego kark zatrzymując go przed cofaniem się. Oruko prychnął śmiechem i wygramolił się spod jej wielkiego łba. 
 -Znowu przespaliśmy pół dnia. - zauważył niepewnie.
 -Ale czy to było złe... - zaśmiała się. Basior tylko uniósł lekko wargi i odwrócił się w stronę lasu. - Powiem ci, że zdążyłam zapomnieć że masz materialne ciało. - znów się zaśmiała i rozciągnęła na całą długość, pewnie ze czterech metrów. 
 -Twoje cielsko jest za duże żeby o tym zapomnieć - zripostował, a biała, po lekkim szoku, wybuchła śmiechem i poszarpała go za ucho, na co ten zaśmiał się cicho. Od razu polizała nadszarpnięte ucho zupełnie jakby chciała cofnąć wszystko, co spowodował taki "atak".
 Na chwilę zamilkli, basior westchnął głęboko i ostatni raz, prawie jak na pożegnanie, zupełnie jakby nigdy więcej nie miał zamiaru robić takich rzeczy, przystawił łeb do klatki wilczycy, jeszcze przez chwilę mając możliwość czucia jej ciepła i zerwał się na równe nogi.
 -Wracajmy do gildii - zakończył i czekał, aż ta się zbierze. Wilczyca niechętnie podniosła się z poszycia, rozciągnęła raz jeszcze i wyruszyła razem z nim do gildii.

***

Jak się mogła spodziewać, do budynku znowu weszła sama, a już na korytarzu spotkała syna
 -Mamo! Mamo! Gdzie byłaś?
 -A.. tu i tam...
 -Mam do ciebie sprawę! - nie dał jej skończyć. Matka przyjrzała mu się uważnie. - No chodź! I jutro nigdzie nie idziesz!
 -No masz, cały misterny plan... - zaśmiała się.
 -...Pachniesz Oruko. - skrzywił się zdezorientowany. Wilczyca zdawała się być równie zaskoczona.
 -Tak...? - nastąpiła chwila ciszy. - Trudno...

***

Oruko bezskutecznie wyczekiwał wilczycy, która nie pojawiła się do samego południa. Wtedy też postanowił się przejść. Wędrował po pobliskich lasach, starając się nie odchodzić za bardzo od gildii, a z każdą chwilą przekonywał się do zajrzenia do niej, żeby sprawdzić, czy aby na pewno jej tam nie ma. Po ponad półgodzinnej tułaczce w końcu się zdecydował i jego łapa wkrótce stanęła na kamiennej nawierzchni jaskini. Basior zszedł powoli do salonu i zajrzał niepewnie do środka. Panowała dziwna cisza, a na miejscu nie zastał ani Fire ani jej syna. Pozostała dwójka dzieci natomiast siedziała przy barze po cichu i czymś się bawiła. Kanora mył jakieś naczynia, chłopaki byli na miejscu tylko w dwójkę, Kessa gdzieś zniknął. Przy jednym ze stolików siedział za to RisTai, a drzwi do laboratorium były uchylone. Oruko został szybko zauważony przez Kanorę, który od razu się przywitał. Basior zdał sobie sprawę, że dziwnie wyglądałoby, gdyby teraz po prostu wyszedł, więc postanowił zaczekać na wilczycę przy barze. Przemknęło mu przez myśl, że pewnie ją zaskoczy pojawiając się bez uprzedzenia w gilii i miał nadzieję, że w ogóle przyjdzie jej do głowy go tam szukać. Już w ludzkiej formie usadowił się przy barze i spojrzał na Sen. Zastanawiał się, czy zniknięcie Donata ma coś wspólnego z Fire. Kanora zaproponował mu coś do picia, a wilk bez zastanowienia zdecydował się na zwykłą wodę. 
 -Całkiem często się ostatnio pojawiasz w gildii. To w sumie dobrze, niewiele osób miało okazję rzeczywiście cię poznać. - Kanora starał się nie denerwować basiora, jednak tylko takie słowa przychodziły mu do głowy.
 -Cóż... może to się zmieni. - mruknął, w zasadzie nie chcąc tego mówić. W końcu zebrał się na odwagę. - Nie wiecie gdzie jest Donat? - zapytał, patrząc na Sen i Tachiego, który zorientowali się, że pewnie mówi do nich.
 -Poszedł z Fire... musiał coś zrobić - wydukała zaskoczona Sen, a Tachi szukał pewności siebie gdzieś w oczach Kanory.
 Oruko przytaknął tylko w odpowiedzi i zabrał się za wodę. Doszedł do wniosku, że jeśli jest ona z Donatem, to dowie się kiedy owe "coś" dobiegnie końca, bo jeśli ona tu nie przyjdzie, to przyjdzie choćby Donat, a wtedy zostanie już tylko kwestia znalezienia jej. 

***

Po kilkunastu minutach do gildii wbiegł rozszalały Donat, a kiedy tylko dzieci spracowały kto tak krzyczy, od razu wybiegły mu na spotkanie i zaczęły snuć jakieś dzikie, niecne plany, po czym szybko gdzieś odbiegły. Oruko przyglądał się całej tej scenie, aż zauważył wlekącą się za synem waderę. Jej wycieńczony obraz wydawał się nader komiczny, co przyprawiło Oruko już prawie o uśmiech. Kiedy wreszcie doczołgała się do baru, wykrztusiła tylko
 -Nalej mi prądu...
I legła na blacie. 
 -A tobie co? - basior ledwo powstrzymywał się od śmiechu. 
 -Nawet nie pytaj. Później ci wytłumaczę - zaśmiała się ostatkiem sił, prawie ironicznie. 
 -To co Oruko, może tobie też prądu? - zaśmiał się Kanora. - Chyba cię czeka straszna opowieść. - basior tylko uśmiechnął się pod nosem widząc, że Kanora już dawno trzyma w ręce kufel z jakimś piwem. 

***

 -Tylko po co się tak uparłaś, żeby wprowadzić ją do gildii? - byli teraz w lesie, a Oruko już dobrze wiedział, co wilczyca robiła przez pół dnia. Biała z zaskoczeniem odchrząknęła i zaczęła:
 -Pozwól, że cofniemy się w czasie o kilka tygodni, kiedy to dowaliłam się do jakiegoś bogu ducha winnemu basiorowi...
 -Dobra, już wiem gdzie to zmierza - zaśmiał się - Ale wciąż... trochę to przesada.
 -Ona ma syna, który na prawdę już ma dość. A ona nie chce dla niego źle, tylko nie ma bladego pojęcia co powinna zrobić. Miałabym ich tak zostawić?
 Basior zastanowił się chwilę nad jej słowami.
 -Może masz rację. Idziemy gdzieś?
 Wilki zdecydowały się obrać kurs na wodospad, gdzie też przystanęły. Oruko, swoim zwyczajem usiadł po dopadającą wodą, a Fire postanowiła do niego dołączyć w wilczej formie. Kiedy woda do reszty wyprała jej mózg, wpadła na świetny pomysł. 
 -Ej Oruko, umiesz pływać? - basior spojrzał na nią nie do końca rozumiejąc sens pytania. Ona natomiast jednym susem zrzuciła go z kamienia, przez co basior wylądował w wodzie, gdzieś głęboko pod jej taflą. Ona natomiast stała na kamieniu i przyglądała się uważnie wodzie, z każdą sekundą zastanawiając się coraz poważniej, czy nie powinna go ratować. Bardzo szybko przekonała się, że to nie jego będzie musiała ratować, kiedy spod spienionej wody wyskoczyła para rąk, złapała ją za przednie łapy i wciągnęła pod wodę. Oruko od razu przemienił się w wilka i przepłynął dalej od niej i płynął przy dnie, które przy okazji znajdowało się niespełna dwa metry pod taflą. Wilczyca zaczęła pościg, który szybko przerodził się w babranie w wodzie jak dwójka szczeniąt, a potem w gonitwę. Wilczyca szybko dogania i powala basiora, po czym decyduje się na uziemienie go w zupełnie dosłownym tego słowa znaczeniu i po prostu kładzie się na nim swoim całym prawie stukilogramowym cielskiem na kruchym wilku.
 -Co ty robisz! Złaź! Zgnieciesz mnie!
 -A... jakoś tak mi się... nogi zwaciały...! Nie mogę wstać...! Pomocy! - wilczyca zanosiła się śmiechem, a basior łapał powietrze jak ryba bez wody, chociaż sam nie mógł powstrzymać się od śmiechu. W końcu wadera podniosła się, a w nagrodę za swoje podłe zachowanie została poszarpana za ucho.
 -Dawno nie trenowaliśmy. - zauważył, coś sugerując. 
 -W sumie rzeczywiście. To co? Pytania?
 -Nie wiem czy jakieś mam...
 -Ale ja jakieś znajdę - i zaczęła się gonitwa. Tym razem walka była wyrównana - wilczyca uparła się, że pokonać go za pierwszym razem, a to co powiedziała skutecznie sprawiło, że Oruko nie mógł dać jej wygrać. Oboje znali już swoje sztuczki, więc było coraz ciężej. W końcu chwila nieuwagi, zmęczenie i szczenięca zabawa wystarczyły, żeby polała się krew. Biała była tak zdesperowana żeby przewrócić basiora i jeszcze chwilę się powygłupiać, że nie przywiązała żadnej wagi do miecza, który przeszył jej ucho, a dopiero ból uświadomił jej, jaką głupotę zrobiła. Oruko zatrzymał się na chwilę, a wilczyca ostatkiem sił szarpnęła go za przednią nogę.
 -Wygrałam. - zaśmiała się i syknęła z bólu.
 -Chwila... To... - Oruko ani na chwilę nie spuszczał oczu z jej ucha, które wydawało się być przecięte na wskroś pionowym cięciem. Od razu zaczął mechanicznie wylizywać jej ucho, na co wilczyca tylko mocno dociskała prawe oko i ściskała zęby, wciąż jednak z uśmiechem. - Szybko... Chodź do Misaran... - wydukał tylko i nie przestawał wylizywać ucha. Wilczyca wstała powoli, a kiedy basior nie dosięgał już do jej ucha, uprzytomnił sobie o katanie, którą szybko schował do pochwy, założył na korpus i truchtał tuż przy wilczycy stale obserwując jej ucho.
 -Co tam się stało że masz taką minę? - biała wyciągnęła łapę żeby dotknąć ucha, ale Oryko szybko jej w tym przeszkodził.
 -Nie dotykaj bo jeszcze zakazisz. Zamiast tego wspiął się na tylne łapy i leszcze parę razy liznął jęzorem ranę.

***

 -Masz tu może jakieś lustro? - zapytała, wciąż wylizywana przez Oruko, siedząc na łóżku w pokoju medyka.
 -Wyobraź sobie, że ważniejsze było doprowadzanie tego miejsca do stanu używalności a nie sprowadzanie luster, ale jeśli chcesz wiedzieć, to masz przekrojone po całej długości ucho. - ciężko było stwierdzić, czy Misaran bawi ta sytuacja, czy martwi. Oscylowała gdzieś między jednym a drugim.
 -No to niefajnie. - zaśmiała się.
 -No niefajnie, to nie jest takie bezpieczne jak ci się zdaje - wilczyca zmierzała już do nich z bandażami i plastrami, czy bóg wie czym.
 -No już go nie strasz bo zaraz zemdleje. - wilczyca spojrzała na Oruko, a ten dziwnie łagodnie, o ile to możliwe, skrytykował ją wzrokiem i jeszcze raz liznął w ucho.
 -Jesteście pewni, że nie jesteście parą? - zasugerowała Misaran przypatrując się scenie już z krzesła.
 -Przymknij się i opatruj jej to ucho - syknął basior odsuwając się od Fire.
 -A w sumie, kto wie - wilczyca nie mogła powstrzymać się od prowokacji i zetknęła swój pysk z jego pyskiem tak, że stykali się nosami i ustami. Wilk odskoczył od razu i znowu zlustrował ją tym samym spojrzeniem, tym razem jednak jeszcze bardziej krytycznym i w dodatku zszokowanym.
 -Masz krew na pysku - zaśmiała się oblizując swój.
 -A ty masz ją wszędzie, więc się nie wierć i daj się opatrzyć.

