poniedziałek, 29 grudnia 2014

Wigilia!

Fire

 Obudziłam się rano pół-świadomie rozwalona na łóżku w wilczej postaci. Po prawie piętnastu minutach wreszcie zwlokłam się z leża, ale silne zderzenie mojego łba z ziemią uświadomił mi, że właśnie patrzę na świąteczną choinkę, a za nią wisiał kalendarz, który definitywnie wskazywał na to, że dziś 24 grudnia. Ta wiadomość z megafonem w ręku obiegła każdą komórkę mojego ciała, aż wreszcie ten wytrwały maratończyk dotarł do mózgu, któremu natychmiast nakazał obudzić Oruko i Donata tak brutalnie, jak gościu z megafonem mój śpiący móżdżek.
 -Wstawaj draniu! - wydarłam się.
 -Coooo... - usłyszałam w odpowiedzi, tak więc postanowiłam użyć czegoś większego kalibru.
 -Zarąbali ci katanę! - basior w 1/5 sekundy zerwał się na równe nogi a jego oczom ukazała się dobrze znana mu wilczyca z uśmiechem na pysku. Tak, to byłam ja.
 -Śmieszne - mruknął kiedy tylko zaobserwował swój "święty" przedmiot na tablicy na ścianie.  Ja natomiast skierowałam się w stronę pokoju Donata.
 -Doooonacik, hop hop hop hop! - zawołałam i zabrałam mu kołdrę. Ten jednak nie był zbyt zachwycony, ale kiedy tylko usłyszał pytanie "Czy wiesz, co dzisiaj za dzień?" zanim się obejrzałam on już był przy szafie, a na łóżku leżały już tylko ubrania do przebrania.

Donat

 Po paru minutach byłem już na zewnątrz i biegłem po Kiwiego. Obudziłem go pospiesznie i przekazałem mu wiadomość. Koń wstał powolnie, otrzepał się i popatrzył po moich rękach.
 -No już, już! - zaśmiałem się. - Chodź. - Poprowadziłem go do naszej nory i stamtąd wydostałem marchewki. Poczęstowałem wniebowziętego rumaka, a ten zaczął krążyć wokół mnie kłusem. Bardzo mnie to rozbawiło, ale nagle zauważyłem Fire. Wyszła na polanę.
 -To co, jedziemy? - zapytała.
 -Tak! - krzyknąłem, a Kiwi zawtórował. Wilczyca posadziła mnie na jego grzbiecie, a zaraz za mną usiadł Oruko, Fire biagła obok. Po kilkunastu minutach, a może nawet nie, byliśmy na miejscu.

Oruko

 Kiedy tylko dotarliśmy na miejsce, Fire wręcz wpadła na drzwi.
 -Opanuj się trochę... - uśmiechnąłem się.
 -Nieeee, raczej nie. - odparła, a Donat zaśmiał się tylko. Przewróciłem oczyma i wszedłem za nimi do korytarza. Pochodnie w momencie zapłonęły. Nawet nie zauważyłem, że Kiwi wepchał się za nami. Biegiem ekspresowym przemierzyliśmy przedsionek i już staliśmy przed bramą wejściową, którą wilczyca bez wahania otwarła, o ile nie wyważyła.
 -Siema eńki! - wrzasnęła na wejściu, ale spostrzegła, że w środku jest tylko Kanora, Tachi i dziadek, co nie lada ją zdziwiło.


Kanora

 -Odbiło ci? - przywitałem się grzecznie.
 -Tak. - odpowiedziała bez najmniejszego zawahania i przywitała się z dziadkiem, oczywiście nie tak jak ja. - Gdzie reszta?
 -Na wakacjach.
 -Jest zima.
 -To na feriach.
 -Jest grudzień.
 -No kobieto, no! - zdenerwowałem się wreszcie, a reszta towarzystwa wybuchła śmiechem.
 -Idziemy po choinkę? - zapytał Donat siedzący już na blacie, z resztą tak jak i ja i Tachi.
 -Czekamy jeszcze na parę osób, już nawet wiem jak to zrobimy. - uśmiechnąłem się na myśl o moim zacnym planie wniesienia drzewa do podziemi. Kot popatrzył na mnie niepewnie, ale zaraz zabrał ze sobą Tachiego i popędził gdzieś.

Dziadek

 Chociaż było zaledwie 7 (Fire: o zgrozo) osób nagle, w przeciągu kilku sekund zrobiło się głośno. Za to właśnie kocham to miejsce - zawsze jest jak powinno, raz cicho i spokojnie, raz głośno i zabawnie. Przyglądałem się dzieciom. Przez chwilę jakby planowały coś między stołami, a za chwilę zaczęły biegać dookoła pomieszczenia, aż wreszcie Tachitsuku przylepił się do Kanory, a ten wziął go na ręce, jednak panda wolała usiąść na wyspie. Donat już po chwili był obok i znów zajęli się rozmową.
 -Co o tym myślisz, dziadku? - zapytała wilczyca, a dopiero wtedy zorientowałem się, że o czymś mówili.
 -Przepraszam, co? - "obudziłem" się, a reszta zaśmiała się.
 -Żeby na ten rok sprawić sobie jakiś długi stół, bo tamten jest o wiele za krótki. W końcu w tym roku dołączyło kilkanaście osób... - wyjaśnił Kanora.
 -Tak, chyba tak. - stwierdziłem po chwili namysłu, chociaż odpowiedź była oczywista.
 -Trzeba jeszcze podzielić obowiązki, do choinki potrzebuję... oprócz siebie, rzecz jasna, Kiwiego, najlepiej dzieci, a w szczególności Donata, no i kto tam sobie chce.
 -Ja proponuję żeby wysłać Chase'a i Misaran w miasto, jeśli będą w stanie się wyrobić. - zaproponował Oruko.
 -Cóż, myślę, że dobrze byłoby zabrać tylko jednego z nich, najlepiej Misaran, bo Chase'a się z kuchni nie wyciągnie, jeśli wszystko nie będzie idealnie, a z nią powinien iść ktoś, kto by ten ewentualny stół targał, no i ktoś kto jej pomoże. - odezwała się Fire.
 -To może pójdzie z Heishiou? - stwierdziłem.
 -Dobry pomysł. - Kanora zastanowił się chwilę. - Ale... Hikibe na pewno się do czegoś przyda, a już to widzę, jak on Misaran z Heishiou puszcza gdziekolwiek, kiedy ma możliwość z nimi iść. - zaśmiał się.
 -A nawet jeśli będzie bezużyteczny, jak będzie myślał o "siostrzyczce". - dodała wilczyca.

