niedziela, 30 grudnia 2018

Ogień i lód - 4

 Wilki szły łeb w łeb przez las powoli przebierając łapami. Wadera dziwnie się czuła utrzymując odległość ponad metra od basiora, który konsekwentnie się oddalał kiedy ta tylko próbowała się zbliżyć. Odpuściła sobie torturowanie jego kruchej psychiki i bezsłownie zgodziła się na taki układ.
 Oboje nie do końca wiedzieli gdzie zmierzają, ważne że odchodzili coraz głębiej w las, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Fire z każdym krokiem bardzo powoli skłaniała się do powrotu, chociaż raczej nie z jakiejkolwiek obawy a raczej przez to, że Oruko milczał i nie wiedziała co dzieje się w jego głowie. W końcu znaleźli się w rzadszej części lasu, gdzie drzewa były raczej bezlistne i niskie, a spomiędzy poszycia można było zobaczyć nawet gołą ziemię. Oruko przystanął i rozejrzał się. Spomiędzy drzew dało się nawet zauważyć krajobraz wyspy. Fire poszła jego śladem i zaniemówiła. Widok rzeczywiście był oszałamiający, nawet jeśli niewiele można było zobaczyć, a to wszystko dopełniał zachód słońca. Mieli o tyle szczęścia, że góry na których stali były w zachodniej części wyspy, więc taki widok mieli na wyciągnięcie łapy. Wilczyca na chwile się wyłączyła i zanim zdążyła się ocknąć i znowu martwić się o obecny stan rzeczy, Oruko w końcu się odezwał.
 -Tu przenocujemy.
 Fire spojrzała na niego szybko. Mnóstwo myśli przebiegło jej przez łeb.
 -Co z twoim synem? - przerwał znów. Ta zastanowiła się chwilę.
 -Poradzi sobie, na miejscu jest Misaran, Sen, Kanora...
 -Nie będzie się martwił? - biała nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie i nawet nie chciała się zastanawiać. Pocieszała się myślą, że Donat już od jakiegoś czasu wymyka się z gildii, nie ma go po parę godzin i zawsze wraca cały i zdrowy z resztą dzieci. Poza tym już od dawna chciał uchodzić za dorosłego, teraz ma szansę.
 -Będzie dobrze. - oznajmiła w końcu i usiadła na ziemi. - Jeśli znajdziemy trochę chrustu, możemy rozpalić ognisko. Tobie pewnie nie jest zimno, ale mi pewnie będzie. Jak dobrze pójdzie to jeszcze coś zjemy.
 -Znowu...? - mruknął, chociaż nie wydawał się zły. Jak na rozkaz odwrócił się w stronę lasu i wszedł między drzewa.
 -Ja pójdę w drugą! - oznajmiła na koniec i również poszła w las.
 W drodze myślała o wielu rzeczach - zastanawiało ją, co myśli Oruko, o wszystkim, bo ten typ ludzi bardzo ciężko jest rozgryźć. Z jednej strony zwykle są to ludzie szczególnie wrażliwi, ale są tak dobrzy w ukrywaniu emocji, że nie ważne jak trafna byłaby taka diagnoza, nikt nie będzie chciał w nią uwierzyć. Łącznie z jej twórcą. Zastanawiała się też, czy będzie w stanie pomóc basiorowi i jak powinna to zrobić. Z tyłu głowy wciąż miała myśl, że to jej zły nawyk znowu daje o sobie znać i raczej traktuje swoje zadanie jako wyzwanie niż rzeczywistą chęć niesienia pomocy. Dawno to zauważyła, ale nigdy nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Pocieszała się myślą, że nie ważne czy robi to z zachcianki czy z empatii - ważne, że komuś pomoże. Na koniec dochodziła jeszcze obawa o Donata. Nie martwiła się raczej, że coś mu się stanie, a o konsekwencje tego, że zostawia go tak bez słowa. Bała się raczej, że będzie miał do niej mniejsze zaufanie, albo że Misaran będzie miała problem z tym, że został sam. Zastanawiała się nawet przez chwilę, czy jednak nie wrócić do gildii, ale z drugiej strony wtedy z pewnością straciłaby zaufanie Oruko, którego nie można odzyskać. Postanowiła zaryzykować i zostać z basiorem. Kiedy wyszła na niewielki kawałek polany, na którym mieli nocować, na widok Oruko błysnęła jej jakaś myśl.
 -Jak można być tak tępym! - basior na te słowa znieruchomiał. Wilczyca zanim zorientowała się, że Oruko z pewnością jej nie zrozumiał, zawyła przeciągle niosąc wiadomość do członków gildii, mając nadzieję, że któryś z nich znajduje się akurat na zewnątrz i ją usłyszy.
 Wilk patrzył na nią już spokojniej, chociaż nie spodobało mu się tak nagłe przerwanie ciszy i spokoju. Dzielenie się taką informacją też w pewien sposób zaburzyło jego spokój, jednak kiedy wziął pod uwagę, że jej syn rzeczywiście może się martwić, odpuścił.
 Biała położyła się koło chrustu i zapaliła go. Był lekko wilgotny, ale dla panującej nad ogniem nie było to dużą przeszkodą. Leżeli tak chwilę, czekając, aż zapadnie zupełny zmrok.
 -Często tak przesiadujesz w górach? - zapytała w końcu.
 -Tak. - odparł krótko.
 -To pewnie dlatego wcześniej cię nie widziałam. - uśmiechnęła się, co nawet Oruko odwzajemnił cieplejszym spojrzeniem.
 -W gildii bywam zwykle kiedy muszę. Przychodzę po zlecenia, czasami na obiady... Ale nie lubię ich.
 -Oj to się nie polubimy. - zaśmiała się. Basior prychnął rozbawiony i zdaje się, że nawet się uśmiechnął. Wilczyca milczała chwilę napawając się tym widokiem, którego pewnie prędko nie zobaczy. - Dlaczego? - zapytała w końcu.
 Basior znowu zmizerniał i patrzył prosto w ogień.
 -Chyba nie muszę tego tłumaczyć.
 Wilczyca dobrze wiedziała, co basior ma na myśli, ale w jego przypadku każde słowo było cenną informacją, bo niewiele można ich usłyszeć. Postanowiła więc skorzystać ze starej dobrej zasady. Teraz musiała tylko wymyślić wiarygodną nieprawdę.
 -Boisz się ich czy jak? Przecież cię nie wyrzucą.
 -Niby tak ale... - ściana między nimi już prawie pękła.
 -RisTai przychodzi i nic mu nie jest. No, z drugiej strony jemu by nikt nie podskoczył...
 -Nie wygłupiaj się! - syknął - Jak sobie wyobrażasz że przychodzę na obiad, skoro w ogóle nie uczestniczę w czymkolwiek w tej gildii. Jak darmozjad! A nie będę rozmawiał z ludźmi tylko po to, żeby zjeść z nimi obiad. Bez sensu.
 Biała znów dała sobie chwilę na analizowanie jego słów. Więc to był problem. Rzeczywiście, byłoby to niezręczne, szczególnie że on nawet przy stole nie będzie chciał rozmawiać. Coraz lepiej rozumiała jego sytuację. Rzeczywiście, był między młotem a kowadłem. Z jednej strony nie chciał się uspołeczniać, nie potrafił, bał się tego, a z drugiej strony był zwierzęciem stadnym i po prostu potrzebował towarzystwa. W ten oto sposób najpierw czuł się źle z samotnością, a potem z jej niedoborem. Postanowiła zagarnąć jeszcze inną informację.
 -To dlaczego dołączyłeś do gildii?
 Basior milczał znowu.
 -Jestem zwierzęciem stadnym.
 Pora na inną taktykę.
 -Więc... po prostu potrzebujesz towarzystwa, dlatego dołączyłeś do gildii. Nie jest to głupie, jesteś w stanie ominąć niepotrzebne uspołecznianie, a jak potrzebujesz towarzystwa to też się znajdzie.
 Basior milczał, wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego. To tylko potwierdzało prawdziwość tego stwierdzenia. Wywiad na ten wieczór dobiegł końca. Wilczyca rozłożyła się na poszyciu bezceremonialnie i rozciągnęła łapy.
 -Coś się na to zaradzi. - zakończyła.