***

 Po kilku minutach wszystko było gotowe, a Fire została zasypana pytaniami o jej stan. Szczególnie zainteresowany był Donat, który zaczął krążyć wokół matki i się dopytywać. Wilczyca wszystko zbywała i nie chciała nic powiedzieć, a Oruko milczał jak grób, krążąc tylko wokół wadery.
 W tym czasie z pokoju medycznego wyszła Misaran i ukradkiem wlazła za blat baru.
 -Wiesz co Kanora... Teraz to już mi chyba uwierzysz, ale mi się wydaję, że oni coś kręcą ze sobą. - wyszeptała mu do ucha. Basior natomiast przez chwilę analizował jej słowa i uśmiechnął się tylko jakby miał jakiś pomysł. Misaran chyba też go podłapała, uśmiechnęła się równie podle i uciekła zza blatu.
 -To może zrobimy tak... siądziemy wszyscy przy kanapach i opowiesz nam co się stało. - zaproponował lejąc trunek.
  -No dobra... Tak na prawdę, to w rzece pływała jakaś wielka ryba i mnie pogryzła! - zwymyślała znowu, na co dzieci prawie pokładały się ze śmiechu - Na prawdę! Była fioletowa, większa ode mnie i mnie goniła! A potem wybiegła za mną na brzeg! Strasznie szybka była...
 Tak głupie historie rozbawiły nawet Oruko, który był zupełnie zestresowany tym co zrobił i gdyby ktoś dowiedział się co się stało to pewnie cały zalałby się potem i nigdy więcej nie pojawił w gildii.
Chwilę później wszyscy byli już trochę podpici i rozłożyli się na kanapie. Zbliżał się wieczór, dzieci powoli chciały zbierać się do spania, chociaż robiły wszystko, żeby tego nie pokazywać. W końcu, mogło je ominąć coś wyjątkowo śmiesznego. Im bliżej północy tym bardziej zmęczone były i w końcu uciekły do pokoju Donata, a Tachi do swojego łóżka. Przez cały wieczór Fire wymyśliła więcej historii niż słyszała w całym swoim życiu, a nawet wpadła na pomysł o wendigo. Oruko siedział tylko obok i uśmiechał się pod nosem do co niektórych historii i powoli przysypiał. Kiedy w końcu zmógł go sen, a on sam bezwładnie opadł na ramię wilczycy cała gildia zeszła na jeden temat, rzucając jakieś dziwnie uwagi w ich stronę.
 -Tak na prawdę, to podczas treningu dziabnął mnie mieczem, ale jakbym wam powiedziała to by najpierw zabił nas wszystkich a na koniec siebie. - zaśmiała się, oparła się na jego głowie i ziewnęła.
 -To jak z wami w sumie jest? - zapytała pół kontaktująca Misaran.
 -W sumie to nie wiem. - rzuciła od niechcenia i przymknęła oczy. 

niedziela, 30 grudnia 2018

Ogień i lód - 4

 Wilki szły łeb w łeb przez las powoli przebierając łapami. Wadera dziwnie się czuła utrzymując odległość ponad metra od basiora, który konsekwentnie się oddalał kiedy ta tylko próbowała się zbliżyć. Odpuściła sobie torturowanie jego kruchej psychiki i bezsłownie zgodziła się na taki układ.
 Oboje nie do końca wiedzieli gdzie zmierzają, ważne że odchodzili coraz głębiej w las, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Fire z każdym krokiem bardzo powoli skłaniała się do powrotu, chociaż raczej nie z jakiejkolwiek obawy a raczej przez to, że Oruko milczał i nie wiedziała co dzieje się w jego głowie. W końcu znaleźli się w rzadszej części lasu, gdzie drzewa były raczej bezlistne i niskie, a spomiędzy poszycia można było zobaczyć nawet gołą ziemię. Oruko przystanął i rozejrzał się. Spomiędzy drzew dało się nawet zauważyć krajobraz wyspy. Fire poszła jego śladem i zaniemówiła. Widok rzeczywiście był oszałamiający, nawet jeśli niewiele można było zobaczyć, a to wszystko dopełniał zachód słońca. Mieli o tyle szczęścia, że góry na których stali były w zachodniej części wyspy, więc taki widok mieli na wyciągnięcie łapy. Wilczyca na chwile się wyłączyła i zanim zdążyła się ocknąć i znowu martwić się o obecny stan rzeczy, Oruko w końcu się odezwał.
 -Tu przenocujemy.
 Fire spojrzała na niego szybko. Mnóstwo myśli przebiegło jej przez łeb.
 -Co z twoim synem? - przerwał znów. Ta zastanowiła się chwilę.
 -Poradzi sobie, na miejscu jest Misaran, Sen, Kanora...
 -Nie będzie się martwił? - biała nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie i nawet nie chciała się zastanawiać. Pocieszała się myślą, że Donat już od jakiegoś czasu wymyka się z gildii, nie ma go po parę godzin i zawsze wraca cały i zdrowy z resztą dzieci. Poza tym już od dawna chciał uchodzić za dorosłego, teraz ma szansę.
 -Będzie dobrze. - oznajmiła w końcu i usiadła na ziemi. - Jeśli znajdziemy trochę chrustu, możemy rozpalić ognisko. Tobie pewnie nie jest zimno, ale mi pewnie będzie. Jak dobrze pójdzie to jeszcze coś zjemy.
 -Znowu...? - mruknął, chociaż nie wydawał się zły. Jak na rozkaz odwrócił się w stronę lasu i wszedł między drzewa.
 -Ja pójdę w drugą! - oznajmiła na koniec i również poszła w las.
 W drodze myślała o wielu rzeczach - zastanawiało ją, co myśli Oruko, o wszystkim, bo ten typ ludzi bardzo ciężko jest rozgryźć. Z jednej strony zwykle są to ludzie szczególnie wrażliwi, ale są tak dobrzy w ukrywaniu emocji, że nie ważne jak trafna byłaby taka diagnoza, nikt nie będzie chciał w nią uwierzyć. Łącznie z jej twórcą. Zastanawiała się też, czy będzie w stanie pomóc basiorowi i jak powinna to zrobić. Z tyłu głowy wciąż miała myśl, że to jej zły nawyk znowu daje o sobie znać i raczej traktuje swoje zadanie jako wyzwanie niż rzeczywistą chęć niesienia pomocy. Dawno to zauważyła, ale nigdy nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Pocieszała się myślą, że nie ważne czy robi to z zachcianki czy z empatii - ważne, że komuś pomoże. Na koniec dochodziła jeszcze obawa o Donata. Nie martwiła się raczej, że coś mu się stanie, a o konsekwencje tego, że zostawia go tak bez słowa. Bała się raczej, że będzie miał do niej mniejsze zaufanie, albo że Misaran będzie miała problem z tym, że został sam. Zastanawiała się nawet przez chwilę, czy jednak nie wrócić do gildii, ale z drugiej strony wtedy z pewnością straciłaby zaufanie Oruko, którego nie można odzyskać. Postanowiła zaryzykować i zostać z basiorem. Kiedy wyszła na niewielki kawałek polany, na którym mieli nocować, na widok Oruko błysnęła jej jakaś myśl.
 -Jak można być tak tępym! - basior na te słowa znieruchomiał. Wilczyca zanim zorientowała się, że Oruko z pewnością jej nie zrozumiał, zawyła przeciągle niosąc wiadomość do członków gildii, mając nadzieję, że któryś z nich znajduje się akurat na zewnątrz i ją usłyszy.
 Wilk patrzył na nią już spokojniej, chociaż nie spodobało mu się tak nagłe przerwanie ciszy i spokoju. Dzielenie się taką informacją też w pewien sposób zaburzyło jego spokój, jednak kiedy wziął pod uwagę, że jej syn rzeczywiście może się martwić, odpuścił.
 Biała położyła się koło chrustu i zapaliła go. Był lekko wilgotny, ale dla panującej nad ogniem nie było to dużą przeszkodą. Leżeli tak chwilę, czekając, aż zapadnie zupełny zmrok.
 -Często tak przesiadujesz w górach? - zapytała w końcu.
 -Tak. - odparł krótko.
 -To pewnie dlatego wcześniej cię nie widziałam. - uśmiechnęła się, co nawet Oruko odwzajemnił cieplejszym spojrzeniem.
 -W gildii bywam zwykle kiedy muszę. Przychodzę po zlecenia, czasami na obiady... Ale nie lubię ich.
 -Oj to się nie polubimy. - zaśmiała się. Basior prychnął rozbawiony i zdaje się, że nawet się uśmiechnął. Wilczyca milczała chwilę napawając się tym widokiem, którego pewnie prędko nie zobaczy. - Dlaczego? - zapytała w końcu.
 Basior znowu zmizerniał i patrzył prosto w ogień.
 -Chyba nie muszę tego tłumaczyć.
 Wilczyca dobrze wiedziała, co basior ma na myśli, ale w jego przypadku każde słowo było cenną informacją, bo niewiele można ich usłyszeć. Postanowiła więc skorzystać ze starej dobrej zasady. Teraz musiała tylko wymyślić wiarygodną nieprawdę.
 -Boisz się ich czy jak? Przecież cię nie wyrzucą.
 -Niby tak ale... - ściana między nimi już prawie pękła.
 -RisTai przychodzi i nic mu nie jest. No, z drugiej strony jemu by nikt nie podskoczył...
 -Nie wygłupiaj się! - syknął - Jak sobie wyobrażasz że przychodzę na obiad, skoro w ogóle nie uczestniczę w czymkolwiek w tej gildii. Jak darmozjad! A nie będę rozmawiał z ludźmi tylko po to, żeby zjeść z nimi obiad. Bez sensu.
 Biała znów dała sobie chwilę na analizowanie jego słów. Więc to był problem. Rzeczywiście, byłoby to niezręczne, szczególnie że on nawet przy stole nie będzie chciał rozmawiać. Coraz lepiej rozumiała jego sytuację. Rzeczywiście, był między młotem a kowadłem. Z jednej strony nie chciał się uspołeczniać, nie potrafił, bał się tego, a z drugiej strony był zwierzęciem stadnym i po prostu potrzebował towarzystwa. W ten oto sposób najpierw czuł się źle z samotnością, a potem z jej niedoborem. Postanowiła zagarnąć jeszcze inną informację.
 -To dlaczego dołączyłeś do gildii?
 Basior milczał znowu.
 -Jestem zwierzęciem stadnym.
 Pora na inną taktykę.
 -Więc... po prostu potrzebujesz towarzystwa, dlatego dołączyłeś do gildii. Nie jest to głupie, jesteś w stanie ominąć niepotrzebne uspołecznianie, a jak potrzebujesz towarzystwa to też się znajdzie.
 Basior milczał, wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego. To tylko potwierdzało prawdziwość tego stwierdzenia. Wywiad na ten wieczór dobiegł końca. Wilczyca rozłożyła się na poszyciu bezceremonialnie i rozciągnęła łapy.
 -Coś się na to zaradzi. - zakończyła.

***

Długie, ciężkie, uparte namowy zdały się na nic. Wilczyca sama weszła do gildii i od razu została przywitana krzykami typu "gdzieś ty była?", "czemu cię nie było?", "co ty kombinujesz", a wisienką na torcie był uwieszony na szyi Donat.
 -Martwiłeś się? - od razu spytała.
 -Nie - odparł szybko, bezceremonialnie i widać nie spodziewał się wybuchu śmiechu, który jednak nastąpił - słyszałem twoje wycie, więc wiedziałem, że jesteś w lesie. Spałem u Sen. - chłopiec uśmiechał się szeroko. - I byłem grzeczny! Cały dzień i całą noc, w ogóle się nie bałem. Chyba już dorosłem...
 Kolejny wybuch śmiechu, który trochę onieśmielił chłopca, jednak szybko się z tego otrząsnął i znów skakał po gildii.
 -W takim razie chyba musimy przyspieszyć trening! - zaproponował Kessa, na co Donat kategorycznie nie chciał się zgodzić. Trening był dla niego co prawda ważny i ciekawy, ale wolał spędzać czas z Sen i Tachim.
 W tym czasie biała zawitała wreszcie przy barze i znowu została powitana, tym razem przez Misaran:
 -Co ty knujesz po tych nocach, co? Cały dzień cię nie było i to nie pierwszy raz, teraz nawet noc. Chyba musisz mi o czymś powiedzieć... - Misaran już węszyła, jednak jeszcze nie była pewna co, więc od razu przystąpiła do podpuszczania wilczycy.
 -Nie ma tak łatwo - wyszczerzyła kły - dowiesz się w swoim czasie, a wtedy ci dopiero kopara opadnie.
 Wilczyce droczyły się jeszcze jakiś czas, aż w końcu postanowiły resztę dnia spędzić z dziećmi, choćby u Kiwiego. Biała jednak ciągle była lekko nieobecna, jednak tym razem miała jak najbardziej powód.