Terra

 Kiedy tylko złapałam za klamkę od drzwi do gildii od razu pomyślałam, że pewnie skoro dzisiaj wigilia w środku są tłumy. Zajrzałam ostrożnie do środka, jednak zastałam tylko niewielką grupę przy barze, a między nimi... dziadek...? Przyznaję, to mnie zdziwiło. Podeszłam do zgromadzenia.
 -O, Terciak, siemanko! - zawołała Fire na wejściu.
 -Cześć. - przywitałam się. - Tylko mów głośniej, bo te dzikie tłumy cię zagłuszają.
 -Cóż, jest jeszcze całkiem wcześnie, ale też nas to zdziwiło. - powiedział Oruko. Pogłaskałam Kiwiego po pysku, a Santino już dopadł swoje towarzystwo.
 -O czym mówicie? - zapytałam.
 -Dzielimy obowiązki na wigilię. - odpowiedział dziadek.
 -Właśnie, wracając do tematu... na czym skończyliśmy...? - cała grupa zastanowiła się chwilę.
 -A tak, Heishiou. - przypomniał sobie Kanora. - A ty, Terra?
 -Co ja?
 -Poszłabyś z Misaran po stół?
 -Po jaki stół?! - kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
 -Musimy kupić stół do gildii, bo ten, który mamy jest mały. - wyjaśniła wilczyca.
 -No mogę iść, ale my go nie uniesiemy, a nawet jeśli to nie doniesiemy. - zaznaczyłam ostatnie słowo.
 -Dlatego właśnie jak utniemy choinkę wyślemy Donata z Kiwim do was, żeby wam pomogli. - tłumaczył Oruko. Wtedy już wszystko wydało mi się logiczne.
 -Noo, dobra. W sumie czemu nie. A Sant?
 -Chyba będzie pomagał z ozdobami, a jak wrócicie to ubierzemy choinkę i udekorujemy gildię.
 -Aha.

Santino

 Terra i reszta omawiała coś w sprawie gildii, jednak nie ten temat mnie zainteresował. Razem z Donatem i Tachitsuku omawialiśmy prezenty.
 -Co byś chciał dostać, Tachi?
 -Ja? Ja bym chciał... kokardkę dla misia. - zachichotaliśmy z Donatem.
 -Ale coś dużego! - wyjaśnił Donat.
 -To ja bym chciał... sanie świętego Mikołaja.
 -Ale nie aż tak...! - wybuchliśmy śmiechem. Tachi na początku był zdezorientowany, ale też zaczął chichotać po chwili.
 -Ja na przykład - odezwał się Donat, kiedy już przestał się śmiać. - chciałbym siodło dla koni, mógłbym wtedy jeździć na Kiwim trochę wygodniej.
 -A ja bym chciał dostać... czekaj... kurde, nie wiem. - chłopaki roześmiali się.
 -To ja bym chciał przyjaciela dla mojego misia. - zadecydował Tachi.
 -To będzie miał już dwóch.
 -Jak to?
 -No... drugiego misia i ciebie. - wyjaśniłem. Tachi zamyślił się chwilę najwyraźniej chcąc rozszyfrować, co powiedziałem. Nagle coś huknęło. Wszyscy, łącznie z dorosłymi obróciliśmy się w stronę kuchni.

Sirius 

 Starałem się uspokoić trochę Chase'a, który najwyraźniej nie widział nic "CHOREGO" we wstawaniu o trzeciej nad ranem, żeby zdążyć wyszykować wszystko na obiad.
 -Ale zdążysz...!
 -Zdążę, jak nie będziesz mi zawracał głowy! - wściekał się.
 -Chciałem ci pomóc! - argumentowałem.
 -Wystarczy, że wywaliłeś miskę, idź, poradzę sobie. Tamci na pewno cię potrzebują. Westchnąłem głęboko i wyszedłem z kuchni.
 -Co wy tam robicie? - przywitała mnie Fire.
 -Wiesz, jak kogoś widzę rano to mówię mu "cześć" ale chyba jestem jakiś staroświecki. Grupa zaśmiała się. Podszedłem do lady i stanąłem na tylnych łapach, żeby dosięgnąć blatu.
 -To dowiemy się? - drążył Kanora.
 -Widzę że nikt mnie nie słucha... - mruknąłem pod nosem ironicznie. - Chciałem pomóc Chase'owi w szykowaniu, bo siedzi tam od trzeciej rano i uparcie twierdzi że to całkowicie normalne.
 -W jego świecie. - skomentowała Fire. - A teraz, cześć.
 -Na nareszcie! - zaśmialiśmy się. - A tak poza tym, macie dla mnie coś do roboty? - zapytałem.
 -Możesz iść poszukać Ris-Tai'a, obiecał że kupi prezenty, dowiedz się czegoś.
 -Ugh, to będzie trudne... - mruknąłem i skierowałem się w stronę wyjścia.