***

Długie, ciężkie, uparte namowy zdały się na nic. Wilczyca sama weszła do gildii i od razu została przywitana krzykami typu "gdzieś ty była?", "czemu cię nie było?", "co ty kombinujesz", a wisienką na torcie był uwieszony na szyi Donat.
 -Martwiłeś się? - od razu spytała.
 -Nie - odparł szybko, bezceremonialnie i widać nie spodziewał się wybuchu śmiechu, który jednak nastąpił - słyszałem twoje wycie, więc wiedziałem, że jesteś w lesie. Spałem u Sen. - chłopiec uśmiechał się szeroko. - I byłem grzeczny! Cały dzień i całą noc, w ogóle się nie bałem. Chyba już dorosłem...
 Kolejny wybuch śmiechu, który trochę onieśmielił chłopca, jednak szybko się z tego otrząsnął i znów skakał po gildii.
 -W takim razie chyba musimy przyspieszyć trening! - zaproponował Kessa, na co Donat kategorycznie nie chciał się zgodzić. Trening był dla niego co prawda ważny i ciekawy, ale wolał spędzać czas z Sen i Tachim.
 W tym czasie biała zawitała wreszcie przy barze i znowu została powitana, tym razem przez Misaran:
 -Co ty knujesz po tych nocach, co? Cały dzień cię nie było i to nie pierwszy raz, teraz nawet noc. Chyba musisz mi o czymś powiedzieć... - Misaran już węszyła, jednak jeszcze nie była pewna co, więc od razu przystąpiła do podpuszczania wilczycy.
 -Nie ma tak łatwo - wyszczerzyła kły - dowiesz się w swoim czasie, a wtedy ci dopiero kopara opadnie.
 Wilczyce droczyły się jeszcze jakiś czas, aż w końcu postanowiły resztę dnia spędzić z dziećmi, choćby u Kiwiego. Biała jednak ciągle była lekko nieobecna, jednak tym razem miała jak najbardziej powód.

***
około miesiąc później
***
 Cała gildia była ożywiona jak nigdy - coś się święciło, jednak nikt nie wiedział co. Działy się dziwne rzeczy. Fire coraz częściej znikała i niejednokrotnie nikt nie wiedział, gdzie podziewa się w nocy. Misaran niejednokrotnie podejmowała się wytropienia jej, jednak ślady zawsze były zawiłe, zatarte, albo po prostu tak długie, że wilczyca nie miała cierpliwości za nimi podążać. Ślad często urywał się w rzece, co skutecznie demotywowało tropicielkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro trwało to już tyle czasu, ale zniknięciom wilczycy zaczęły towarzyszyć zniknięcia jej syna, który wymykał się z gildii coraz częściej i na coraz dłużej. Najdziwniejsze było jednak, że wychodził sam, a Sen i Tachi zostawali w gildii. Całą tę sytuację przypieczętowały niedzielne obiady. Już drugi raz z rzędu pojawił się na nich Oruko, co było niebywałą sytuacją. Mało tego, nawet częściej w niej bywał i częściej się odzywał. Szybko się mieszał, kiedy ktokolwiek pytał go, co się zmieniło, że zaczął się asymilować z gildią, jednak ten temat jakoś bardzo szybko się rozmywał, chociaż wszyscy byli ciekawi.
 Kolejny dzień w gildii nie przyniósł nic nowego, w każdym razie z pewnością nie odpowiedzi na pytania jej członków. Biała znów gdzieś wybyła, chociaż teraz przynajmniej zaczęła zapowiadać swoje nocne wypady. Misaran od jakiegoś czasu wietrzyła w tym romans, co jednak nie do końca się trzymało czegokolwiek, więc pomysł był od razu zbywany przez gildię. Ona jednak wiedziała swoje. Donat też zniknął, jednak tutaj coś się zmieniło. Sen i Tachi nie byli już tak przybici jego nieobecnością, wręcz przeciwnie. Byli bardzo podekscytowani, ruchliwi, jednak nie chcieli powiedzieć dlaczego i knuli swoje dziwne plany gdzieś po kątach.
 W czasie całego ogólnego poruszenia, biała była właśnie w drodze na najwyższy szczyt w okolicy. Na wyższe nie dało się dostać w przeciągu dnia, więc nie były brane pod uwagę. Wędrówce towarzyszył, po raz kolejny, Oruko, który zdawał się na prawdę lubić takie "spacery".
 -Kiedyś z Donatem bardzo dużo podróżowaliśmy, ale częściej po miastach czy polach niż górach. - zaczęła biała. - Kiedy przeniosłam się do gildii, czułam, że coś jest nie tak, chyba brakowało mi takich wędrówek. Donat miał ich dość, ale myślę że te by mu się spodobały.
 Oruko milczał, jednak uważnie słuchał białej.
 -Ty też tak podróżowałeś? Skąd ty w sumie jesteś?
 -Z Ischavii. Nie podróżowałem jako tako, ale w ciągu dnia musieliśmy się nachodzić, żeby znaleźć zwierzynę i pilnować swoich granic. Chyba dlatego lubię góry, mieszkałem w nich od szczeniaka.
 -Są spokojne. - zauważyła wilczyca i spojrzała kątem oka na basiora. Ten uśmiechnął się delikatnie.
 -Nie to co gildia.
 Wilki zamilkły, jednak takie milczenie między nimi nie było niezręczne. Oboje dobrze znali tę ciszę i nie przeszkadzała im. Wręcz przeciwnie, Oruko lubił spokój, a Fire nie chciała naciskać. Jej niespokojna natura została w gildii, teraz tylko cieszyła się podróżą.