***
około miesiąc później
***
 Cała gildia była ożywiona jak nigdy - coś się święciło, jednak nikt nie wiedział co. Działy się dziwne rzeczy. Fire coraz częściej znikała i niejednokrotnie nikt nie wiedział, gdzie podziewa się w nocy. Misaran niejednokrotnie podejmowała się wytropienia jej, jednak ślady zawsze były zawiłe, zatarte, albo po prostu tak długie, że wilczyca nie miała cierpliwości za nimi podążać. Ślad często urywał się w rzece, co skutecznie demotywowało tropicielkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro trwało to już tyle czasu, ale zniknięciom wilczycy zaczęły towarzyszyć zniknięcia jej syna, który wymykał się z gildii coraz częściej i na coraz dłużej. Najdziwniejsze było jednak, że wychodził sam, a Sen i Tachi zostawali w gildii. Całą tę sytuację przypieczętowały niedzielne obiady. Już drugi raz z rzędu pojawił się na nich Oruko, co było niebywałą sytuacją. Mało tego, nawet częściej w niej bywał i częściej się odzywał. Szybko się mieszał, kiedy ktokolwiek pytał go, co się zmieniło, że zaczął się asymilować z gildią, jednak ten temat jakoś bardzo szybko się rozmywał, chociaż wszyscy byli ciekawi.
 Kolejny dzień w gildii nie przyniósł nic nowego, w każdym razie z pewnością nie odpowiedzi na pytania jej członków. Biała znów gdzieś wybyła, chociaż teraz przynajmniej zaczęła zapowiadać swoje nocne wypady. Misaran od jakiegoś czasu wietrzyła w tym romans, co jednak nie do końca się trzymało czegokolwiek, więc pomysł był od razu zbywany przez gildię. Ona jednak wiedziała swoje. Donat też zniknął, jednak tutaj coś się zmieniło. Sen i Tachi nie byli już tak przybici jego nieobecnością, wręcz przeciwnie. Byli bardzo podekscytowani, ruchliwi, jednak nie chcieli powiedzieć dlaczego i knuli swoje dziwne plany gdzieś po kątach.
 W czasie całego ogólnego poruszenia, biała była właśnie w drodze na najwyższy szczyt w okolicy. Na wyższe nie dało się dostać w przeciągu dnia, więc nie były brane pod uwagę. Wędrówce towarzyszył, po raz kolejny, Oruko, który zdawał się na prawdę lubić takie "spacery".
 -Kiedyś z Donatem bardzo dużo podróżowaliśmy, ale częściej po miastach czy polach niż górach. - zaczęła biała. - Kiedy przeniosłam się do gildii, czułam, że coś jest nie tak, chyba brakowało mi takich wędrówek. Donat miał ich dość, ale myślę że te by mu się spodobały.
 Oruko milczał, jednak uważnie słuchał białej.
 -Ty też tak podróżowałeś? Skąd ty w sumie jesteś?
 -Z Ischavii. Nie podróżowałem jako tako, ale w ciągu dnia musieliśmy się nachodzić, żeby znaleźć zwierzynę i pilnować swoich granic. Chyba dlatego lubię góry, mieszkałem w nich od szczeniaka.
 -Są spokojne. - zauważyła wilczyca i spojrzała kątem oka na basiora. Ten uśmiechnął się delikatnie.
 -Nie to co gildia.
 Wilki zamilkły, jednak takie milczenie między nimi nie było niezręczne. Oboje dobrze znali tę ciszę i nie przeszkadzała im. Wręcz przeciwnie, Oruko lubił spokój, a Fire nie chciała naciskać. Jej niespokojna natura została w gildii, teraz tylko cieszyła się podróżą.

***

 Powoli zapadał zmrok, zachód słońca dawał ostatnie światło a szczyt góry był coraz bliżej. Ku zaskoczeniu Fire, Oruko przystanął i ogłosił obóz.
 -Nie idziemy na górę?
 -Zaufaj mi.
 Biała skrzywiła się lekko i, ich nowym zwyczajem, ruszyła po chrust.
 Chwilę później wilki spotkały się w tym samym miejscu i leżały koło ogniska, oglądając gwiazdy. Coś zahuczało w lesie. Takiego dźwięku nie spotyka się codziennie, biała wzdrygnęła się, jednak Oruko pozostał niewzruszony.
 -Co to było?
 Basior uśmiechnął się pod nosem.
 -Kto wie. Może sowa, może niedźwiedź, a może to tylko wendigo.
 Biała popatrzyła na niego zdezorientowana.
 -Wendigo?
 -Nie słyszałaś o nich?
 -Coś słyszałam... no ale chyba w to nie wierzysz. - zaśmiała się. Basior spoważniał lekko. Biała była coraz bardziej zmieszana.
 -Widziałem już jednego.
 Wilczyca znieruchomiała.
 -Podobno rodzą się z zagłodzenia, gdzieś w zimnych górach. Są wielkie. I wbrew pozorom wcale nie są głupie... Najpierw straszą takimi hukami jak ten przed chwilą, a kiedy ich ofiara zupełnie straci głowę i spanikuje, wtedy atakują. Taka ofiara jest łatwym celem.
 Zapadła cisza. Po kilku minutach w lesie dał się słyszeć trzask łamanych gałęzi, a wilczyca tym razem podskoczyła i odruchowo zbliżyła się do basiora.
 -Chyba tu idzie. - wyszeptała.
 Na te słowa basior w końcu wybuchnął śmiechem, a biała zmierzyła go zszokowanym wzrokiem.
 -Nie no wygłupiam się, tu jest za ciepło na wendigo. Poza tym one są tylko w naszych górach, tu go nie znajdziesz. Tak cię tylko straszę.
 Oruko wciąż nie mógł powstrzymać śmiechu, jednak udało mu się ograniczyć do chichotu. Białej natomiast z pewnością nie było do śmiechu.
 -Masz nienormalne poczucie humoru. - wygarnęła mu w końcu.
 -Żeby tylko poczucie humoru.
 -Ja ci dam!
 I zaczęła się walka, trwająca dobre kilka minut, aż w końcu Oruko poddał się, a wilczyca triumfalnie uniosła ogon. Basior znów legł koło ogniska, a biała przeturlała się do niego i leżała teraz na plecach obok niego.

***

 -Wstawaj... no rusz się! - słyszała przez sen. Zdawało jej się że to urojenie, ale kiedy uparty głos w jej głowie coraz dłużej nie dawał jej spokoju, otworzyła ślepia i zobaczyła ślęczącego nad nią Oruko, któremu ewidentnie się gdzieś spieszyło. - Ile jeszcze?
 -Co się dzieje... wendigo....? - wilczyca zaczęła miotać się nieprzytomnie, co przyprawiło basiora o rozbawione parsknięcie.
 -Ty jesteś wendigo, wiecznie głodny. Chodź. - biała zebrała się ociężale i ruszyła za basiorem.
 Z jakiegoś powodu z samego rana chciał ją ciągać na szczyt góry i absolutnie nie pozwalał jej dospać jeszcze tych paru minut. Zamiast tego tylko popędzał ją i pilnował żeby nie zjechała po śliskiej skale. W końcu jego łapa stanęła na szczycie, a łapa Fire zjechała z niego parę centymetrów, co wreszcie ją obudziła. Z łomoczącym sercem biała uważnie obserwowała teraz kamyki, które strąciła.
 Oruko natomiast czekał cierpliwie, gotowy na każdą reakcję wilczycy. Kiedy nareszcie stanęła pewnie na skale, przejechała wzrokiem od jej powierzchni, przez Oruko i na wschód. No właśnie, wschód. I to słońca. Między ciemnymi, zarośniętymi iglastym lasem górami i ich łysymi, szarymi szczytami, wiła się gęsta mgła, a między nią, wąskimi przesmykami, wydobywało się światło wschodzącego słońca, które powoli zmieniało kąt padania promieni. Wilczyca, zaślepiona nie tylko jasnym światłem, ale i pięknem krajobrazu, który się przed nią rozciągał, znów zaniemówiła. Basior siedział tylko dumnie wypięty obok i cieszył się chwilą. Kiedy pierwsze wrażenie rozeszło się po kościach, biała spojrzała w dół. Po jej wcześniejszym ześlizgnięciu, wysokość na której stali wydawała się wyjątkowo duża. Na tyle że biała postanowiła się położyć, no znowu rozbawiło Oruko. Dalej jednak nie wiedziała jak to wszystko skomentować więc wciąż milczała.
 -Gdzieś ty się uchował... - przerwała w końcu po paru minutach i przysunęła łeb do jego łap tak, że delikatnie to nim dotykała.
 Oruko cały wzdrygnął, uderzyło go gorąco, mało brakowało żeby w oczach zebrały mu się łzy. Chciał zabrać łapę, co normalnie oczywiście od razu by robił, jednak tym razem coś go zatrzymywało. Im dłużej kłócił się z myślami tym bardziej czuł jak jego łapa przytwierdza się do podłoża. 
 -Musimy tu jeszcze przyjść! - wilczyca nagle, bez ostrzeżenia podniosła łeb i spojrzała mu prosto w oczy, a ten tak się zmieszał, że wyszarpnął łapę z wyimaginowanych kajdan, położył uszy i już do reszty nie wiedział co robić. Wilczyca z pełnego powagi wielkiego pyska wykrzesała szeroki uśmiech. Już domyśliła się o co chodzi.
 -Chodźmy już. - a Oruko powrócił do swojego świata. Powoli schodził z góry, podczas gdy Fire, podniósłszy się, ostatnie chwile napawała się widokiem.
 -Echo! Echo. Echo! Echo. Echo.
 -Chodź bo jakąś lawinę wywołasz.
 -Czego? Tu nie ma śniegu! Chyba że tam gdzieś dalej...
 -Siebie na przykład. Patrz pod nogi. - jak na ironię łapa basiora ześlizgnęła się po kamieniach, a biała wybuchła śmiechem. Oruko zmieszał się i chociaż też chciał się zaśmiać, nie chciał pokazywać, że go to rozbawiło. - Chodźże!