Ris-Tai

 Obudziło mnie pukanie. No i ostrzegawcze syczenie węży. Pukanie. O dziwo. Zazwyczaj nie zdarzało się, żeby ktoś pukał. Najczęściej po prostu wchodzili, o co niemal nie przypłacili życiem parę razy, mają szczęście, że tylko połowa moich węży jest jadowita, a te jadowite mają nakaz trzymania się z dala od drzwi. W sumie jest kilka osób, które mogłyby dziabnąć, ale nie chcę mieć kłopotów. Jednak pukanie do drzwi wydało mi się czymś przyjemnym, ttak więc poprosiłem gościa. Przez chwilę drzwi były jeszcze zamknięte, ale po chwili powolnie zaczęły się uchylać. Niskie zwierze o białym futrze. Przez chwilę zastanawiałem się, kto to, bo nie Fire, ona wchodzi natychmiast, a poza tym jest jeszcze większa ode mnie, więc to nie ona. No tak, Sirius.
 -Wchodź, jadowite są dalej, a skoro pozwoliłem to reszta też nie ugryzie. - mruknąłem przez ramię, jako że spałem skierowany w stronę ściany. Drzwi otworzyły się szerzej. Podniosłem się lekko i podrapałem po głowie. - Chcesz coś? - pies stanął jak na baczność.
 -Kazali mi... dopytać się o prezenty... - wydukał tylko i niemal nie zemdlał na widok gadów.
 -A, tak... dzisiaj idę jeszcze po kilka, tak to mam... - ziewnąłem. Biały tylko przytaknął, pożegnał się i wyszedł. A ja znów padłem na łóżko.

Misaran

 W korytarzu natknęliśmy się na Siriusa wychodzącego z pokoju Ris-Tai'a. Zaciekawiło mnie to.
 -Cześć. - przywitałam się.
 -A, cześć. - wzdrygnął się na mój głos.
 -Co jest? - zapytałam zdziwiona.
 -Przed chwilą byłem w pokoju Ris-Tai'a, wiesz już co? - zaśmiał się. No tak, teraz już wiem. Razem ruszyliśmy w kierunku gildii. Otworzyłam bramę. Sen wbiegła pierwsza i natychmiast pojawiła się obok swojej grupy i wbiła się w rozmowę. O dziwo było w miarę pusto. Przywitałam się z tymi, którzy już dotarli. Przedstawili mi swój plan odnośnie tegorocznej wigilii. W tym momencie zorientowałam się, że to przecież dzisiaj. Chciałam wejść do kuchni, ale Sirius kategorycznie zabronił, stwierdził, że w środku jest bestia. Zignorowałam go, ale kiedy tylko uchyliłam drzwi od kuchni... zauważyłam... potwora. Chase kiedy tylko usłyszał skrzypienie drzwi rzucił w nie talerzem, ale na szczęście zdążyłam je zamknąć.
 -Dobra, już rozumiem. - wydyszałam, a członkowie roześmiali się.
 -O, Misaran, gdzie masz braciszka? Właśnie wymyśliłem dla niego robotę.
 -A nie wiem, ja nie niańka. - odparłam bez przejęcia.
 -Ta, nie to co on. - dopowiedział Heishiou, a gildię przeciął niesamowicie głośny śmiech.
 -To co, idziecie po tę choinkę? - zapytała Terra, kiedy śmiech już ustał.
 -Zaczekamy na braciszka. - odpowiedział Kanora.
 -O, idzie. - mruknął Heishiou niezadowolony. Do pomieszczenia właśnie wszedł braciszek, i kiedy tylko zauważył obok mnie basiora, natychmiast skierował się do niego żeby go o coś wyzwać ale kiedy doszedł, już miał coś powiedzieć ale rudzielec mu przerwał.
 -Masz świąteczną robotę.
 -Ja...? - zdziwił się.
 -Nie, święty Mikołaj! - warknęła Fire, a wszyscy znów się roześmiali.
 -On na pewno. - odszczeknął Hikibe.
 -Otwierasz skrzydła i lecisz się rozejrzeć za choinką, my pójdziemy za tobą, jak znajdziesz to się do nas wrócisz i nas zaprowadzisz. - wyjaśnił.
 -Oo.