***

 Powoli zapadał zmrok, zachód słońca dawał ostatnie światło a szczyt góry był coraz bliżej. Ku zaskoczeniu Fire, Oruko przystanął i ogłosił obóz.
 -Nie idziemy na górę?
 -Zaufaj mi.
 Biała skrzywiła się lekko i, ich nowym zwyczajem, ruszyła po chrust.
 Chwilę później wilki spotkały się w tym samym miejscu i leżały koło ogniska, oglądając gwiazdy. Coś zahuczało w lesie. Takiego dźwięku nie spotyka się codziennie, biała wzdrygnęła się, jednak Oruko pozostał niewzruszony.
 -Co to było?
 Basior uśmiechnął się pod nosem.
 -Kto wie. Może sowa, może niedźwiedź, a może to tylko wendigo.
 Biała popatrzyła na niego zdezorientowana.
 -Wendigo?
 -Nie słyszałaś o nich?
 -Coś słyszałam... no ale chyba w to nie wierzysz. - zaśmiała się. Basior spoważniał lekko. Biała była coraz bardziej zmieszana.
 -Widziałem już jednego.
 Wilczyca znieruchomiała.
 -Podobno rodzą się z zagłodzenia, gdzieś w zimnych górach. Są wielkie. I wbrew pozorom wcale nie są głupie... Najpierw straszą takimi hukami jak ten przed chwilą, a kiedy ich ofiara zupełnie straci głowę i spanikuje, wtedy atakują. Taka ofiara jest łatwym celem.
 Zapadła cisza. Po kilku minutach w lesie dał się słyszeć trzask łamanych gałęzi, a wilczyca tym razem podskoczyła i odruchowo zbliżyła się do basiora.
 -Chyba tu idzie. - wyszeptała.
 Na te słowa basior w końcu wybuchnął śmiechem, a biała zmierzyła go zszokowanym wzrokiem.
 -Nie no wygłupiam się, tu jest za ciepło na wendigo. Poza tym one są tylko w naszych górach, tu go nie znajdziesz. Tak cię tylko straszę.
 Oruko wciąż nie mógł powstrzymać śmiechu, jednak udało mu się ograniczyć do chichotu. Białej natomiast z pewnością nie było do śmiechu.
 -Masz nienormalne poczucie humoru. - wygarnęła mu w końcu.
 -Żeby tylko poczucie humoru.
 -Ja ci dam!
 I zaczęła się walka, trwająca dobre kilka minut, aż w końcu Oruko poddał się, a wilczyca triumfalnie uniosła ogon. Basior znów legł koło ogniska, a biała przeturlała się do niego i leżała teraz na plecach obok niego.

***

 -Wstawaj... no rusz się! - słyszała przez sen. Zdawało jej się że to urojenie, ale kiedy uparty głos w jej głowie coraz dłużej nie dawał jej spokoju, otworzyła ślepia i zobaczyła ślęczącego nad nią Oruko, któremu ewidentnie się gdzieś spieszyło. - Ile jeszcze?
 -Co się dzieje... wendigo....? - wilczyca zaczęła miotać się nieprzytomnie, co przyprawiło basiora o rozbawione parsknięcie.
 -Ty jesteś wendigo, wiecznie głodny. Chodź. - biała zebrała się ociężale i ruszyła za basiorem.
 Z jakiegoś powodu z samego rana chciał ją ciągać na szczyt góry i absolutnie nie pozwalał jej dospać jeszcze tych paru minut. Zamiast tego tylko popędzał ją i pilnował żeby nie zjechała po śliskiej skale. W końcu jego łapa stanęła na szczycie, a łapa Fire zjechała z niego parę centymetrów, co wreszcie ją obudziła. Z łomoczącym sercem biała uważnie obserwowała teraz kamyki, które strąciła.
 Oruko natomiast czekał cierpliwie, gotowy na każdą reakcję wilczycy. Kiedy nareszcie stanęła pewnie na skale, przejechała wzrokiem od jej powierzchni, przez Oruko i na wschód. No właśnie, wschód. I to słońca. Między ciemnymi, zarośniętymi iglastym lasem górami i ich łysymi, szarymi szczytami, wiła się gęsta mgła, a między nią, wąskimi przesmykami, wydobywało się światło wschodzącego słońca, które powoli zmieniało kąt padania promieni. Wilczyca, zaślepiona nie tylko jasnym światłem, ale i pięknem krajobrazu, który się przed nią rozciągał, znów zaniemówiła. Basior siedział tylko dumnie wypięty obok i cieszył się chwilą. Kiedy pierwsze wrażenie rozeszło się po kościach, biała spojrzała w dół. Po jej wcześniejszym ześlizgnięciu, wysokość na której stali wydawała się wyjątkowo duża. Na tyle że biała postanowiła się położyć, no znowu rozbawiło Oruko. Dalej jednak nie wiedziała jak to wszystko skomentować więc wciąż milczała.
 -Gdzieś ty się uchował... - przerwała w końcu po paru minutach i przysunęła łeb do jego łap tak, że delikatnie to nim dotykała.
 Oruko cały wzdrygnął, uderzyło go gorąco, mało brakowało żeby w oczach zebrały mu się łzy. Chciał zabrać łapę, co normalnie oczywiście od razu by robił, jednak tym razem coś go zatrzymywało. Im dłużej kłócił się z myślami tym bardziej czuł jak jego łapa przytwierdza się do podłoża. 
 -Musimy tu jeszcze przyjść! - wilczyca nagle, bez ostrzeżenia podniosła łeb i spojrzała mu prosto w oczy, a ten tak się zmieszał, że wyszarpnął łapę z wyimaginowanych kajdan, położył uszy i już do reszty nie wiedział co robić. Wilczyca z pełnego powagi wielkiego pyska wykrzesała szeroki uśmiech. Już domyśliła się o co chodzi.
 -Chodźmy już. - a Oruko powrócił do swojego świata. Powoli schodził z góry, podczas gdy Fire, podniósłszy się, ostatnie chwile napawała się widokiem.
 -Echo! Echo. Echo! Echo. Echo.
 -Chodź bo jakąś lawinę wywołasz.
 -Czego? Tu nie ma śniegu! Chyba że tam gdzieś dalej...
 -Siebie na przykład. Patrz pod nogi. - jak na ironię łapa basiora ześlizgnęła się po kamieniach, a biała wybuchła śmiechem. Oruko zmieszał się i chociaż też chciał się zaśmiać, nie chciał pokazywać, że go to rozbawiło. - Chodźże!