***

Gildia była już "tuż za rogiem", jednak coś odwróciło uwagę wilczycy. Naprężyła się, wyprostowała, wyciągnęła uszy i wciągnęła leśne powietrze w płuca. Basior spojrzał w tym samym kierunku.
 -Czujesz to?
 -Nie... - odparł zdziwiony.
 -Jakiś... wilk... - węszyła.
 -Sporo ich tu jest. - skomentował. - Może mamy gościa.
 -Też racja. Chodźmy.

sobota, 29 września 2018

Ogień i lód - 3

 -Możesz mnie chociaż raz posłuchać? - samiec brzmiał inaczej niż podczas ostatniej rozmowy. Teraz nie był tylko zimny, oschły. Teraz zdawał się być zupełnie szczery. Niemal desperacki.
 Wilczyca przystanęła na chwilę. Przeanalizowała sytuację. Patrzyła na niego niebieskimi oczami i zastanawiała się co mogło tak zmienić basiora.
 -Już nie jesteś taki odważny jak ostatnio. - skomentowała. To był dość ryzykowny krok.
 -I nie będę. Nie mam zamiaru więcej się z tobą zadawać. - szczerość tych słów uderzyła wilczycę. O co mogło mu chodzić?
 -Dobra. Odejdę, jeśli chociaż spróbujesz mi wytłumaczyć co się stało. - wadera robiła wszystko żeby brzmieć przekonująco. Nastawiała się już na syknięcie, atak, brak odpowiedzi. Domyślała się też że może to być ich ostatnia rozmowa.
Basior milczał.
 -Niepotrzebnie w ogóle zaczynałem z tobą rozmowę. - basior powoli wracał do swojej oschłej postaci. Wyglądało na to że w tym stanie znów zacznie tylko odszczekiwać.
 -Zachowujesz się jak dziecko. Jesteś facetem, wilkiem, jakby tego było mało. Nie wiem co ci odbiło ale się opanuj.  - wilczyca zrobiła dwa kroki w jego stronę, ten z miejsca zjeżył sierść i ukazał kły. Głuchy warkot znów miał w sobie nutę desperacji. Może trzeba było kontynuować tę strategię - Po co swoją drogą dołączyłeś do gildii. Bo ci łatwiej i tak dalej... Pominąłeś tylko fakt że to społeczność, nie sam budynek. Na zbity pysk cię nie wyrzucą ale nikt nie czuje się dobrze w obecności kogoś kto non stop ich ignoruje.
 -Zamknij się i wyjdź. - basior warczał coraz głośniej z każdym jej krokiem.
 -Znowu to robisz. Tylko po co? Nic ci to nie daje a tylko tracisz. Nie byłoby prościej zwyczajnie zaakceptować fakt że jesteś zwierzęciem stadnym?
 -Widać nie powinienem nim być. Gówno wiesz więc się zamknij - między wilkami pękła pewna bariera. Dało się słyszeć że jeszcze chwila i basior wybuchnie.
 -No właśnie nie wiem ale ta rozmowa byłaby o wiele prostsza gdybym się dowiedziała. - ciągnęła - Sam widzisz w jakim ja jestem stanie, życie nie jest proste ale oddychanie i jedzenie to też nie życie. Weź się wreszcie w garść, co ci jest? Jesteś chory, ktoś się ściga? Cokolwiek!
 -Żebyś wiedziała że jestem chory! Tacy jak ja nie powinni w ogóle pojawiać się w stadach, mogłem dalej wlec się po lesie i teraz nie musiałbym się z wami męczyć - basior w jednej chwili wydusił z siebie zdanie którego w tej samej chwili głęboko pożałował. Warknął najgłośniej jak tylko był w stanie, jakby chciał zagłuszyć to co właśnie powiedział.
 Wilczyca siedziała w ciszy i patrzyła na skulonego na dużym, zmielonym prześcieradle basiora. Wciąż szczerzył on kły i powarkiwał cicho. Gdyby wilczyca nie stała mu na drodze ucieczki, już dawno by go tu nie było.
 -Wyrobiłeś sobie niezły system obronny. - wilczyca starannie dobierała słowa. On natomiast schował zęby i położył uszy po sobie. - Nigdy nie sądziłam że ktoś tak oschły może mieć tak namieszane we łbie. Sprawiałeś wrażenie najspokojniejszego bytu na ziemi. - uśmiechnęła się lekko. Basior odwrócił łeb wyczerpany psychicznie. Chyba było mu już wszystko jedno. Biała postanowiła zaryzykować i zbliżyć się jeszcze parę kroków tak, że stanęła już na leżu basiora. Ten tylko poruszył nerwowo ogonem kuląc się jeszcze bardziej. Widać nie miał siły się buntować więc wilczyca położyła się około metra od niego i oglądała jego niebieskie futro w milczeniu. Nie widziała jego pyska więc nie mogła stwierdzić o czym teraz myśli.

 Wilczyca nie zauważyła kiedy zasnęła. Basior wciąż leżał na posłaniu. Spanie w obcym miejscu sprawiło że wilczyca obudziła się w dokładnie tej samej pozycji w jakiej zasnęła, chociaż to nigdy jej się nie zdarzało. Była raczej skłonna spać z łóżka i znaleźć się na drugim końcu pomieszczenia. Postanowiła jednak jeszcze nie wstawać i przypomnieć sobie co się działo zanim zasnęła.
 Przed zaśnięciem dokładnie przemyślała to co powiedział basior. Mocno zbiło ją to z tropu. Była pewna że jest po prostu antyspołeczny, a nie aspołeczny. Domyśliła się jednak że po tej rozmowie Oruko z całą pewnością nie będzie pojawiał się w gildii w tej samej chwili co ona. Kiedy przypominała sobie jego wzrok podczas wczorajszego wybuchu, wyglądał jak wystraszone szczenię. Wilczyca czuła że rozdrapała coś co budował przez lata. Czuła się po części odpowiedzialna za to co się stało i za to co teraz będzie. Postanowiła trochę pomóc basiorowi. Jako porządna znajoma, postanowiła zacząć od jedzenia.

 Polowanie musiało odbyć się blisko nory, po cichu i szybko. Wilk mógł w każdej chwili uciec, a wtedy nikt nie wiedziałby gdzie. Udało jej się złapać królika, co nie było takie proste na terenach pełnych wilków. Uwinęła się jednak stosunkowo szybko. Zdawało się że Oruko wciąż jest w swojej norze. Waderę zastanawiało jednak, dlaczego nie miał pokoju w gildii. Kiedy jednak wypowiedziała to pytanie w myślach, odpowiedź nasunęła się sama. Mógłby tam nie wytrzymać. Rozmyślając, odruchowo przypiekła zwierzynę, jak to miała w zwyczaju. Dopiero wtedy zorientowała się że Oruko, przyzwyczajony do lodu i chłodu, mógłby woleć surową zwierzynę. Wzięła zdobycz w zęby i postanowiła się przekonać.
 Basior, jak już się mogła domyślić, nie spał. Wciąż jednak wyglądał na zmordowanego. Tak na prawdę, nie miała pewności czy spał kiedy wychodziła.
 -Dzień dobry panu. Zapowiada się nieprzespana noc po tylu godzinach kimania w ciągu dnia. - upuściła królika tuż przed jego pyskiem i usiadła na leżu. Basior zmierzył zdobycz wzrokiem i zmarszczył pysk. - Nie lubisz pieczonego? - basior rzucił jej zrezygnowane spojrzenie. Ta tylko się zaśmiała. - No nic.
 Wadera legła na pościel i patrzyła na wilka.
 -To musi być upierdliwe życie. Bycie aspołecznym zwierzęciem stadnym. - na te słowa basior westchnął cicho i spuścił wzrok. - Paradoksalne. Ale da się to pogodzić wiesz? - jego wzrok znów powędrował w górę. - Nie musisz się otwierać na wszystkich, na całą gildię. Trenujesz już z Chasem, rozmawiasz ze mną. Chyba tyle wystarczy nie. - wyszczerzyła kły.
 -Aż zanadto. - wymruczał w końcu. Wadera zaśmiała się.
 -Wrócił stary dobry Oruko! - na te słowa trochę wrócił mu humor. - A jakbyś jeszcze nie zamrażał wzrokiem wszystkich dookoła to byłoby idealnie. - biała znów wróciła do swojego standardowego wyrazu pyska.
 -Zmiana wizerunku jest trudniejsza niż ci się wydaje. Z czasem ludzie dookoła są tak pewni twojego charakteru że nie dadzą ci się zmienić. - wilczyca dokładnie przemyślała jego słowa.
 -Jedz tego zająca. - rzuciła w końcu. - Idziemy się przejść?
 -To jest królik.

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Ogień I lód - 2

 Po co dołączyłeś do gildii? Bo tak jest łatwiej. A ty? Nie uchce się wiecznie tułać po świecie z dzieckiem. Dlaczego jesteś taki oschły? Tak mam. Dlaczego chcesz cokolwiek o mnie wiedzieć? Ciekawisz mnie. To prawda że trenujesz z Chasem? Tak. Co jest we mnie takiego ciekawego?
 Na to pytanie wilczyca westchnęła.
 - To jest bardzo dobre pytanie - wyszczerzyła kły. - Ale dowiem się. Prędzej czy później. Wracajmy do gildii.
 - Przerwałaś mi polowanie. Nie wrócę bez jedzenia.
 - To pójdziemy razem. - basior rzucił jej ostre spojrzenie. Chyba na innych działały, biorąc pod uwagę jak często ich używał, jednak wilczyca była widać odporna. W podskokach potruchtała w las. Basior ruszył za nią, w zasadzie wbrew własnej woli.

 Do gildii weszły dwa wyczerpane wilki. Basior zaniósł królika do kuchni i zamroził go.
 - Mamo! Gdzie byłaś?! - wykrzyczal brązowy kociak.
 - Na treningu - mruknela uśmiechnięta acz wyczerpana. - Ja idę spać, młody. Zaraz umrę. - odwróciła się I znowu pomaszerowała w stronę wyjścia. Kociak już się nie odezwał, odprowadził ją tylko wzrokiem.
Wadera padła wyczerpana na łóżko. Kiedy tylko zebrała na tyle siły żeby się przebrać i położyć pod kołdrą, zaczęła swoje rozmyślania. Oruko był jedyną osobą z którą spędziła czas na czymś co nie było rozmową o pogodzie. Nie miała zamiaru tego zaprzepaścić. Była pewna że będzie go dręczyć puki będzie w jej zasięgu. Z tą myślą zasnęła.

Następnego dnia znów wyśledziła wilka w lesie. Chyba polował. Tym razem nie był zaskoczony jej przybyciem, raczej rozdrażniony.
 - Czego znowu chcesz?
 - Tego samego! - rzuciła się na basiora I przyszpiliła go do ziemi. Co dzisiaj robimy? - ten tylko wpatrywał się w nią znużonym wzrokiem.
 - Rozchodzimy się w swoje strony. - wygramolił się spod wadery.
 - No weź! - zaśmiała się. - Nie było fajnie wczoraj?
 - Nie. - mruknął stąpając ciężko.
 - Ale ty zamknięty... Dlaczego?
 - Nie przypominam sobie żebym miał odpowiadać na pytanie jeśli nie jestem przegranym. - nie zdążył nawet dokończyć ostatniego słowa kiedy wielkie cielsko przygniotło go ziemi.
 - Ja też nie. Ale teraz to chyba nie problem. - jej wielkie zębiska lśniły w porannym słońcu centymetry on pyska samca.
 - Bo tak mam.
 - To nie jest odpowiedź.
 - A jednak ostatnio ją zaakceptowałaś. - wygramolił się spod cielska wadery.
 - Hm... Dobrze.
Nie minęło kilka minut, a samiec znów leżał na ziemi.
 - Ponawiam pytanie.
 - Mam odpowiedzieć to samo?
 - To nie odpowiedź.
 - Od dziecka taki byłem
 - Doprawdy?
Kolejne kilka minut, a Oruko znowu na ziemi.
 - To może teraz powiesz coś ciekawszego?
 - Odwal się! - syknął.
 - Nie. - wyszczerzyła się
 - Nie wytłumaczę Ci tego. To tak jakbyś miała mi wytłumaczyć czemu jesteś taka uparta! Po prostu tak jest wygodniej.
 - Hm... Niech będzie.
 Gra trwała w najlepsze jeszcze przez niemal dwie godziny. Wreszcie oba wilki wycieńczone padły na ziemię. Leżały tak w ciszy patrząc w chmury.
 - To może teraz bez walki? - basior spojrzał na samicę pytająco. - Na prawdę nie lubisz towarzystwa?
 Wilk nie odezwał się.
 - Każdy potrzebuje chociaż chwili rozmowy, trochę troski. Nie uwierzę jeśli powiesz mi że ciebie to nie dotyczy. - basior wciąż milczał. Wadera wzięła z niego przykład I lezeli w ciszy przez kilka minut.
 - Ostatnia runda I wracamy. - samiec podniósł się z ziemi i patrzył wyczekująco na wilczycę. Ta natomiast nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czy on na prawdę z własnej woli chciał to ciągnąć?
 - Niesamowite... Czy to na prawdę ty? - wilczyca podniosła się powolnie. Ten tylko prychnął. - Coś go tknęło!
 Oruko w końcu nie wytrzymał. Rzucił jej ostatnie spojrzenie i pobiegł w las. Biała zgrabnie zebrała się z ziemi i potruchtała zanim. Kiedy tylko zrównała tempo, oparła się o jego bok i złapała w zęby jego ucho w niemal szczenięcej zabawie. Samiec szybko wyrwał się i usiłował dosięgnąć jej szczęki, jednak wilczyca była za wysoka. Zaśmiała się i schyliła łeb, na co samiec zmarszczył brwi i pchnął ją w bok. Wadera odpowiedziała z podwójną siłą, na co samiec powtórzył uderzenie i wybiegł w przód.
 Ganiali się tak do samego wodospadu, dopuki Oruko nie przeskoczył po kamieniach na drugi brzeg. Wilczyca nie znała tej części lasu, więc nie była w stanie go wyprzedzić. Nie dała jednak za wygraną - w ramach rewanżu postanowiła spektakularnie pokonać rzekę w dwóch, długich susach. Kiedy już dotarła do brzegu, sprężyła mięśnie, schyliła się do samej ziemi i wyceniła odległość. Wystrzeliła na kamień na środku rzeki jednym długim skokiem. Już miała schylić się do kolejnego susa, kiedy śliski kamień zdradził jej niestabilną pozycję. Nie zdążyła mrugnąć, nim lunęła do zimnej, wartkiej wody. Wśród plusku zdołała usłyszeć głośny, niski śmiech basiora. Zebrała się jak najszybciej i przyjrzała się samcowi.
 - Wielkość to nie wszystko, co? - mruknął zadowolony z siebie.
 - Heh. No dobra. Wygrałeś. Pytanie?
 Basior wyglądał na mocno zdziwionego. Widać biegu nie traktował jako rywalizacji, jednak szybko zmienił wyraz pyska na swój zwykły, niewzruszony.
 - Wyglądasz jakbyś wróciła z zaświatów. Z twoimi ranami nie powinnaś nawet żyć. Protezy nie znajdziesz za pierwszym lepszym rogiem.
 - To nie pytanie. - wyszczerzyła zęby. Basior milczał chwilę.
 - Nie ważne. - podniósł się i ruszył w kierunku gildii. Wilczyca otrzepała się z wody i ruszyła za nim.