Hikibe

 Jeszcze kilka minut pogadaliśmy i wyruszyliśmy - dzieci w tym czasie przyniosły wszelkie sanki jakie znalazły na terenie gildii, a zebrało ich się 5. Rozdzieliliśmy się przy wyjściu - Misaran i Terra poszły po stół, a ja, dzieci, Kanora i Kiwi poszliśmy w las. Kiedy tylko straciliśmy dziewczyny z oczy aktywowałem przemianę i wzniosłem się w niebo w poszukiwaniu tej piekielnej choinki. Rozglądałem się, ale przez pierwsze 10 minut niczego nie znalazłem. Wróciłem do grupy i zadecydowałem, że skierujemy się w inną stronę. Tak dopiero, po 15 minutach znalazłem cały las iglasty. Wytężyłem wzrok, w poszukiwaniu jakiegoś ładnego drzewko. Te, które znalazłem mierzyło 3 metry, miało ładne gałęzie i ledwo było widać pień, więc uznałem, że się nadaje. Wróciłem do grupy.
 -Mam krzak! - krzyknąłem jeszcze w powietrzu, a dwa metry nad ziemią zacząłem dezaktywować przemianę, a skrzydła zniknęły pół metra nad nią. - Chodźcie, zaprowadzę was! - zawołałem. Do Kiwiego było przywiązane kolejno wszystkie pięć sanek, a na nich po kolei Sen, Tachitsuku, Donat i ostatni Santino, którego znosiło na wszystkie strony.
 Cała droga zajęła nam niecałe 10 minut, a dzieci natychmiast wzięły się za ocenianie i przymierzanie do ubierania. Kanora popatrzył na drzewo i zastanowił się chwilę.
 -To jak, podoba się? - zapytał.
 -TAAAAK! - wrzasnęły i zaczęły ustawiać sanki.
 -No więc jak masz zamiar to teraz zrobić? - zapytałem.
 -O tak właśnie. - mruknął i machnął ręką, z której wytworzyła się płaska, ostra i całkiem spora platforma, która bez trudu przecięła pień. Choinka chwilę jeszcze stała, po czym cały las przecięło irytujące skrzypienie pnia, a tan powolnie runął na wszystkie pięć sanek kolejno.
 -Aha... - wydusiłem z siebie.
 -Chodź, musimy mu pomóc ruszyć. - oznajmił rudy i złapał w zęby, już jako wilk, za sznur i pociągnął. Przyłączyłem się do niego, kiedy tylko znów włączyłem przemianę i szarpnąłem. Koń również ciągnął, ale całkiem sporo czasu zajęło nam ruszenie "konstrukcji". Kiedy tylko jednak wystartowaliśmy Kiwi sam doskonale sobie radził, a chwilami to nawet drzewo jadąc na sankach go popędzało, bo w końcu wpadłoby na niego.

Diablo

 Kiedy tylko wszedłem do gildii, wybił mnie z tropu fakt, że było tak pusto. Rozejrzałem się po całości. W sumie w środku byli tylko... no właśnie. Jeszcze bardziej przykuł moją uwagę dziadek. Obok niego siedziała jeszcze Fire, Oruko i Heishiou.
 -Co tu tak cicho? - zapytałem.
 -Co ty nie powiesz... - westchnęła. - Wszyscy są zajęci przygotowywaniem wigilii. Z resztą, wy też moglibyście coś zrobić. Gdzie reszta trójcy?
 -Nie wiem, nie pilnuję ich. - odparłem i usiadłem obok nich. W tym momencie otwarły się drzwi. Do pomieszczenia weszli Kessa i Sammy.
 -Dobry. - przywitał się Soul. - Pusto. - dodał, a cała czwórka zaśmiała się. - No co?
 -Podobno wszyscy się o to pytają. - wyjaśniłem. - To co mamy zrobić?
 -Idźcie do piwnicy i poszukajcie czegoś na choinkę. - nakazała. - Ja idę zobaczyć, czy Nokusachi i Tifuś nie przyszli. - rzuciła i ruszyła w stronę pracowni mechanika. My natomiast poszliśmy do klapy i uchyliliśmy ją wspólnymi siłami, aż ta wreszcie otwarła się do końca. Uderzyła o ziemię, a z dołu wyleciało pełno kurzu. Kaszleliśmy jeszcze kilka minut.
 -Fire, daj ognia! - zawołałem, a wilczyca wyszła z pracowni z chłopakami, zajrzała do szafek Kanory i wygrzebała pochodnię, po czym podpaliła ją  podała mi. Podziękowałem i zeszliśmy do piwnicy.

KessaSoul

W środku było przerażająco ciemno, ale pochodnia trochę to wszystko rozjaśniła. Kiedy zeszliśmy po drabinie, a później jeszcze schodach, w dół, trzeba było jeszcze otworzyć drzwi. Ja, swoją drogą, jeszcze nigdy tu nie byłem, nie wiem jak oni, a teraz jeszcze miałem czegoś szukać. Wydawało mi się to mało możliwe. Diablo otworzył drzwi, a za nimi skrywał się gigantyczny magazyn.
 -No, to życzcie nam powodzenia. - zaśmiałem się dość ironicznie, będąc już teraz pewien, że nie znajdziemy tych lampek i innego dziadostwa. Rozejrzałem się. Na ścianie wisiało kilka pochodni. Wziąłem naszą od basiora i rozświetliłem. Tu już nic się nie zapalało po wejściu. Widocznie rzadko korzysta się z tego wejścia. Kiedy wreszcie zapaliłem wszystkie, powiesiłem naszą pochodnie na miejsce innej, której jeszcze nie zapalałem. Ja natomiast położyłem na jakimś pudle i odruchowo przeczytałem napis na nim. Można było znaleźć tu mnóstwo bezsensownych rzeczy, ale ani śladu po bombkach. Przeszukiwałem kolejno każde pudło, ale nic. Znalazłem naklejki takie jak "akta", "członkowie", "1 mistrz" czy "Kanora". Bardzo mnie korciło, żeby zajrzeć do chodźby jednego, ale się powstrzymałem.
 -Mam!