***

Gildia była już "tuż za rogiem", jednak coś odwróciło uwagę wilczycy. Naprężyła się, wyprostowała, wyciągnęła uszy i wciągnęła leśne powietrze w płuca. Basior spojrzał w tym samym kierunku.
 -Czujesz to?
 -Nie... - odparł zdziwiony.
 -Jakiś... wilk... - węszyła.
 -Sporo ich tu jest. - skomentował. - Może mamy gościa.
 -Też racja. Chodźmy.

sobota, 29 września 2018

Ogień i lód - 3

 -Możesz mnie chociaż raz posłuchać? - samiec brzmiał inaczej niż podczas ostatniej rozmowy. Teraz nie był tylko zimny, oschły. Teraz zdawał się być zupełnie szczery. Niemal desperacki.
 Wilczyca przystanęła na chwilę. Przeanalizowała sytuację. Patrzyła na niego niebieskimi oczami i zastanawiała się co mogło tak zmienić basiora.
 -Już nie jesteś taki odważny jak ostatnio. - skomentowała. To był dość ryzykowny krok.
 -I nie będę. Nie mam zamiaru więcej się z tobą zadawać. - szczerość tych słów uderzyła wilczycę. O co mogło mu chodzić?
 -Dobra. Odejdę, jeśli chociaż spróbujesz mi wytłumaczyć co się stało. - wadera robiła wszystko żeby brzmieć przekonująco. Nastawiała się już na syknięcie, atak, brak odpowiedzi. Domyślała się też że może to być ich ostatnia rozmowa.
Basior milczał.
 -Niepotrzebnie w ogóle zaczynałem z tobą rozmowę. - basior powoli wracał do swojej oschłej postaci. Wyglądało na to że w tym stanie znów zacznie tylko odszczekiwać.
 -Zachowujesz się jak dziecko. Jesteś facetem, wilkiem, jakby tego było mało. Nie wiem co ci odbiło ale się opanuj.  - wilczyca zrobiła dwa kroki w jego stronę, ten z miejsca zjeżył sierść i ukazał kły. Głuchy warkot znów miał w sobie nutę desperacji. Może trzeba było kontynuować tę strategię - Po co swoją drogą dołączyłeś do gildii. Bo ci łatwiej i tak dalej... Pominąłeś tylko fakt że to społeczność, nie sam budynek. Na zbity pysk cię nie wyrzucą ale nikt nie czuje się dobrze w obecności kogoś kto non stop ich ignoruje.
 -Zamknij się i wyjdź. - basior warczał coraz głośniej z każdym jej krokiem.
 -Znowu to robisz. Tylko po co? Nic ci to nie daje a tylko tracisz. Nie byłoby prościej zwyczajnie zaakceptować fakt że jesteś zwierzęciem stadnym?
 -Widać nie powinienem nim być. Gówno wiesz więc się zamknij - między wilkami pękła pewna bariera. Dało się słyszeć że jeszcze chwila i basior wybuchnie.
 -No właśnie nie wiem ale ta rozmowa byłaby o wiele prostsza gdybym się dowiedziała. - ciągnęła - Sam widzisz w jakim ja jestem stanie, życie nie jest proste ale oddychanie i jedzenie to też nie życie. Weź się wreszcie w garść, co ci jest? Jesteś chory, ktoś się ściga? Cokolwiek!
 -Żebyś wiedziała że jestem chory! Tacy jak ja nie powinni w ogóle pojawiać się w stadach, mogłem dalej wlec się po lesie i teraz nie musiałbym się z wami męczyć - basior w jednej chwili wydusił z siebie zdanie którego w tej samej chwili głęboko pożałował. Warknął najgłośniej jak tylko był w stanie, jakby chciał zagłuszyć to co właśnie powiedział.
 Wilczyca siedziała w ciszy i patrzyła na skulonego na dużym, zmielonym prześcieradle basiora. Wciąż szczerzył on kły i powarkiwał cicho. Gdyby wilczyca nie stała mu na drodze ucieczki, już dawno by go tu nie było.
 -Wyrobiłeś sobie niezły system obronny. - wilczyca starannie dobierała słowa. On natomiast schował zęby i położył uszy po sobie. - Nigdy nie sądziłam że ktoś tak oschły może mieć tak namieszane we łbie. Sprawiałeś wrażenie najspokojniejszego bytu na ziemi. - uśmiechnęła się lekko. Basior odwrócił łeb wyczerpany psychicznie. Chyba było mu już wszystko jedno. Biała postanowiła zaryzykować i zbliżyć się jeszcze parę kroków tak, że stanęła już na leżu basiora. Ten tylko poruszył nerwowo ogonem kuląc się jeszcze bardziej. Widać nie miał siły się buntować więc wilczyca położyła się około metra od niego i oglądała jego niebieskie futro w milczeniu. Nie widziała jego pyska więc nie mogła stwierdzić o czym teraz myśli.