Następnego dnia wilczyca od rana szukała samca, jednak nigdzie go nie było. Przeszukałem już gildię, las, rzekę, wodospad. Ani śladu. Jego zapach rozchodził się wszędzie, to nowszy, to starszy. Można było się pomylić. Szła jego tropem jednak nic to nie dawało. Błąkała się po lesie bez sensu.
 Nagle poczuła silny, znajomy zapach. Coś w niej tknęło. Znalazła go? Poszła tropem basiora na środek niewielkiej polanki, gdzie na środku widać było niewielkie wzniesienie. Wilczyca zbliżyła się pewnym krokiem. Szybko dojrzała szczelinę na jej boku. Wsadziła nos do środka i wciągnęła powietrze. Musiał tam być. Już ostrożniej, wtargnęła do środka. Ciemności nory zaślepiły białą, dopuki jej oczy nie przywykły. Wreszcie zauważyła niewielki kłębek sierści połyskujący chłodno w słabym świetle.
 - Znalazłam cię.
 - Niepotrzebnie. Odejdź. - głos basiora brzmiał jeszcze bardziej oschle niż zwykle. Był cichy i niechętny. Mimo to, wadera postanowiła spróbować.
 - Znowu...? - westchnęła z delikatnym uuśmiechem i zrobiła krok w stronę samca.

Ogień i lód

 - Siema.
 W gildii zebrała się już większość członków.
 - Cześć. - odparł mężczyzna przy barze białej wilczycy.
 - Tutaj chyba nigdy nic się nie zmienia. - rzuciła wilczyca rozglądając się po pomieszczeniu.
 - Czy ja wiem. W ciągu ostatnich dwóch lat były tylko zmiany. - mężczyzna oparł się o blat z lekkim usmiechem.
 - Gdzie jest Tachi? - rozmowę przerwał brązowy, młody kocurek.
 - U dziadka. - zanim rzekomy barman zdążył coś dodać, kot zeskoczył z blatu I pomknął wgłąb pomieszczenia, odprowadzony wzrokiem wilczycy.
 - No cóż Kanora, widać nie jesteśmy tu wystarczająco długo. - wilczyca ukazała kły w uśmiechu - chociaż... - jej wzrok utkiwł w niskim, niebieskowłosym mężczyźnie w kimonie, siedzący przy stole nieopodal. - Jego nie znam. Kto to.
 - W sumie mnie to nie dziwi - rzucił Kanora obojętnym głosem prostując się - To Oruko. Chyba tylko imię udało mi się od niego wyciągnąć. Nie pogadasz z nim, on w ogóle nic nie mówi. Już RisTai jest bardziej rozmowny. Przychodzi tylko ze zwierzyną albo przegląda ogłoszenia. Czasem się czegoś napije. Wydaje mi się że Chase ćwiczy z nim walkę kataną.
 - Heh. Czy nie pogadam, zobaczymy. - wilczyca znów wyszczerzyła kły i pewnym krokiem udała się w kierunku nieznajomego.
 - Fire! - usłyszała tylko za sobą. Nie zwróciła jednak na to uwagi. Na długich łapach szybko dotarła do owego stolika.
 - Cześć. Oruko, tak? Jestem Fire. - przywitała się możliwie grzecznie. Chłopak właściwie nawet nie spojrzał na nią. - Jestem w gildii od kilku tygodni. Nie widziałam cię do tej pory. Jesteś nowy? - ciągnęła. Wreszcie napotkała jego lodowaty, odpychający wzrok. Oczywiście, znów zignorowała. - W sumie raczej nie przyszedłeś po mnie. Wiedziałabym o tym. W takim razie chyba jesteś tutaj weteranem, skoro tak obojętnie przechodzisz wokół innych. - nie zdawała się być zdenerwowana. Była wyjątkowo cierpliwa, znów szczerząc zęby. Na chwilę zapadła cisza. Od mężczyzny zdawała się bić zimna, ostra aura. - Czyżbyś władał magią lodu? Nikt normalny nie mrozi powietrza wokół siebie. Oj będzie Ci ze mną ciężko, ja mam żywioł ognia. Nie zamierzam stąd odejść dopóki się nie odezwiesz. - wilczyca posadzila wreszcie zad na zimnej podłodze i z cierpliwością spełniała swoją obietnicę.
 Minęło niemal godzina, jednak biała nie dawała za wygraną. W końcu Oruko miał dość, podniósł się i wyszedł, na co ta tylko wyszczerzyła kły i potruchtała za nim. Na zewnątrz nie mogła znaleźć samca, zaczęła więc węszyć. Nie trudno było go zlokalizować. Jego tropowi towarzyszyła chłodna aura. Szybko dojrzała niebiesko-białą sierść pomiędzy ciemnymi pniami. Przyspieszyła tempo i zaraz znalazła się obok jego kruchej sylwetki.
 - Pasuje Ci ten wygląd. - rzuciła. - To katana? Jak ty ją wyjmujesz... - wilczyca dokładnie oglądała jego broń. - W tej formie też nią walczysz? Już pomijając kwestie wyciągania jej, trzymasz ją w pysku? - basior wciąż nie odezwał się słowem. Nagle wadera wpadła na pomysł. - Aleś ty uparty. - warknęła i po odprowadzeniu wzrokiem samca, odwróciła się w drugą stronę i udała się w stronę gildii. Po chwili jednak zatrzymała się, kiedy ten był wystarczająco daleko. Znów ruszyła w jego kierunku. Szła pod wiatr, więc nie mógł jej wyczuć.
 Drogą była dość długa, a ona wciąż nie wiedziała gdzie idą. Starała się jednak ukryć swoją obecność. W końcu dało się słyszeć wodę gdzieś nieopodal. Wciąż jednak nie wiedziała co to znaczy.
 Po krótkim marszu szybko zorientowała się że idą do wodospadu. Nie widziała go tu jeszcze. Było to jednak dość daleko. Przycupnęła przy osłaniającym ją krzewie I czekała co będzie dalej. Ku jej zaskoczeniu, basior przemienił się w człowieka, zdjął katanę i zdjął rękawy kimona tak, że jego górna część odsłoniła klatkę piersiową i opadła na pas związany na biodrach. Samiec wszedł powolnie do wody i usiadł tuż przed wodospadem na kamieniu z kataną w ręku tak, że woda z hukiem opadała na jego plecy. Zdawało się że tak niewielki mężczyzna rozpadnie się pod takim naciskiem wody. "Ześwirował..." zaśmiała się pod nosem, jednak wciąż nie wychodziła z ukrycia. Obserwowała go, jednak nic się nie działo. W końcu postanowiła wyjść z ukrycia.
 - Fajne miejsce sobie znalazłeś. - w końcu na twarzy Oruko zdawały się widnieć jakieś emocje. Był ewidentnie zaskoczony jej nagłym pojawieniem się, jednak szybko wrócił do kamiennej twarzy.
 - Czego chcesz. - głos miał równie chłodny co wzrok.
 - Ja tylko chciałam się przywitać, wystarczyłoby żebyś mi odpowiedział i dawno zostawiłabym cię w spokoju, ale teraz muszę się trochę odegrać. - znów wyszczerzyła kły i zbliżyła się do zbiornika.
 - Już się przywitałaś, wystarczy. - mężczyzna zdawał się być niewzruszony czymkolwiek. Zamknął oczy i wciąż siedział.
 - Nie do końca mnie słuchasz. Mówiłam już, za późno. - wilczycy coraz bardziej podobała się rozmowa. Oruko nie odezwał się słowem. Znów zapadła cisza.
 Po kolejnej godzinie, basior chyba uznał że wystarczy. Podniósł się, wyszedł z wody, po czym zamroził wodę na swoim kimonie żeby lód opadł na ziemie pod wpływem jego magii. Kimono było już suche.
 - Niezłe  - rzuciła wilczyca również zbierając się z ziemi. Ten odpowiedział jej tylko zimnym spojrzeniem i przemienił się w wilka, po czym truchtem pognał głębiej w las.
 - Słyszałam że trenujesz z Chasem - wilczyca nie odstępowała go na krok. - Może chcesz potrenowac że mną! - I bez żadnego ostrzeżenia rzuciła się na kruche go basiora. Nie dorównywał jej wzrostem ani siłą, ale z całą pewnością zwinnością. Szybko wyskoczył w przód prześlizgając się pod nią, łapą wyrzucił wręcz katanę z pochwy, która rękojeścią odbiła się od poszycia. Zanim jednak do reszty opadła, basior zwinne złapał ją w pysk I wymierzył w wilczycę. Działo się to tak szybko że wilczyca ledwo zdążyła zareagować, omal nie nabiła się pyskiem na ostrze.
 - Teraz już wiesz. - rzucił ostro.
 - I bardzo mnie to cieszy - zaskoczenie zastąpił jej zwykły, nonszalancki uśmiech. - To jak?
 - Z chęcią cię zaszlachtuję. - odparł krótko i zamachnął się kataną, która na szczęście wilczycy ominęła jej nos o parę centymetrów. Zanim zdążyła się pozbierać, nadciągnął kolejny cios, którego również cudem ucikneła. To dało jej do zrozumienia, że basior chyba mówił poważnie. Postanowiła podejść do prawy równie poważnie i zamiast robić uskok w tył, schyliła się, niemal dotykając szczęką ziemi, po czym wyskoczyła w górę wybijając że sobą basiora. Wilk wylądował dwa metry dalej na plecach. Bardzo szybko stanął na nogi, ale katana była za nim. Nie miał się czym bronić, poza kłami i pazurami, których zapewne rzadko używał. To była jej szansa. Wilczyca nie zatrzymała się ani na chwilę. Jednym susem znalazła się tuż przed basiorem, który nie zdążył zareagować. Znów oberwał, tym razem twardym łbem w szczękę i opadł na ziemię. Wilczyca szybko przygniotła go do ziemi, jednak nie była to mądra decyzja. Omal nie przecięła się kataną, znów trzymaną przez basiora w pysku, tuż pod jej krtanią. Na kilka sekund zapadła cisza.
 - Heh. Nieźle. - odezwała się w końcu. - Od teraz, gramy na nowych zasadach. Pokonany odpowiada na jedno pytanie zwycięzcy. - basior przemilczał propozycję. W odpowiedzi wilczyca zdecydowała się na wyjątkowo niebezpieczny krok. Złapała ostrze w zęby i wyrwała basiorowi z pyska.   - To jak? - uśmiechnęła się szyderczo.
 - Oddaj katanę. - odpowiedział szorstko. Czyżby trafiła w słaby punkt? Zeszła z basiora powoli i podeszła do ostrza. Ten zebrał się z ziemi i czekał cierpliwie. Wilczyca jednak nie miała zamiaru dawać za wygraną. Złapała rękojeść w żeby i w podskokach pognała w las.
 - EJ! - usłyszała wrzask za sobą. Gonili się teraz po lesie, a Fire miała z tego nie lada zabawę, podczas gdy w lodowatym ciele Oruko wrzała krew. W końcu wilczyca jednym długim susem znalazła się na grubej gałęzi starego drzewa, gdzie basior nie był w stanie sięgnąć. Warczałam tylko z ziemi a wadera uśmiechała się zwycięsko. - To jak?
 Po chwili milczenia w końcu się odezwał.
 - Dobra. Tylko oddaj. - warknął, a na jego życzenie, katana wylądowała tuż obok. Zanim jednak zdążył ją podnieść, wilczyca wylądowala za nim. W ostatniej chwili zdołał obronić się ostrzem, na co wilczyca odskoczyła. Odbiega kawałek, basior stał nieruchomo. Lustrowała go wzrokiem przez kilka sekund i ruszyła do ataku, początkowo celując w jego prawą stronę, w ostatniej chwili jednak gwałtownie skręciła  odbiła się od ziemi i odepchnęła samca na ziemię. Gdyby opózniła się o ułamek sekundy, jej bok byłby przecięty w pół. Kiedy wilczyca odzyskała równowagę, była gotowa do kolejnego ataku. Basior też był już gotowy. Rzucili się na siebie. Wilczyca znów usiłowała zaatakować stronę po której nie było ostrza, jednak ten był już na to gotowy. Tyłem ciała odskoczył w prawo i przyłożył ostrze to karku wilczycy. Przyciągnął go na tyle mocno, że wilczyca poczuła delikatne poruszenie krwi tuż pod futrem.
 - No dobra. Załóżmy że wygrałeś. Co chcesz wiedzieć?
 - Dlaczego się mnie uczepiłaś.
 - Bo jestem uparta I mam kaprysy. - zaśmiała się, jednak mówiła poważnie. Nagle kucnęła I wyrwała się z niebezpiecznego ucisku na karku i wystrzeliła do przodu. Odbiła się od drzewa, czego basior widocznie nie przewidział, bo szybko dał się zbić z nóg. Wilczyca przyciągnęła go do ziemi i zębami przyciągnęła jego własne ostrze do jego klatki i brzucha.
 - Hm. - chrząknął tylko niezadowolony.
 - Moja kolej. Dlaczego nie odezwałeś się od razu?
 - Bo nie gustuję w kontaktach z innymi. - mruknął. Wilczyca zeszła z niego i oddaliła się powoli. Siadła przed nim I czekała na jego kolejny ruch. Samiec wymierzył mieczem cios w łapy, na co wadera w ostatniej chwili podskoczyła, unikając ostrza. Opadła na łapy i ruszyła z zębami na basiora, na co ten wrócił ostrzem I tępą stroną uderzył ją w pysk. Wilczyca pod wpływem uderzenia odrzuciła się w lewo, oblizując wargi. Oruko natomiast nie chciał czekać i szybko od góry wymierzył kolejny cios, jednak chybił. Zęby białej znów trzymały jego broń i ciągnęły ją w dół. Niespodziewanie, basior puścił katanę, przez co Fire, omal nie upadła na ziemie. Kiedy jej łapy zdołały ją unieść, samiec już wbijał w jej kark kły i przyciskał ją do ziemi.
 - Heh. Idziemy łeb w łeb.
 - Dlaczego w ogóle do mnie podeszłaś.
 - Chciałam cię poznać, jak każdego innego członka gildii. Tego wymaga kultura. - zaśmiała się. Basior zmarszczył brwi. Puścił waderę i odsunął się kawałek.
 - Odpocznijmy chwilę. - rzuciła wilczyca usiadłszy.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Wigilia!