Sammy

 Zauważyłem zakurzone, kartonowe pudło z napisem "Boże Narodzenie" i natychmiast zawołałem chłopaków.
 -Szybko. - stwierdził usatysfakcjonowany Kessa i pomógł mi wyjąć pudło, jako że było całkiem wysoko i oboje do niego nie dosięgaliśmy. Przejął je Diablo, a Soul wziął naszą pochodnie, wyprowadził nas, a następnie wrócił się i pogasił pozostałe, aż wreszcie skończył. Wynurzył się z otworu i zakaszlał. W tym momencie do gildii wszedł Kanora, Hikibe, Kiwi i dzieci.
 -TAAAK! - wrzasnęły i przebiegły obok niego, po czym rzuciły się na pudło. Kanora natomiast na widok Kessy w piwnicy zachichotał, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Był on w końcu cały w kurzy, a twarz miał czarną.
 -Oruko, chodź no. - zawołał Hkibe, a wołany zaraz do niego przydreptał w swojej wilczej postaci i wyszli, a dzieci wzięły się za rozpakowywanie. Wyszedł wreszcie z włazu i zamknąłem go, żeby dzieci się tam nie dostały. Już miał iść się umyć, kiedy brama znów się otworzyła. Spojrzałem w ich kierunku.
 -Odsuńcie się! - wrzasnął Hikibe i sam odskoczył. Wszyscy z osobna złapaliśmy na małych i odsunęliśmy je od środka, a do pomieszczenia wjechała wręcz choinka. Dzieci natychmiast się nam wyrwały i pobiegły ją obejrzeć.
 Musieliśmy ją jeszcze podnieść, bo wjechała po zalodzonych przez Oruko schodach na poziomo. Kilkanaście minut najęło nam stawianie jej, aż w końcu basior zamroził jej spód, aby stała, a resztę zostawiliśmy dzieciom.

Felix

 Niesamowicie zadziwił mnie widok jadącej holem choinki, więc poszedłem się ubrać i zbadać sytuację. W głównym pomieszczeniu gildii dowiedziałem się, że Sire, Nokusachi i Firuoki poszli rozejrzeć się za jakimiś dodatkowymi świecidełkami, Donat zagrał Kiwiego i popędził do Misaran i Terry, które poszły kupić nowy stół, a Tachi, Sen i Santino właśnie oglądali ozdoby, które Diablo, Sammy i Kessa przynieśli z piwnicy. Byli tam jeszcze dziadek, Kanora, Oruko i Hikibe. Nagle między nagami przemknął mi niewielki wąż, zawrócił i podniósł się. Zorientowałem się, że ma coś w zębach. Przejąłem od niego podziurawioną od zębów kartkę i przeczytałem, co tam pisało. Nim się obejrzałem, węża już nie było.
 -Od Ris-Tai'a? - usłyszałem Kanorę.
 -Aa. - przytaknąłem i podałem mu papier. - Pisze, że poszedł po prezenty. - szepnąłem, żeby młodzi nie usłyszeli.
 -Felix, Felix, Felix, Felix! - usłyszałem za sobą Doanta.
 -Będziesz z nami ubierał choinkę? - zapytał Tachi. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, oni widocznie podjęli za mnie decyzję. Zgodziłem się, a oni uradowani znów pobiegli poszperać w pudle.

Nokusachi

 W mieście rozglądaliśmy się za ozdobami świątecznymi. Na stoiskach było ich pełno, a każdy jeden sprzedawca, dopiero po chwili orientował się, że w okolicy znajduje się siedziba zmiennokształtnych magów, tak więc bez przerwy mijaliśmy zdezorientowane wyrazy twarzy przechodniów i wystawiających swoje towary. Zatrzymywaliśmy się przy niektórych stoiskach, aż w końcu coś przykuło uwagę Tifuokiego.
 -Co tam masz, brat? - zapytałem oglądając jego znalezisko.
 -Pomarańczki na choinkę. - odparł. - Czekoladę.
 -Hahah, no to już wiemy, czemu tu stanąłeś. - zaśmiałem się. - Chyba możemy wziąć coś takiego. Fire?
 -Czemu nie? Fajny bajer. - wilczyca przemieniła się i wzięła ozdobę w rękę. Kupiliśmy takich sporo, po czym ruszyliśmy na dalsze poszukiwania. Znaleźliśmy nawet urządzenie napędzane magią, które tworzyło sztuczny śnieg. Tifu bardzo się tym zainteresował, ale fakt, że Oruko że nam załatwić prawdziwy stanął naprzeciw. On jednak tak bardzo się uparł, że w końcu wzięliśmy i to. Ot wady posiadania szalonego brata. Najlepsze jest to, że w sumie jest starszy. O kilka minut, czy nawet sekund, ale jest starszy.
 -Gomen, uwaga, jedziemy z koniem! - usłyszeliśmy z dala. Spojrzeliśmy wgłąb targów, a spomiędzy klientów wyłonił się znany nam kasztanowy koń ciągnący niemałe sanie, a na saniach pudło.
 -Fire! - zawołała Misaran, która szła obok Kiwiego. - O, Tifuoki, Nokusachi, siema!
 -Cześć. - przywitałem się.
 -Co tam macie? - zapytał brat.
 -Stół do gildii!

Tifuoki

Wyjaśnili nam parę rzeczy i razem wróciliśmy do gildii, przy okazji zdobywając jeszcze kilka ładnych świecidełek. Osobiście byłem dumny z mojej własnej, śniegowej zdobyczy. Omówiliśmy mnóstwo tematów, nim dotarliśmy do drzewa, gdzie Terra otworzyła przejście, przez które musieliśmy już własnoręcznie przenieść stół w pudle. Trochę nam to zajęło, ale wreszcie wnieśliśmy go do głównej sali. Zaraz za nami wszedł Donat z Kiwim, którego w międzyczasie odpiął z sań, jednak zaraz dzieci zgarnęły go do ubierania choinki. Poszli więc do sań po nowe ozdoby i już po chwili wrócili, co prawda zmarznięci, ale bardzo podobało im się to, co kupiliśmy. Zaprezentowałem im też mój ulubiony przedmiot, a nim były szczególnie zachwycone. My za to w międzyczasie rozłożyliśmy stół i założyliśmy obrus. Szczeniaki oderwały się na chwilę od drzewka i pomogły nam rozstawić talerze i stroiki. Kiedy tylko skończyły, wzięły się za samo ubieranie.