 Wilczyca nie zauważyła kiedy zasnęła. Basior wciąż leżał na posłaniu. Spanie w obcym miejscu sprawiło że wilczyca obudziła się w dokładnie tej samej pozycji w jakiej zasnęła, chociaż to nigdy jej się nie zdarzało. Była raczej skłonna spać z łóżka i znaleźć się na drugim końcu pomieszczenia. Postanowiła jednak jeszcze nie wstawać i przypomnieć sobie co się działo zanim zasnęła.
 Przed zaśnięciem dokładnie przemyślała to co powiedział basior. Mocno zbiło ją to z tropu. Była pewna że jest po prostu antyspołeczny, a nie aspołeczny. Domyśliła się jednak że po tej rozmowie Oruko z całą pewnością nie będzie pojawiał się w gildii w tej samej chwili co ona. Kiedy przypominała sobie jego wzrok podczas wczorajszego wybuchu, wyglądał jak wystraszone szczenię. Wilczyca czuła że rozdrapała coś co budował przez lata. Czuła się po części odpowiedzialna za to co się stało i za to co teraz będzie. Postanowiła trochę pomóc basiorowi. Jako porządna znajoma, postanowiła zacząć od jedzenia.

 Polowanie musiało odbyć się blisko nory, po cichu i szybko. Wilk mógł w każdej chwili uciec, a wtedy nikt nie wiedziałby gdzie. Udało jej się złapać królika, co nie było takie proste na terenach pełnych wilków. Uwinęła się jednak stosunkowo szybko. Zdawało się że Oruko wciąż jest w swojej norze. Waderę zastanawiało jednak, dlaczego nie miał pokoju w gildii. Kiedy jednak wypowiedziała to pytanie w myślach, odpowiedź nasunęła się sama. Mógłby tam nie wytrzymać. Rozmyślając, odruchowo przypiekła zwierzynę, jak to miała w zwyczaju. Dopiero wtedy zorientowała się że Oruko, przyzwyczajony do lodu i chłodu, mógłby woleć surową zwierzynę. Wzięła zdobycz w zęby i postanowiła się przekonać.
 Basior, jak już się mogła domyślić, nie spał. Wciąż jednak wyglądał na zmordowanego. Tak na prawdę, nie miała pewności czy spał kiedy wychodziła.
 -Dzień dobry panu. Zapowiada się nieprzespana noc po tylu godzinach kimania w ciągu dnia. - upuściła królika tuż przed jego pyskiem i usiadła na leżu. Basior zmierzył zdobycz wzrokiem i zmarszczył pysk. - Nie lubisz pieczonego? - basior rzucił jej zrezygnowane spojrzenie. Ta tylko się zaśmiała. - No nic.
 Wadera legła na pościel i patrzyła na wilka.
 -To musi być upierdliwe życie. Bycie aspołecznym zwierzęciem stadnym. - na te słowa basior westchnął cicho i spuścił wzrok. - Paradoksalne. Ale da się to pogodzić wiesz? - jego wzrok znów powędrował w górę. - Nie musisz się otwierać na wszystkich, na całą gildię. Trenujesz już z Chasem, rozmawiasz ze mną. Chyba tyle wystarczy nie. - wyszczerzyła kły.
 -Aż zanadto. - wymruczał w końcu. Wadera zaśmiała się.
 -Wrócił stary dobry Oruko! - na te słowa trochę wrócił mu humor. - A jakbyś jeszcze nie zamrażał wzrokiem wszystkich dookoła to byłoby idealnie. - biała znów wróciła do swojego standardowego wyrazu pyska.
 -Zmiana wizerunku jest trudniejsza niż ci się wydaje. Z czasem ludzie dookoła są tak pewni twojego charakteru że nie dadzą ci się zmienić. - wilczyca dokładnie przemyślała jego słowa.
 -Jedz tego zająca. - rzuciła w końcu. - Idziemy się przejść?
 -To jest królik.

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Ogień I lód - 2

 Po co dołączyłeś do gildii? Bo tak jest łatwiej. A ty? Nie uchce się wiecznie tułać po świecie z dzieckiem. Dlaczego jesteś taki oschły? Tak mam. Dlaczego chcesz cokolwiek o mnie wiedzieć? Ciekawisz mnie. To prawda że trenujesz z Chasem? Tak. Co jest we mnie takiego ciekawego?
 Na to pytanie wilczyca westchnęła.
 - To jest bardzo dobre pytanie - wyszczerzyła kły. - Ale dowiem się. Prędzej czy później. Wracajmy do gildii.
 - Przerwałaś mi polowanie. Nie wrócę bez jedzenia.
 - To pójdziemy razem. - basior rzucił jej ostre spojrzenie. Chyba na innych działały, biorąc pod uwagę jak często ich używał, jednak wilczyca była widać odporna. W podskokach potruchtała w las. Basior ruszył za nią, w zasadzie wbrew własnej woli.

 Do gildii weszły dwa wyczerpane wilki. Basior zaniósł królika do kuchni i zamroził go.
 - Mamo! Gdzie byłaś?! - wykrzyczal brązowy kociak.
 - Na treningu - mruknela uśmiechnięta acz wyczerpana. - Ja idę spać, młody. Zaraz umrę. - odwróciła się I znowu pomaszerowała w stronę wyjścia. Kociak już się nie odezwał, odprowadził ją tylko wzrokiem.
Wadera padła wyczerpana na łóżko. Kiedy tylko zebrała na tyle siły żeby się przebrać i położyć pod kołdrą, zaczęła swoje rozmyślania. Oruko był jedyną osobą z którą spędziła czas na czymś co nie było rozmową o pogodzie. Nie miała zamiaru tego zaprzepaścić. Była pewna że będzie go dręczyć puki będzie w jej zasięgu. Z tą myślą zasnęła.