Fire

 Obudziłam się rano pół-świadomie rozwalona na łóżku w wilczej postaci. Po prawie piętnastu minutach wreszcie zwlokłam się z leża, ale silne zderzenie mojego łba z ziemią uświadomił mi, że właśnie patrzę na świąteczną choinkę, a za nią wisiał kalendarz, który definitywnie wskazywał na to, że dziś 24 grudnia. Ta wiadomość z megafonem w ręku obiegła każdą komórkę mojego ciała, aż wreszcie ten wytrwały maratończyk dotarł do mózgu, któremu natychmiast nakazał obudzić Oruko i Donata tak brutalnie, jak gościu z megafonem mój śpiący móżdżek.
 -Wstawaj draniu! - wydarłam się.
 -Coooo... - usłyszałam w odpowiedzi, tak więc postanowiłam użyć czegoś większego kalibru.
 -Zarąbali ci katanę! - basior w 1/5 sekundy zerwał się na równe nogi a jego oczom ukazała się dobrze znana mu wilczyca z uśmiechem na pysku. Tak, to byłam ja.
 -Śmieszne - mruknął kiedy tylko zaobserwował swój "święty" przedmiot na tablicy na ścianie.  Ja natomiast skierowałam się w stronę pokoju Donata.
 -Doooonacik, hop hop hop hop! - zawołałam i zabrałam mu kołdrę. Ten jednak nie był zbyt zachwycony, ale kiedy tylko usłyszał pytanie "Czy wiesz, co dzisiaj za dzień?" zanim się obejrzałam on już był przy szafie, a na łóżku leżały już tylko ubrania do przebrania.

Donat

 Po paru minutach byłem już na zewnątrz i biegłem po Kiwiego. Obudziłem go pospiesznie i przekazałem mu wiadomość. Koń wstał powolnie, otrzepał się i popatrzył po moich rękach.
 -No już, już! - zaśmiałem się. - Chodź. - Poprowadziłem go do naszej nory i stamtąd wydostałem marchewki. Poczęstowałem wniebowziętego rumaka, a ten zaczął krążyć wokół mnie kłusem. Bardzo mnie to rozbawiło, ale nagle zauważyłem Fire. Wyszła na polanę.
 -To co, jedziemy? - zapytała.
 -Tak! - krzyknąłem, a Kiwi zawtórował. Wilczyca posadziła mnie na jego grzbiecie, a zaraz za mną usiadł Oruko, Fire biagła obok. Po kilkunastu minutach, a może nawet nie, byliśmy na miejscu.

Oruko

 Kiedy tylko dotarliśmy na miejsce, Fire wręcz wpadła na drzwi.
 -Opanuj się trochę... - uśmiechnąłem się.
 -Nieeee, raczej nie. - odparła, a Donat zaśmiał się tylko. Przewróciłem oczyma i wszedłem za nimi do korytarza. Pochodnie w momencie zapłonęły. Nawet nie zauważyłem, że Kiwi wepchał się za nami. Biegiem ekspresowym przemierzyliśmy przedsionek i już staliśmy przed bramą wejściową, którą wilczyca bez wahania otwarła, o ile nie wyważyła.
 -Siema eńki! - wrzasnęła na wejściu, ale spostrzegła, że w środku jest tylko Kanora, Tachi i dziadek, co nie lada ją zdziwiło.


Kanora

 -Odbiło ci? - przywitałem się grzecznie.
 -Tak. - odpowiedziała bez najmniejszego zawahania i przywitała się z dziadkiem, oczywiście nie tak jak ja. - Gdzie reszta?
 -Na wakacjach.
 -Jest zima.
 -To na feriach.
 -Jest grudzień.
 -No kobieto, no! - zdenerwowałem się wreszcie, a reszta towarzystwa wybuchła śmiechem.
 -Idziemy po choinkę? - zapytał Donat siedzący już na blacie, z resztą tak jak i ja i Tachi.
 -Czekamy jeszcze na parę osób, już nawet wiem jak to zrobimy. - uśmiechnąłem się na myśl o moim zacnym planie wniesienia drzewa do podziemi. Kot popatrzył na mnie niepewnie, ale zaraz zabrał ze sobą Tachiego i popędził gdzieś.

Dziadek

 Chociaż było zaledwie 7 (Fire: o zgrozo) osób nagle, w przeciągu kilku sekund zrobiło się głośno. Za to właśnie kocham to miejsce - zawsze jest jak powinno, raz cicho i spokojnie, raz głośno i zabawnie. Przyglądałem się dzieciom. Przez chwilę jakby planowały coś między stołami, a za chwilę zaczęły biegać dookoła pomieszczenia, aż wreszcie Tachitsuku przylepił się do Kanory, a ten wziął go na ręce, jednak panda wolała usiąść na wyspie. Donat już po chwili był obok i znów zajęli się rozmową.
 -Co o tym myślisz, dziadku? - zapytała wilczyca, a dopiero wtedy zorientowałem się, że o czymś mówili.
 -Przepraszam, co? - "obudziłem" się, a reszta zaśmiała się.
 -Żeby na ten rok sprawić sobie jakiś długi stół, bo tamten jest o wiele za krótki. W końcu w tym roku dołączyło kilkanaście osób... - wyjaśnił Kanora.
 -Tak, chyba tak. - stwierdziłem po chwili namysłu, chociaż odpowiedź była oczywista.
 -Trzeba jeszcze podzielić obowiązki, do choinki potrzebuję... oprócz siebie, rzecz jasna, Kiwiego, najlepiej dzieci, a w szczególności Donata, no i kto tam sobie chce.
 -Ja proponuję żeby wysłać Chase'a i Misaran w miasto, jeśli będą w stanie się wyrobić. - zaproponował Oruko.
 -Cóż, myślę, że dobrze byłoby zabrać tylko jednego z nich, najlepiej Misaran, bo Chase'a się z kuchni nie wyciągnie, jeśli wszystko nie będzie idealnie, a z nią powinien iść ktoś, kto by ten ewentualny stół targał, no i ktoś kto jej pomoże. - odezwała się Fire.
 -To może pójdzie z Heishiou? - stwierdziłem.
 -Dobry pomysł. - Kanora zastanowił się chwilę. - Ale... Hikibe na pewno się do czegoś przyda, a już to widzę, jak on Misaran z Heishiou puszcza gdziekolwiek, kiedy ma możliwość z nimi iść. - zaśmiał się.
 -A nawet jeśli będzie bezużyteczny, jak będzie myślał o "siostrzyczce". - dodała wilczyca.

Terra

 Kiedy tylko złapałam za klamkę od drzwi do gildii od razu pomyślałam, że pewnie skoro dzisiaj wigilia w środku są tłumy. Zajrzałam ostrożnie do środka, jednak zastałam tylko niewielką grupę przy barze, a między nimi... dziadek...? Przyznaję, to mnie zdziwiło. Podeszłam do zgromadzenia.
 -O, Terciak, siemanko! - zawołała Fire na wejściu.
 -Cześć. - przywitałam się. - Tylko mów głośniej, bo te dzikie tłumy cię zagłuszają.
 -Cóż, jest jeszcze całkiem wcześnie, ale też nas to zdziwiło. - powiedział Oruko. Pogłaskałam Kiwiego po pysku, a Santino już dopadł swoje towarzystwo.
 -O czym mówicie? - zapytałam.
 -Dzielimy obowiązki na wigilię. - odpowiedział dziadek.
 -Właśnie, wracając do tematu... na czym skończyliśmy...? - cała grupa zastanowiła się chwilę.
 -A tak, Heishiou. - przypomniał sobie Kanora. - A ty, Terra?
 -Co ja?
 -Poszłabyś z Misaran po stół?
 -Po jaki stół?! - kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
 -Musimy kupić stół do gildii, bo ten, który mamy jest mały. - wyjaśniła wilczyca.
 -No mogę iść, ale my go nie uniesiemy, a nawet jeśli to nie doniesiemy. - zaznaczyłam ostatnie słowo.
 -Dlatego właśnie jak utniemy choinkę wyślemy Donata z Kiwim do was, żeby wam pomogli. - tłumaczył Oruko. Wtedy już wszystko wydało mi się logiczne.
 -Noo, dobra. W sumie czemu nie. A Sant?
 -Chyba będzie pomagał z ozdobami, a jak wrócicie to ubierzemy choinkę i udekorujemy gildię.
 -Aha.