Tachitsuku

Tifuś kupił nam mnóstwo nowych bombek! Kupił nawet lampki, które zapalić miała Fire. Chcieliśmy ubrać choinkę. Tercia powiedziała, żebyśmy najpierw zawiesili lampki, tak więc Sen zmieniłą się w nietoperza i złapała połączone światła i poleciała na szczyt, żeby je powiesić. Sant złapał drugi koniec sznura i stał na dole, kiedy ona okrążała choinkę coraz mniejszymi kołami zaczepiając go o gałęzie. Kiedy skończyła zleciała na dół i wzięła bombę i znów pofrunęła na szczyt, aby ją powiesić. Kawałek niżej, tam gdzie sięgał, wieszał Felix, a jeszcze niżej Donat z Santem, a ja ubierałem najniższe gałęzie. Szybko zawiesiliśmy bombki. Następnie wzięliśmy się za łańcuchy. Donat wyciągnął jakiś posklejany z papieru sznur i śmiał się mówiąc, że pamięta, jak robiliśmy go wzeszłym roku. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, bo ja nic takiego nie pamiętałem. Sen znów złapała jeden koniec, a Sant drugi i zawiesili łańcuch na choinkę. Wzięliśmy jeszcze jeden, kupiony i powiesiliśmy, a na koniec Sen przymocowała na szczyt brokatową, śliczną i dużą gwiazdkę.

Sen

 Patrzyliśmy tak chwilę na nasze piękne dzieło, aż wszystkich nas wybił z zamyślenia huk na zewnątrz. Wybiegliśmy natychmiast dygocząc z zimna. Szybko jednak ociepliło nas to, co zobaczyliśmy. Nasze sanie były zasypana ślicznie zapakowanymi prezentami!
 -Widziałem się z Mikołajem, powiedział, że nie miał jak wejść, bo nie mamy komina, tak więc paczki zostawił tu. - powiedział Ris-Tai stojący obok sań. Machnął ogonem i czekał na naszą reakcję. Ku jego zdziwieniu wszyscy rzuciliśmy się na niego dziękując. - No już, poszli, złaźcie! - krzyczał zdenerwowany, ale my nie mieliśmy zamiaru. W końcu zlitowaliśmy się nad tygrysem i zleźliśmy z niego. Na szczęście uszliśmy z życiem i zaczęliśmy wnosić prezenty po gildii i ustawiać pod choinką. Skończyliśmy po prawie godzinie! W zamian za to mieliśmy po kilka dużych, ozdobionych prezentów.

Chase

Wreszcie skończyłem gotować! Zostało mi jeszcze odgrzanie tego, co było zrobione pierwsze. Pod koniec Misaran mi trochę pomagała, tak więc poszło jeszcze szybciej. Usiadłem na chwilę, żeby złapać oddech.
 -Wow, usiadłeś! Co ci się stało! - zażartowała wilczyca. - Idziemy zobaczyć jak wyglądają stoły? No i choinka. - zaproponowała. Wyszliśmy więc na chwilę z kuchni, a ja omal nie zemdlałem.
 -Tyle zdążyliście zrobić?! - krzyknąłem zadziwiony. Dzieci dekorowały łańcuchami co się dało, zawiesiły nawet jeden nad drzwiami do kuchni! Omal się na tym nie powiesiłem. Zmieniłem formę na wilczą i przeszedłem się po sali. W sumie był tylko dziadek, który powiedział nam, że wszyscy poszli się przebrać. Zadecydowałem, że my też powinniśmy. Na szczęście oboje mieliśmy przejścia bezpośrednio do pokoi; ja z kuchni, a wadera z labo, tak więc krótko nas nie było. Wróciłem w niebieskiej koszuli, białym krawacie i czarnych spodniach. Od razu wziąłem się za obiad, odgrzewanie zajęło chwilę. Kiedy tylko Misaran wróciła, w fioletowej spódnicy i białej bluzce, wzięła się za rozstawianie tego, co jej podawałem. Co chwila ktoś wchodził, a z każdym z nich Harane musiała się przywitać. Roznoszenie zajęło nam pół godziny, w końcu stół był przynajmniej duży. Wyszedłem wreszcie z kuchni zmęczony, wszyscy przywitali się ze mną i rozmawialiśmy jeszcze trochę, puki młodzi nie ogłosili pierwszej gwiazdy.


~***~
Wystarczająco długo męczyłam tę notkę x.x"
Wolność!
Skończyłam.
Aha, używałam też postaci, którymi kierujecie wy, bo nie mogłabym poprosić was o to, to po pierwsze, a po drugie każdy przecież musiał wystąpić!
Mam fajny pomysł.
Walniemy sb konkurs?
Co prawda nie jest nas dużo, ale czwórka w zupełności wystarczy ^ ^
Bez nagród, bo co by to mogło być... Chyba że macie jakiś pomysł.

No więc chciałabym, żebyście wybrali sb postać albo najlepiej kilka i pokazali ich, albo na rysunku albo po prostu opisali jak wyglądała w wigilię.
Powiedzmy, że czas mamy do 10 stycznia, a do 14 będziemy głosować. Każdy będzie miał 10 punktów do rozdania postaciom, które będą wrzucane do odpowiedniej zakładki. Możecie pisać swoje rozdane punkty w komentarzu do zakładki, gdzie będą prace, a ja po przeczytaniu i zapisaniu punktów, które zostały rozdane w komentarzu, będę takowy komentarz usuwać, żeby wyniki były "utajnione" ^ ^
Co wy na to?
Mi się podoba, mam tylko nadzieję, że weźmiecie udział, bo jesteśmy tylko 4 (na razie), więc choćby jedna osoba mniej... wręcz uniemożliwia zrobienie czegokolwiek.
Tak więc, czekam na prace bądź opinie <3

wtorek, 23 grudnia 2014

Wesołych świąt!