Następnego dnia znów wyśledziła wilka w lesie. Chyba polował. Tym razem nie był zaskoczony jej przybyciem, raczej rozdrażniony.
 - Czego znowu chcesz?
 - Tego samego! - rzuciła się na basiora I przyszpiliła go do ziemi. Co dzisiaj robimy? - ten tylko wpatrywał się w nią znużonym wzrokiem.
 - Rozchodzimy się w swoje strony. - wygramolił się spod wadery.
 - No weź! - zaśmiała się. - Nie było fajnie wczoraj?
 - Nie. - mruknął stąpając ciężko.
 - Ale ty zamknięty... Dlaczego?
 - Nie przypominam sobie żebym miał odpowiadać na pytanie jeśli nie jestem przegranym. - nie zdążył nawet dokończyć ostatniego słowa kiedy wielkie cielsko przygniotło go ziemi.
 - Ja też nie. Ale teraz to chyba nie problem. - jej wielkie zębiska lśniły w porannym słońcu centymetry on pyska samca.
 - Bo tak mam.
 - To nie jest odpowiedź.
 - A jednak ostatnio ją zaakceptowałaś. - wygramolił się spod cielska wadery.
 - Hm... Dobrze.
Nie minęło kilka minut, a samiec znów leżał na ziemi.
 - Ponawiam pytanie.
 - Mam odpowiedzieć to samo?
 - To nie odpowiedź.
 - Od dziecka taki byłem
 - Doprawdy?
Kolejne kilka minut, a Oruko znowu na ziemi.
 - To może teraz powiesz coś ciekawszego?
 - Odwal się! - syknął.
 - Nie. - wyszczerzyła się
 - Nie wytłumaczę Ci tego. To tak jakbyś miała mi wytłumaczyć czemu jesteś taka uparta! Po prostu tak jest wygodniej.
 - Hm... Niech będzie.
 Gra trwała w najlepsze jeszcze przez niemal dwie godziny. Wreszcie oba wilki wycieńczone padły na ziemię. Leżały tak w ciszy patrząc w chmury.
 - To może teraz bez walki? - basior spojrzał na samicę pytająco. - Na prawdę nie lubisz towarzystwa?
 Wilk nie odezwał się.
 - Każdy potrzebuje chociaż chwili rozmowy, trochę troski. Nie uwierzę jeśli powiesz mi że ciebie to nie dotyczy. - basior wciąż milczał. Wadera wzięła z niego przykład I lezeli w ciszy przez kilka minut.
 - Ostatnia runda I wracamy. - samiec podniósł się z ziemi i patrzył wyczekująco na wilczycę. Ta natomiast nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czy on na prawdę z własnej woli chciał to ciągnąć?
 - Niesamowite... Czy to na prawdę ty? - wilczyca podniosła się powolnie. Ten tylko prychnął. - Coś go tknęło!
 Oruko w końcu nie wytrzymał. Rzucił jej ostatnie spojrzenie i pobiegł w las. Biała zgrabnie zebrała się z ziemi i potruchtała zanim. Kiedy tylko zrównała tempo, oparła się o jego bok i złapała w zęby jego ucho w niemal szczenięcej zabawie. Samiec szybko wyrwał się i usiłował dosięgnąć jej szczęki, jednak wilczyca była za wysoka. Zaśmiała się i schyliła łeb, na co samiec zmarszczył brwi i pchnął ją w bok. Wadera odpowiedziała z podwójną siłą, na co samiec powtórzył uderzenie i wybiegł w przód.
 Ganiali się tak do samego wodospadu, dopuki Oruko nie przeskoczył po kamieniach na drugi brzeg. Wilczyca nie znała tej części lasu, więc nie była w stanie go wyprzedzić. Nie dała jednak za wygraną - w ramach rewanżu postanowiła spektakularnie pokonać rzekę w dwóch, długich susach. Kiedy już dotarła do brzegu, sprężyła mięśnie, schyliła się do samej ziemi i wyceniła odległość. Wystrzeliła na kamień na środku rzeki jednym długim skokiem. Już miała schylić się do kolejnego susa, kiedy śliski kamień zdradził jej niestabilną pozycję. Nie zdążyła mrugnąć, nim lunęła do zimnej, wartkiej wody. Wśród plusku zdołała usłyszeć głośny, niski śmiech basiora. Zebrała się jak najszybciej i przyjrzała się samcowi.
 - Wielkość to nie wszystko, co? - mruknął zadowolony z siebie.
 - Heh. No dobra. Wygrałeś. Pytanie?
 Basior wyglądał na mocno zdziwionego. Widać biegu nie traktował jako rywalizacji, jednak szybko zmienił wyraz pyska na swój zwykły, niewzruszony.
 - Wyglądasz jakbyś wróciła z zaświatów. Z twoimi ranami nie powinnaś nawet żyć. Protezy nie znajdziesz za pierwszym lepszym rogiem.
 - To nie pytanie. - wyszczerzyła zęby. Basior milczał chwilę.
 - Nie ważne. - podniósł się i ruszył w kierunku gildii. Wilczyca otrzepała się z wody i ruszyła za nim.

Następnego dnia wilczyca od rana szukała samca, jednak nigdzie go nie było. Przeszukałem już gildię, las, rzekę, wodospad. Ani śladu. Jego zapach rozchodził się wszędzie, to nowszy, to starszy. Można było się pomylić. Szła jego tropem jednak nic to nie dawało. Błąkała się po lesie bez sensu.
 Nagle poczuła silny, znajomy zapach. Coś w niej tknęło. Znalazła go? Poszła tropem basiora na środek niewielkiej polanki, gdzie na środku widać było niewielkie wzniesienie. Wilczyca zbliżyła się pewnym krokiem. Szybko dojrzała szczelinę na jej boku. Wsadziła nos do środka i wciągnęła powietrze. Musiał tam być. Już ostrożniej, wtargnęła do środka. Ciemności nory zaślepiły białą, dopuki jej oczy nie przywykły. Wreszcie zauważyła niewielki kłębek sierści połyskujący chłodno w słabym świetle.
 - Znalazłam cię.
 - Niepotrzebnie. Odejdź. - głos basiora brzmiał jeszcze bardziej oschle niż zwykle. Był cichy i niechętny. Mimo to, wadera postanowiła spróbować.
 - Znowu...? - westchnęła z delikatnym uuśmiechem i zrobiła krok w stronę samca.