Santino

 Terra i reszta omawiała coś w sprawie gildii, jednak nie ten temat mnie zainteresował. Razem z Donatem i Tachitsuku omawialiśmy prezenty.
 -Co byś chciał dostać, Tachi?
 -Ja? Ja bym chciał... kokardkę dla misia. - zachichotaliśmy z Donatem.
 -Ale coś dużego! - wyjaśnił Donat.
 -To ja bym chciał... sanie świętego Mikołaja.
 -Ale nie aż tak...! - wybuchliśmy śmiechem. Tachi na początku był zdezorientowany, ale też zaczął chichotać po chwili.
 -Ja na przykład - odezwał się Donat, kiedy już przestał się śmiać. - chciałbym siodło dla koni, mógłbym wtedy jeździć na Kiwim trochę wygodniej.
 -A ja bym chciał dostać... czekaj... kurde, nie wiem. - chłopaki roześmiali się.
 -To ja bym chciał przyjaciela dla mojego misia. - zadecydował Tachi.
 -To będzie miał już dwóch.
 -Jak to?
 -No... drugiego misia i ciebie. - wyjaśniłem. Tachi zamyślił się chwilę najwyraźniej chcąc rozszyfrować, co powiedziałem. Nagle coś huknęło. Wszyscy, łącznie z dorosłymi obróciliśmy się w stronę kuchni.

Sirius 

 Starałem się uspokoić trochę Chase'a, który najwyraźniej nie widział nic "CHOREGO" we wstawaniu o trzeciej nad ranem, żeby zdążyć wyszykować wszystko na obiad.
 -Ale zdążysz...!
 -Zdążę, jak nie będziesz mi zawracał głowy! - wściekał się.
 -Chciałem ci pomóc! - argumentowałem.
 -Wystarczy, że wywaliłeś miskę, idź, poradzę sobie. Tamci na pewno cię potrzebują. Westchnąłem głęboko i wyszedłem z kuchni.
 -Co wy tam robicie? - przywitała mnie Fire.
 -Wiesz, jak kogoś widzę rano to mówię mu "cześć" ale chyba jestem jakiś staroświecki. Grupa zaśmiała się. Podszedłem do lady i stanąłem na tylnych łapach, żeby dosięgnąć blatu.
 -To dowiemy się? - drążył Kanora.
 -Widzę że nikt mnie nie słucha... - mruknąłem pod nosem ironicznie. - Chciałem pomóc Chase'owi w szykowaniu, bo siedzi tam od trzeciej rano i uparcie twierdzi że to całkowicie normalne.
 -W jego świecie. - skomentowała Fire. - A teraz, cześć.
 -Na nareszcie! - zaśmialiśmy się. - A tak poza tym, macie dla mnie coś do roboty? - zapytałem.
 -Możesz iść poszukać Ris-Tai'a, obiecał że kupi prezenty, dowiedz się czegoś.
 -Ugh, to będzie trudne... - mruknąłem i skierowałem się w stronę wyjścia.

Ris-Tai

 Obudziło mnie pukanie. No i ostrzegawcze syczenie węży. Pukanie. O dziwo. Zazwyczaj nie zdarzało się, żeby ktoś pukał. Najczęściej po prostu wchodzili, o co niemal nie przypłacili życiem parę razy, mają szczęście, że tylko połowa moich węży jest jadowita, a te jadowite mają nakaz trzymania się z dala od drzwi. W sumie jest kilka osób, które mogłyby dziabnąć, ale nie chcę mieć kłopotów. Jednak pukanie do drzwi wydało mi się czymś przyjemnym, ttak więc poprosiłem gościa. Przez chwilę drzwi były jeszcze zamknięte, ale po chwili powolnie zaczęły się uchylać. Niskie zwierze o białym futrze. Przez chwilę zastanawiałem się, kto to, bo nie Fire, ona wchodzi natychmiast, a poza tym jest jeszcze większa ode mnie, więc to nie ona. No tak, Sirius.
 -Wchodź, jadowite są dalej, a skoro pozwoliłem to reszta też nie ugryzie. - mruknąłem przez ramię, jako że spałem skierowany w stronę ściany. Drzwi otworzyły się szerzej. Podniosłem się lekko i podrapałem po głowie. - Chcesz coś? - pies stanął jak na baczność.
 -Kazali mi... dopytać się o prezenty... - wydukał tylko i niemal nie zemdlał na widok gadów.
 -A, tak... dzisiaj idę jeszcze po kilka, tak to mam... - ziewnąłem. Biały tylko przytaknął, pożegnał się i wyszedł. A ja znów padłem na łóżko.

Misaran

 W korytarzu natknęliśmy się na Siriusa wychodzącego z pokoju Ris-Tai'a. Zaciekawiło mnie to.
 -Cześć. - przywitałam się.
 -A, cześć. - wzdrygnął się na mój głos.
 -Co jest? - zapytałam zdziwiona.
 -Przed chwilą byłem w pokoju Ris-Tai'a, wiesz już co? - zaśmiał się. No tak, teraz już wiem. Razem ruszyliśmy w kierunku gildii. Otworzyłam bramę. Sen wbiegła pierwsza i natychmiast pojawiła się obok swojej grupy i wbiła się w rozmowę. O dziwo było w miarę pusto. Przywitałam się z tymi, którzy już dotarli. Przedstawili mi swój plan odnośnie tegorocznej wigilii. W tym momencie zorientowałam się, że to przecież dzisiaj. Chciałam wejść do kuchni, ale Sirius kategorycznie zabronił, stwierdził, że w środku jest bestia. Zignorowałam go, ale kiedy tylko uchyliłam drzwi od kuchni... zauważyłam... potwora. Chase kiedy tylko usłyszał skrzypienie drzwi rzucił w nie talerzem, ale na szczęście zdążyłam je zamknąć.
 -Dobra, już rozumiem. - wydyszałam, a członkowie roześmiali się.
 -O, Misaran, gdzie masz braciszka? Właśnie wymyśliłem dla niego robotę.
 -A nie wiem, ja nie niańka. - odparłam bez przejęcia.
 -Ta, nie to co on. - dopowiedział Heishiou, a gildię przeciął niesamowicie głośny śmiech.
 -To co, idziecie po tę choinkę? - zapytała Terra, kiedy śmiech już ustał.
 -Zaczekamy na braciszka. - odpowiedział Kanora.
 -O, idzie. - mruknął Heishiou niezadowolony. Do pomieszczenia właśnie wszedł braciszek, i kiedy tylko zauważył obok mnie basiora, natychmiast skierował się do niego żeby go o coś wyzwać ale kiedy doszedł, już miał coś powiedzieć ale rudzielec mu przerwał.
 -Masz świąteczną robotę.
 -Ja...? - zdziwił się.
 -Nie, święty Mikołaj! - warknęła Fire, a wszyscy znów się roześmiali.
 -On na pewno. - odszczeknął Hikibe.
 -Otwierasz skrzydła i lecisz się rozejrzeć za choinką, my pójdziemy za tobą, jak znajdziesz to się do nas wrócisz i nas zaprowadzisz. - wyjaśnił.
 -Oo.

Hikibe

 Jeszcze kilka minut pogadaliśmy i wyruszyliśmy - dzieci w tym czasie przyniosły wszelkie sanki jakie znalazły na terenie gildii, a zebrało ich się 5. Rozdzieliliśmy się przy wyjściu - Misaran i Terra poszły po stół, a ja, dzieci, Kanora i Kiwi poszliśmy w las. Kiedy tylko straciliśmy dziewczyny z oczy aktywowałem przemianę i wzniosłem się w niebo w poszukiwaniu tej piekielnej choinki. Rozglądałem się, ale przez pierwsze 10 minut niczego nie znalazłem. Wróciłem do grupy i zadecydowałem, że skierujemy się w inną stronę. Tak dopiero, po 15 minutach znalazłem cały las iglasty. Wytężyłem wzrok, w poszukiwaniu jakiegoś ładnego drzewko. Te, które znalazłem mierzyło 3 metry, miało ładne gałęzie i ledwo było widać pień, więc uznałem, że się nadaje. Wróciłem do grupy.
 -Mam krzak! - krzyknąłem jeszcze w powietrzu, a dwa metry nad ziemią zacząłem dezaktywować przemianę, a skrzydła zniknęły pół metra nad nią. - Chodźcie, zaprowadzę was! - zawołałem. Do Kiwiego było przywiązane kolejno wszystkie pięć sanek, a na nich po kolei Sen, Tachitsuku, Donat i ostatni Santino, którego znosiło na wszystkie strony.
 Cała droga zajęła nam niecałe 10 minut, a dzieci natychmiast wzięły się za ocenianie i przymierzanie do ubierania. Kanora popatrzył na drzewo i zastanowił się chwilę.
 -To jak, podoba się? - zapytał.
 -TAAAAK! - wrzasnęły i zaczęły ustawiać sanki.
 -No więc jak masz zamiar to teraz zrobić? - zapytałem.
 -O tak właśnie. - mruknął i machnął ręką, z której wytworzyła się płaska, ostra i całkiem spora platforma, która bez trudu przecięła pień. Choinka chwilę jeszcze stała, po czym cały las przecięło irytujące skrzypienie pnia, a tan powolnie runął na wszystkie pięć sanek kolejno.
 -Aha... - wydusiłem z siebie.
 -Chodź, musimy mu pomóc ruszyć. - oznajmił rudy i złapał w zęby, już jako wilk, za sznur i pociągnął. Przyłączyłem się do niego, kiedy tylko znów włączyłem przemianę i szarpnąłem. Koń również ciągnął, ale całkiem sporo czasu zajęło nam ruszenie "konstrukcji". Kiedy tylko jednak wystartowaliśmy Kiwi sam doskonale sobie radził, a chwilami to nawet drzewo jadąc na sankach go popędzało, bo w końcu wpadłoby na niego.

Diablo

 Kiedy tylko wszedłem do gildii, wybił mnie z tropu fakt, że było tak pusto. Rozejrzałem się po całości. W sumie w środku byli tylko... no właśnie. Jeszcze bardziej przykuł moją uwagę dziadek. Obok niego siedziała jeszcze Fire, Oruko i Heishiou.
 -Co tu tak cicho? - zapytałem.
 -Co ty nie powiesz... - westchnęła. - Wszyscy są zajęci przygotowywaniem wigilii. Z resztą, wy też moglibyście coś zrobić. Gdzie reszta trójcy?
 -Nie wiem, nie pilnuję ich. - odparłem i usiadłem obok nich. W tym momencie otwarły się drzwi. Do pomieszczenia weszli Kessa i Sammy.
 -Dobry. - przywitał się Soul. - Pusto. - dodał, a cała czwórka zaśmiała się. - No co?
 -Podobno wszyscy się o to pytają. - wyjaśniłem. - To co mamy zrobić?
 -Idźcie do piwnicy i poszukajcie czegoś na choinkę. - nakazała. - Ja idę zobaczyć, czy Nokusachi i Tifuś nie przyszli. - rzuciła i ruszyła w stronę pracowni mechanika. My natomiast poszliśmy do klapy i uchyliliśmy ją wspólnymi siłami, aż ta wreszcie otwarła się do końca. Uderzyła o ziemię, a z dołu wyleciało pełno kurzu. Kaszleliśmy jeszcze kilka minut.
 -Fire, daj ognia! - zawołałem, a wilczyca wyszła z pracowni z chłopakami, zajrzała do szafek Kanory i wygrzebała pochodnię, po czym podpaliła ją  podała mi. Podziękowałem i zeszliśmy do piwnicy.

KessaSoul

W środku było przerażająco ciemno, ale pochodnia trochę to wszystko rozjaśniła. Kiedy zeszliśmy po drabinie, a później jeszcze schodach, w dół, trzeba było jeszcze otworzyć drzwi. Ja, swoją drogą, jeszcze nigdy tu nie byłem, nie wiem jak oni, a teraz jeszcze miałem czegoś szukać. Wydawało mi się to mało możliwe. Diablo otworzył drzwi, a za nimi skrywał się gigantyczny magazyn.
 -No, to życzcie nam powodzenia. - zaśmiałem się dość ironicznie, będąc już teraz pewien, że nie znajdziemy tych lampek i innego dziadostwa. Rozejrzałem się. Na ścianie wisiało kilka pochodni. Wziąłem naszą od basiora i rozświetliłem. Tu już nic się nie zapalało po wejściu. Widocznie rzadko korzysta się z tego wejścia. Kiedy wreszcie zapaliłem wszystkie, powiesiłem naszą pochodnie na miejsce innej, której jeszcze nie zapalałem. Ja natomiast położyłem na jakimś pudle i odruchowo przeczytałem napis na nim. Można było znaleźć tu mnóstwo bezsensownych rzeczy, ale ani śladu po bombkach. Przeszukiwałem kolejno każde pudło, ale nic. Znalazłem naklejki takie jak "akta", "członkowie", "1 mistrz" czy "Kanora". Bardzo mnie korciło, żeby zajrzeć do chodźby jednego, ale się powstrzymałem.
 -Mam!