Wesołych, mordki x3
Niech się wam życzenia pospełniają, wena nie opuszcza, fajnych prezentów pod choinkę, szczęśliwego nowego roku, samych dobrych chwil z Black Wolves, smacznej wigilii, świąt w rodzinnym gronie no i oczywiście wesołych świąt!
Nasze małe zgredki już czekają na mikołaja, a jutro dowiecie się, jak BW spędziło tegoroczne święta! ^ ^
A tu taki mały bonusik, niestety taki krótki z lekka, ale mam nadzieję, że się podoba :3

niedziela, 14 grudnia 2014

Felix - KP

Imię: Felix
Ksywka: Felixiu (ale nie lubi być tak nazywany)
Urodziny: nie wiadomo, późny grudzień.
Wiek: człowiek - 15 lat
Rodzaj: Fenek (lis pustynny) zmiennokształtny.
Lubi:Ciszę, spokój, być na uboczu, nie zwracać na siebie uwagi, samotność, czasem jednak z niewiadomych powodów szwenda się ze "spółką zło", może między innymi dlatego, że jest skazany na opiekę nad nimi w drodze do szkoły.
Nie lubi: otrzymywania pomocy, natrętów, nieszanowania jego zdania, poniżania, tłumów, towarzystwa, rozmawiać.
Charakter: Cichy i nigdzie go nie ma. Zawsze smętny ale nigdy nei robi nikomu za złość ani nie przeszkadza. Całkowicie neutralny, traktuje innych tak jak oni jego, czuje się odrzucany, chociaż nie lubi, kiedy chce się mu pomóc. Ot taki niezrozumiały lisek.
Magia: kontrola organizmów żywych (pozostają świadome)
Atak: zmuszanie do samobójstwa bądź rozrywanie od środka.
Stanowisko: Teoretycznie opiekun dzieci, chociaż nie jest tym specjalnie zachwycony.
Numer: 10
Opis wyglądu: zwykły, malutki fenek z białym, wełnianym szalikiem na szyi (nosi go od zawsze), jako człowiek wysoki, wychudzony i lekko zgarbiony.
Cechy szczególne: zawsze z białym, wełnianym szalikiem.

KP dziadka

Imię: nieznane
Ksywka: dziadek
Urodziny: nieznane
Wiek: nieznane, ale bardzo stary
Rodzaj: wilk (prawdopodobnie, bo miał przemianę ale już nie ma siły na zmianę formy)
Lubi: dzieci, towarzystwo, zabawiać, sprawiać radość, dowiadywać się nowych rzeczy, używać swojej mocy, opowiadać
Nie lubi: Nietolerancji, walki, kłótni, być powodem zmartwień, sprawiać problemy, nieporozumień, jeść, ale kiedy w gildii jest obiad zawsze chętnie weźmie w nim udział.
Umiejętności: nie idzie oderwać od niego wzroku (przez charakter, nie przez wygląd), gra w kosza (ale obecny stan na niewiele mu pozwala.)
Charakter: miły dziadek, zawsze służy pomocą, uprzejmy, stawia bezpieczeństwo i szczęście innych na pierwszym miejscu, stara się jak może żeby gildii żyło się lepiej, ale aktualnie nie jest w stanie nic zmienić. Mieszka w odosobnionym pokoju do którego jedyne wejście prowadzi poprzez główną salę gildii, bardzo chorowity i w słabym stanie, chociaż czasem zdarza mu się duła poprawa.
Magia: wróżbiarstwo, czytanie w myślach, kiedyś przejmowanie kontroli nad istotami żywymi i telepatia.
Stanowisko: (niektórzy twierdzą, że mistrz gildii)
Numer: 1
Opis wyglądu: niemożliwie i śmiertelnie wychudzony (do zobrazowania potrzebna znajomość wilczej anatomii), jednak nic sobie z tego nie robi, szare futro, na nos opadają jego długie kosmki, ogon i uszy zakończone jeszcze dłuższym futrem.
Cechy szczególne: niemożliwie wychudzony i często zgarbiony.

Chase - KP

Imię: Chase
Ksywka: Kucharz
Urodziny: 30 września
Wiek: człowiek - 19
Rodzaj: Wilk zmiennokształtny
Lubi: gotować, spokój, harmonię, medytować, walczyć, grać w szachy, stawać w obronie słabszych.
Nie lubi: kiedy mu się przeszkadza, obraża go (bardzo przewrażliwiony, ale nie obraża się, chociaż to raczej nie jest plus, bo zamiast tego skacze do gardła), wyśmiewa, poniżania (kogokolwiek), nietolerancji, opowiadać o sobie.
Zainteresowania: sztuki walki
Umiejętności: walka wręcz, walka bronią białą.
Charakter: Zazwyczaj poważny, ale nie zawsze, wzorowa postawa, nie mówi o sobie nic i nie da się go do niczego przekonać, jeśli już powie co ma na ten temat do powiedzenia.
Historia: wiadomo tylko, że ćwiczył w dojo, które zostało zaatakowane. Dobrze to wspomina, ale nie lubi o tym myśleć, kiedy przypomina mu się, co stracił, nie sposób go znaleźć.
Magia: Zamiana broni
Stanowisko: Kucharz, jeśli można to nazwać stanowiskiem
Numer: 6
Opis wyglądu: czarny wilk z czerwoną głową i ogonek, długa, stercząca grzywka poziomo opadająca na pysk, długi, czerwono-czarny jęzor, który z resztą często ma na wierzchu, szachownica na brzuchu i biało-czarne poziome paski na łapach.
Cechy szczególne: nietypowy wygląd.