Ogień i lód

 - Siema.
 W gildii zebrała się już większość członków.
 - Cześć. - odparł mężczyzna przy barze białej wilczycy.
 - Tutaj chyba nigdy nic się nie zmienia. - rzuciła wilczyca rozglądając się po pomieszczeniu.
 - Czy ja wiem. W ciągu ostatnich dwóch lat były tylko zmiany. - mężczyzna oparł się o blat z lekkim usmiechem.
 - Gdzie jest Tachi? - rozmowę przerwał brązowy, młody kocurek.
 - U dziadka. - zanim rzekomy barman zdążył coś dodać, kot zeskoczył z blatu I pomknął wgłąb pomieszczenia, odprowadzony wzrokiem wilczycy.
 - No cóż Kanora, widać nie jesteśmy tu wystarczająco długo. - wilczyca ukazała kły w uśmiechu - chociaż... - jej wzrok utkiwł w niskim, niebieskowłosym mężczyźnie w kimonie, siedzący przy stole nieopodal. - Jego nie znam. Kto to.
 - W sumie mnie to nie dziwi - rzucił Kanora obojętnym głosem prostując się - To Oruko. Chyba tylko imię udało mi się od niego wyciągnąć. Nie pogadasz z nim, on w ogóle nic nie mówi. Już RisTai jest bardziej rozmowny. Przychodzi tylko ze zwierzyną albo przegląda ogłoszenia. Czasem się czegoś napije. Wydaje mi się że Chase ćwiczy z nim walkę kataną.
 - Heh. Czy nie pogadam, zobaczymy. - wilczyca znów wyszczerzyła kły i pewnym krokiem udała się w kierunku nieznajomego.
 - Fire! - usłyszała tylko za sobą. Nie zwróciła jednak na to uwagi. Na długich łapach szybko dotarła do owego stolika.
 - Cześć. Oruko, tak? Jestem Fire. - przywitała się możliwie grzecznie. Chłopak właściwie nawet nie spojrzał na nią. - Jestem w gildii od kilku tygodni. Nie widziałam cię do tej pory. Jesteś nowy? - ciągnęła. Wreszcie napotkała jego lodowaty, odpychający wzrok. Oczywiście, znów zignorowała. - W sumie raczej nie przyszedłeś po mnie. Wiedziałabym o tym. W takim razie chyba jesteś tutaj weteranem, skoro tak obojętnie przechodzisz wokół innych. - nie zdawała się być zdenerwowana. Była wyjątkowo cierpliwa, znów szczerząc zęby. Na chwilę zapadła cisza. Od mężczyzny zdawała się bić zimna, ostra aura. - Czyżbyś władał magią lodu? Nikt normalny nie mrozi powietrza wokół siebie. Oj będzie Ci ze mną ciężko, ja mam żywioł ognia. Nie zamierzam stąd odejść dopóki się nie odezwiesz. - wilczyca posadzila wreszcie zad na zimnej podłodze i z cierpliwością spełniała swoją obietnicę.
 Minęło niemal godzina, jednak biała nie dawała za wygraną. W końcu Oruko miał dość, podniósł się i wyszedł, na co ta tylko wyszczerzyła kły i potruchtała za nim. Na zewnątrz nie mogła znaleźć samca, zaczęła więc węszyć. Nie trudno było go zlokalizować. Jego tropowi towarzyszyła chłodna aura. Szybko dojrzała niebiesko-białą sierść pomiędzy ciemnymi pniami. Przyspieszyła tempo i zaraz znalazła się obok jego kruchej sylwetki.
 - Pasuje Ci ten wygląd. - rzuciła. - To katana? Jak ty ją wyjmujesz... - wilczyca dokładnie oglądała jego broń. - W tej formie też nią walczysz? Już pomijając kwestie wyciągania jej, trzymasz ją w pysku? - basior wciąż nie odezwał się słowem. Nagle wadera wpadła na pomysł. - Aleś ty uparty. - warknęła i po odprowadzeniu wzrokiem samca, odwróciła się w drugą stronę i udała się w stronę gildii. Po chwili jednak zatrzymała się, kiedy ten był wystarczająco daleko. Znów ruszyła w jego kierunku. Szła pod wiatr, więc nie mógł jej wyczuć.
 Drogą była dość długa, a ona wciąż nie wiedziała gdzie idą. Starała się jednak ukryć swoją obecność. W końcu dało się słyszeć wodę gdzieś nieopodal. Wciąż jednak nie wiedziała co to znaczy.
 Po krótkim marszu szybko zorientowała się że idą do wodospadu. Nie widziała go tu jeszcze. Było to jednak dość daleko. Przycupnęła przy osłaniającym ją krzewie I czekała co będzie dalej. Ku jej zaskoczeniu, basior przemienił się w człowieka, zdjął katanę i zdjął rękawy kimona tak, że jego górna część odsłoniła klatkę piersiową i opadła na pas związany na biodrach. Samiec wszedł powolnie do wody i usiadł tuż przed wodospadem na kamieniu z kataną w ręku tak, że woda z hukiem opadała na jego plecy. Zdawało się że tak niewielki mężczyzna rozpadnie się pod takim naciskiem wody. "Ześwirował..." zaśmiała się pod nosem, jednak wciąż nie wychodziła z ukrycia. Obserwowała go, jednak nic się nie działo. W końcu postanowiła wyjść z ukrycia.
 - Fajne miejsce sobie znalazłeś. - w końcu na twarzy Oruko zdawały się widnieć jakieś emocje. Był ewidentnie zaskoczony jej nagłym pojawieniem się, jednak szybko wrócił do kamiennej twarzy.
 - Czego chcesz. - głos miał równie chłodny co wzrok.
 - Ja tylko chciałam się przywitać, wystarczyłoby żebyś mi odpowiedział i dawno zostawiłabym cię w spokoju, ale teraz muszę się trochę odegrać. - znów wyszczerzyła kły i zbliżyła się do zbiornika.
 - Już się przywitałaś, wystarczy. - mężczyzna zdawał się być niewzruszony czymkolwiek. Zamknął oczy i wciąż siedział.
 - Nie do końca mnie słuchasz. Mówiłam już, za późno. - wilczycy coraz bardziej podobała się rozmowa. Oruko nie odezwał się słowem. Znów zapadła cisza.
 Po kolejnej godzinie, basior chyba uznał że wystarczy. Podniósł się, wyszedł z wody, po czym zamroził wodę na swoim kimonie żeby lód opadł na ziemie pod wpływem jego magii. Kimono było już suche.
 - Niezłe  - rzuciła wilczyca również zbierając się z ziemi. Ten odpowiedział jej tylko zimnym spojrzeniem i przemienił się w wilka, po czym truchtem pognał głębiej w las.