Sammy

 Zauważyłem zakurzone, kartonowe pudło z napisem "Boże Narodzenie" i natychmiast zawołałem chłopaków.
 -Szybko. - stwierdził usatysfakcjonowany Kessa i pomógł mi wyjąć pudło, jako że było całkiem wysoko i oboje do niego nie dosięgaliśmy. Przejął je Diablo, a Soul wziął naszą pochodnie, wyprowadził nas, a następnie wrócił się i pogasił pozostałe, aż wreszcie skończył. Wynurzył się z otworu i zakaszlał. W tym momencie do gildii wszedł Kanora, Hikibe, Kiwi i dzieci.
 -TAAAK! - wrzasnęły i przebiegły obok niego, po czym rzuciły się na pudło. Kanora natomiast na widok Kessy w piwnicy zachichotał, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Był on w końcu cały w kurzy, a twarz miał czarną.
 -Oruko, chodź no. - zawołał Hkibe, a wołany zaraz do niego przydreptał w swojej wilczej postaci i wyszli, a dzieci wzięły się za rozpakowywanie. Wyszedł wreszcie z włazu i zamknąłem go, żeby dzieci się tam nie dostały. Już miał iść się umyć, kiedy brama znów się otworzyła. Spojrzałem w ich kierunku.
 -Odsuńcie się! - wrzasnął Hikibe i sam odskoczył. Wszyscy z osobna złapaliśmy na małych i odsunęliśmy je od środka, a do pomieszczenia wjechała wręcz choinka. Dzieci natychmiast się nam wyrwały i pobiegły ją obejrzeć.
 Musieliśmy ją jeszcze podnieść, bo wjechała po zalodzonych przez Oruko schodach na poziomo. Kilkanaście minut najęło nam stawianie jej, aż w końcu basior zamroził jej spód, aby stała, a resztę zostawiliśmy dzieciom.

Felix

 Niesamowicie zadziwił mnie widok jadącej holem choinki, więc poszedłem się ubrać i zbadać sytuację. W głównym pomieszczeniu gildii dowiedziałem się, że Sire, Nokusachi i Firuoki poszli rozejrzeć się za jakimiś dodatkowymi świecidełkami, Donat zagrał Kiwiego i popędził do Misaran i Terry, które poszły kupić nowy stół, a Tachi, Sen i Santino właśnie oglądali ozdoby, które Diablo, Sammy i Kessa przynieśli z piwnicy. Byli tam jeszcze dziadek, Kanora, Oruko i Hikibe. Nagle między nagami przemknął mi niewielki wąż, zawrócił i podniósł się. Zorientowałem się, że ma coś w zębach. Przejąłem od niego podziurawioną od zębów kartkę i przeczytałem, co tam pisało. Nim się obejrzałem, węża już nie było.
 -Od Ris-Tai'a? - usłyszałem Kanorę.
 -Aa. - przytaknąłem i podałem mu papier. - Pisze, że poszedł po prezenty. - szepnąłem, żeby młodzi nie usłyszeli.
 -Felix, Felix, Felix, Felix! - usłyszałem za sobą Doanta.
 -Będziesz z nami ubierał choinkę? - zapytał Tachi. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, oni widocznie podjęli za mnie decyzję. Zgodziłem się, a oni uradowani znów pobiegli poszperać w pudle.

Nokusachi

 W mieście rozglądaliśmy się za ozdobami świątecznymi. Na stoiskach było ich pełno, a każdy jeden sprzedawca, dopiero po chwili orientował się, że w okolicy znajduje się siedziba zmiennokształtnych magów, tak więc bez przerwy mijaliśmy zdezorientowane wyrazy twarzy przechodniów i wystawiających swoje towary. Zatrzymywaliśmy się przy niektórych stoiskach, aż w końcu coś przykuło uwagę Tifuokiego.
 -Co tam masz, brat? - zapytałem oglądając jego znalezisko.
 -Pomarańczki na choinkę. - odparł. - Czekoladę.
 -Hahah, no to już wiemy, czemu tu stanąłeś. - zaśmiałem się. - Chyba możemy wziąć coś takiego. Fire?
 -Czemu nie? Fajny bajer. - wilczyca przemieniła się i wzięła ozdobę w rękę. Kupiliśmy takich sporo, po czym ruszyliśmy na dalsze poszukiwania. Znaleźliśmy nawet urządzenie napędzane magią, które tworzyło sztuczny śnieg. Tifu bardzo się tym zainteresował, ale fakt, że Oruko że nam załatwić prawdziwy stanął naprzeciw. On jednak tak bardzo się uparł, że w końcu wzięliśmy i to. Ot wady posiadania szalonego brata. Najlepsze jest to, że w sumie jest starszy. O kilka minut, czy nawet sekund, ale jest starszy.
 -Gomen, uwaga, jedziemy z koniem! - usłyszeliśmy z dala. Spojrzeliśmy wgłąb targów, a spomiędzy klientów wyłonił się znany nam kasztanowy koń ciągnący niemałe sanie, a na saniach pudło.
 -Fire! - zawołała Misaran, która szła obok Kiwiego. - O, Tifuoki, Nokusachi, siema!
 -Cześć. - przywitałem się.
 -Co tam macie? - zapytał brat.
 -Stół do gildii!

Tifuoki

Wyjaśnili nam parę rzeczy i razem wróciliśmy do gildii, przy okazji zdobywając jeszcze kilka ładnych świecidełek. Osobiście byłem dumny z mojej własnej, śniegowej zdobyczy. Omówiliśmy mnóstwo tematów, nim dotarliśmy do drzewa, gdzie Terra otworzyła przejście, przez które musieliśmy już własnoręcznie przenieść stół w pudle. Trochę nam to zajęło, ale wreszcie wnieśliśmy go do głównej sali. Zaraz za nami wszedł Donat z Kiwim, którego w międzyczasie odpiął z sań, jednak zaraz dzieci zgarnęły go do ubierania choinki. Poszli więc do sań po nowe ozdoby i już po chwili wrócili, co prawda zmarznięci, ale bardzo podobało im się to, co kupiliśmy. Zaprezentowałem im też mój ulubiony przedmiot, a nim były szczególnie zachwycone. My za to w międzyczasie rozłożyliśmy stół i założyliśmy obrus. Szczeniaki oderwały się na chwilę od drzewka i pomogły nam rozstawić talerze i stroiki. Kiedy tylko skończyły, wzięły się za samo ubieranie.

Tachitsuku

Tifuś kupił nam mnóstwo nowych bombek! Kupił nawet lampki, które zapalić miała Fire. Chcieliśmy ubrać choinkę. Tercia powiedziała, żebyśmy najpierw zawiesili lampki, tak więc Sen zmieniłą się w nietoperza i złapała połączone światła i poleciała na szczyt, żeby je powiesić. Sant złapał drugi koniec sznura i stał na dole, kiedy ona okrążała choinkę coraz mniejszymi kołami zaczepiając go o gałęzie. Kiedy skończyła zleciała na dół i wzięła bombę i znów pofrunęła na szczyt, aby ją powiesić. Kawałek niżej, tam gdzie sięgał, wieszał Felix, a jeszcze niżej Donat z Santem, a ja ubierałem najniższe gałęzie. Szybko zawiesiliśmy bombki. Następnie wzięliśmy się za łańcuchy. Donat wyciągnął jakiś posklejany z papieru sznur i śmiał się mówiąc, że pamięta, jak robiliśmy go wzeszłym roku. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, bo ja nic takiego nie pamiętałem. Sen znów złapała jeden koniec, a Sant drugi i zawiesili łańcuch na choinkę. Wzięliśmy jeszcze jeden, kupiony i powiesiliśmy, a na koniec Sen przymocowała na szczyt brokatową, śliczną i dużą gwiazdkę.

Sen

 Patrzyliśmy tak chwilę na nasze piękne dzieło, aż wszystkich nas wybił z zamyślenia huk na zewnątrz. Wybiegliśmy natychmiast dygocząc z zimna. Szybko jednak ociepliło nas to, co zobaczyliśmy. Nasze sanie były zasypana ślicznie zapakowanymi prezentami!
 -Widziałem się z Mikołajem, powiedział, że nie miał jak wejść, bo nie mamy komina, tak więc paczki zostawił tu. - powiedział Ris-Tai stojący obok sań. Machnął ogonem i czekał na naszą reakcję. Ku jego zdziwieniu wszyscy rzuciliśmy się na niego dziękując. - No już, poszli, złaźcie! - krzyczał zdenerwowany, ale my nie mieliśmy zamiaru. W końcu zlitowaliśmy się nad tygrysem i zleźliśmy z niego. Na szczęście uszliśmy z życiem i zaczęliśmy wnosić prezenty po gildii i ustawiać pod choinką. Skończyliśmy po prawie godzinie! W zamian za to mieliśmy po kilka dużych, ozdobionych prezentów.

Chase

Wreszcie skończyłem gotować! Zostało mi jeszcze odgrzanie tego, co było zrobione pierwsze. Pod koniec Misaran mi trochę pomagała, tak więc poszło jeszcze szybciej. Usiadłem na chwilę, żeby złapać oddech.
 -Wow, usiadłeś! Co ci się stało! - zażartowała wilczyca. - Idziemy zobaczyć jak wyglądają stoły? No i choinka. - zaproponowała. Wyszliśmy więc na chwilę z kuchni, a ja omal nie zemdlałem.
 -Tyle zdążyliście zrobić?! - krzyknąłem zadziwiony. Dzieci dekorowały łańcuchami co się dało, zawiesiły nawet jeden nad drzwiami do kuchni! Omal się na tym nie powiesiłem. Zmieniłem formę na wilczą i przeszedłem się po sali. W sumie był tylko dziadek, który powiedział nam, że wszyscy poszli się przebrać. Zadecydowałem, że my też powinniśmy. Na szczęście oboje mieliśmy przejścia bezpośrednio do pokoi; ja z kuchni, a wadera z labo, tak więc krótko nas nie było. Wróciłem w niebieskiej koszuli, białym krawacie i czarnych spodniach. Od razu wziąłem się za obiad, odgrzewanie zajęło chwilę. Kiedy tylko Misaran wróciła, w fioletowej spódnicy i białej bluzce, wzięła się za rozstawianie tego, co jej podawałem. Co chwila ktoś wchodził, a z każdym z nich Harane musiała się przywitać. Roznoszenie zajęło nam pół godziny, w końcu stół był przynajmniej duży. Wyszedłem wreszcie z kuchni zmęczony, wszyscy przywitali się ze mną i rozmawialiśmy jeszcze trochę, puki młodzi nie ogłosili pierwszej gwiazdy.


~***~
Wystarczająco długo męczyłam tę notkę x.x"
Wolność!
Skończyłam.
Aha, używałam też postaci, którymi kierujecie wy, bo nie mogłabym poprosić was o to, to po pierwsze, a po drugie każdy przecież musiał wystąpić!
Mam fajny pomysł.
Walniemy sb konkurs?
Co prawda nie jest nas dużo, ale czwórka w zupełności wystarczy ^ ^
Bez nagród, bo co by to mogło być... Chyba że macie jakiś pomysł.

No więc chciałabym, żebyście wybrali sb postać albo najlepiej kilka i pokazali ich, albo na rysunku albo po prostu opisali jak wyglądała w wigilię.
Powiedzmy, że czas mamy do 10 stycznia, a do 14 będziemy głosować. Każdy będzie miał 10 punktów do rozdania postaciom, które będą wrzucane do odpowiedniej zakładki. Możecie pisać swoje rozdane punkty w komentarzu do zakładki, gdzie będą prace, a ja po przeczytaniu i zapisaniu punktów, które zostały rozdane w komentarzu, będę takowy komentarz usuwać, żeby wyniki były "utajnione" ^ ^
Co wy na to?
Mi się podoba, mam tylko nadzieję, że weźmiecie udział, bo jesteśmy tylko 4 (na razie), więc choćby jedna osoba mniej... wręcz uniemożliwia zrobienie czegokolwiek.
Tak więc, czekam na prace bądź opinie <3