 - Słyszałam że trenujesz z Chasem - wilczyca nie odstępowała go na krok. - Może chcesz potrenowac że mną! - I bez żadnego ostrzeżenia rzuciła się na kruche go basiora. Nie dorównywał jej wzrostem ani siłą, ale z całą pewnością zwinnością. Szybko wyskoczył w przód prześlizgając się pod nią, łapą wyrzucił wręcz katanę z pochwy, która rękojeścią odbiła się od poszycia. Zanim jednak do reszty opadła, basior zwinne złapał ją w pysk I wymierzył w wilczycę. Działo się to tak szybko że wilczyca ledwo zdążyła zareagować, omal nie nabiła się pyskiem na ostrze.
 - Teraz już wiesz. - rzucił ostro.
 - I bardzo mnie to cieszy - zaskoczenie zastąpił jej zwykły, nonszalancki uśmiech. - To jak?
 - Z chęcią cię zaszlachtuję. - odparł krótko i zamachnął się kataną, która na szczęście wilczycy ominęła jej nos o parę centymetrów. Zanim zdążyła się pozbierać, nadciągnął kolejny cios, którego również cudem ucikneła. To dało jej do zrozumienia, że basior chyba mówił poważnie. Postanowiła podejść do prawy równie poważnie i zamiast robić uskok w tył, schyliła się, niemal dotykając szczęką ziemi, po czym wyskoczyła w górę wybijając że sobą basiora. Wilk wylądował dwa metry dalej na plecach. Bardzo szybko stanął na nogi, ale katana była za nim. Nie miał się czym bronić, poza kłami i pazurami, których zapewne rzadko używał. To była jej szansa. Wilczyca nie zatrzymała się ani na chwilę. Jednym susem znalazła się tuż przed basiorem, który nie zdążył zareagować. Znów oberwał, tym razem twardym łbem w szczękę i opadł na ziemię. Wilczyca szybko przygniotła go do ziemi, jednak nie była to mądra decyzja. Omal nie przecięła się kataną, znów trzymaną przez basiora w pysku, tuż pod jej krtanią. Na kilka sekund zapadła cisza.
 - Heh. Nieźle. - odezwała się w końcu. - Od teraz, gramy na nowych zasadach. Pokonany odpowiada na jedno pytanie zwycięzcy. - basior przemilczał propozycję. W odpowiedzi wilczyca zdecydowała się na wyjątkowo niebezpieczny krok. Złapała ostrze w zęby i wyrwała basiorowi z pyska.   - To jak? - uśmiechnęła się szyderczo.
 - Oddaj katanę. - odpowiedział szorstko. Czyżby trafiła w słaby punkt? Zeszła z basiora powoli i podeszła do ostrza. Ten zebrał się z ziemi i czekał cierpliwie. Wilczyca jednak nie miała zamiaru dawać za wygraną. Złapała rękojeść w żeby i w podskokach pognała w las.
 - EJ! - usłyszała wrzask za sobą. Gonili się teraz po lesie, a Fire miała z tego nie lada zabawę, podczas gdy w lodowatym ciele Oruko wrzała krew. W końcu wilczyca jednym długim susem znalazła się na grubej gałęzi starego drzewa, gdzie basior nie był w stanie sięgnąć. Warczałam tylko z ziemi a wadera uśmiechała się zwycięsko. - To jak?
 Po chwili milczenia w końcu się odezwał.
 - Dobra. Tylko oddaj. - warknął, a na jego życzenie, katana wylądowała tuż obok. Zanim jednak zdążył ją podnieść, wilczyca wylądowala za nim. W ostatniej chwili zdołał obronić się ostrzem, na co wilczyca odskoczyła. Odbiega kawałek, basior stał nieruchomo. Lustrowała go wzrokiem przez kilka sekund i ruszyła do ataku, początkowo celując w jego prawą stronę, w ostatniej chwili jednak gwałtownie skręciła  odbiła się od ziemi i odepchnęła samca na ziemię. Gdyby opózniła się o ułamek sekundy, jej bok byłby przecięty w pół. Kiedy wilczyca odzyskała równowagę, była gotowa do kolejnego ataku. Basior też był już gotowy. Rzucili się na siebie. Wilczyca znów usiłowała zaatakować stronę po której nie było ostrza, jednak ten był już na to gotowy. Tyłem ciała odskoczył w prawo i przyłożył ostrze to karku wilczycy. Przyciągnął go na tyle mocno, że wilczyca poczuła delikatne poruszenie krwi tuż pod futrem.
 - No dobra. Załóżmy że wygrałeś. Co chcesz wiedzieć?
 - Dlaczego się mnie uczepiłaś.
 - Bo jestem uparta I mam kaprysy. - zaśmiała się, jednak mówiła poważnie. Nagle kucnęła I wyrwała się z niebezpiecznego ucisku na karku i wystrzeliła do przodu. Odbiła się od drzewa, czego basior widocznie nie przewidział, bo szybko dał się zbić z nóg. Wilczyca przyciągnęła go do ziemi i zębami przyciągnęła jego własne ostrze do jego klatki i brzucha.
 - Hm. - chrząknął tylko niezadowolony.
 - Moja kolej. Dlaczego nie odezwałeś się od razu?
 - Bo nie gustuję w kontaktach z innymi. - mruknął. Wilczyca zeszła z niego i oddaliła się powoli. Siadła przed nim I czekała na jego kolejny ruch. Samiec wymierzył mieczem cios w łapy, na co wadera w ostatniej chwili podskoczyła, unikając ostrza. Opadła na łapy i ruszyła z zębami na basiora, na co ten wrócił ostrzem I tępą stroną uderzył ją w pysk. Wilczyca pod wpływem uderzenia odrzuciła się w lewo, oblizując wargi. Oruko natomiast nie chciał czekać i szybko od góry wymierzył kolejny cios, jednak chybił. Zęby białej znów trzymały jego broń i ciągnęły ją w dół. Niespodziewanie, basior puścił katanę, przez co Fire, omal nie upadła na ziemie. Kiedy jej łapy zdołały ją unieść, samiec już wbijał w jej kark kły i przyciskał ją do ziemi.
 - Heh. Idziemy łeb w łeb.
 - Dlaczego w ogóle do mnie podeszłaś.
 - Chciałam cię poznać, jak każdego innego członka gildii. Tego wymaga kultura. - zaśmiała się. Basior zmarszczył brwi. Puścił waderę i odsunął się kawałek.
 - Odpocznijmy chwilę. - rzuciła wilczyca usiadłszy.