Sirius - KP

Imię: Sirius
Pseudonim:
Ksywka:
Urodziny: 25.07 (jak Fire)
Wiek: 3 lata
Rodzaj: Pies rasy Akita-Inu
Lubi: pomagać przy barze, być wszędzie i nigdzie, wygłupiać się, dzieci, walczyć, wykonywać zlecenia (byle sam)
Nie lubi: nie wiedzieć, co się dzieje, zbyt dużego chaosu, kiedy coś mu się nie uda, być "tym bez magii", na szczęście nadrabia umiejętnościami.
Umiejętności: doskonały skrytobójca, szpieg, potrafi się dobre ukryć.
Charakter: Charyzmatyczny, szalony i zabawny, straszna niezdara i czasem zachowuje się jak dziecko. Nikt nigdy nie wie, gdzie jest, na szczęście lubi być w centrum uwagi. Zmienia się całkowicie i momentalnie, kiedy powierza mu się coś ważnego. Staje się niezawodny, poważny, bezwzględny, całkowicie oddany zleceniodawcy, wykona zadanie choćby za cenę własnego życia,.
Historia: Wiadomo tylko że w przeszłości należał do grupy zawodowych skrytobójców, ale odszedł, a raczej został do tego zmuszony, a dlaczego - nie wiadomo.
Atak: przegryzanie tchawicy, atak z zaskoczenia
Stanowisko: często uważany za tego na posyłki, ale jest również ceniony jako ostateczna broń, wykorzystywany w wielu misjach ze względu na umiejętności.
Opis wyglądu: Biały akita o różnokolorowych oczach (niebieski i zielony) z niezwykle daleko ciągnącą się blizną po niedźwiedziu - zaczyna się na lewym udzie a kończy nad prawym okiem, przechodzi przez brzuch (4 pazury)
Cechy szczególne: wielka blizna

Tachitsuku - KP

Imię: Tachitsuku
Ksywka: Tachi, pandzia
Urodziny: 3.1
Wiek: Człowiek - 3 latka, panda - 14 miesięcy
Rodzina: Kanora (przybrany ojciec)
Rodzaj: Panda zmiennokształtna
Lubi: Bawić się, Kanorę, Ris-Tai'a (niestety bez wzajemności), swoją "spółkę zło", powtarzać po innych, pomagać Kanorze przy barze, spać (jak to trzylatek).
Nie lubi: zbyt dużych tłumów, obcych, przeszkadzania w spaniu, niegrzeczności i nieuprzejmości, smutku, walki, kiedy się na niego krzyczy, kiedy Ris-Tai go odgania.
Charakter: skryty i zamknięty w sobie, nie odnajduje się w tłumach i wśród nowo poznanych czy obcych. Wszystko zmienia się, gdy jest z Kanorą albo Donatem i Sen. Bardzo lubi wszystkich członków gildii i chętnie to okazuje, rzecz jasna po dziecięcemu. Bardzo pomocny i niezwykle miły i grzeczny. Cichy jak na dziecko.
Numer: 2
Opis wyglądu: W obu formach jak panda. W zwierzęcej nic szczególnego, jak zwykły miś, a w drugiej postaci mały chłopczyk o białych włosach, srebrnych oczach i zawsze w bluzie pandy z kapturem (na głowie, rzadko nie) i czarnych spodniach.

Ris-Tai - KP

Imię: Ris-Tai
Ksywka: Zaklinacz węży
Urodziny: 1.08
Wiek: człowiek - 30, tygrys - 6 lat
Rodzaj: tygrys zmiennokształtny
Lubi: ciszę, spokój, spać, węże, zamykać się w pokoju ze swoim obślizgłym towarzystwem, spać na krześle.
Nie lubi: dzieci, natrętów, głośnych, kiedy wchodzi mu się do pokoju lub dokucza jego podopiecznym, hałasu, chaosu, imprez, zabaw.
Zainteresowania: Węże
Umiejętności: zna mowę węży, potrafi się z nimi porozumieć a co za tym idzie przekonać je do czegoś.
Charakter: Ciągle zaspany, nudny i wredny facet, który w nosie ma to co chcą inni, co oczywiście nie oznacza, że jest całkowicie obojętny losom innych, lubi stawać w ich obronie, ale głownie dla tego, bo chce pokazać swoją siłę i od czasu do czasu przypomnieć gildii, że nie ma sensu z nim zadzierać. Istnieją o nim dwie, niepodważalne teorie; zawsze jest w gildii lub w pokoju i w tym drugim miejscu nie widać ziemi - czemu? Dywan z węży.
Magia: Zaklinacz węży
Numer: 4
Opis wyglądu: Zwykły tygrys potężnej budowy, a jako człowiek również nie mały, mierzy około 2 metrów, szeroki i silny. Ubiera się zazwyczaj lekko, zawsze jednak ma na sobie swój bezrękawnik. Włosy ma krótkie i brązowe.
Cechy szczególne: Wielki jako człowiek i potężny jako zwierze, zawsze zaspany i w obecności węży.
Głos:

 

(ten pierwszy)

piątek, 12 grudnia 2014

Do stołu!

 Głodna i zniecierpliwiona wbiegłam do kuchni, tuż za mną Misaran i Chase.
 -No chodźcie, chodźcie! - krzyczałam na nich.
 -No już Fire, nie pozwolimy by twój żołądek długo czekał. - zaśmiał się chłopak i zajrzał do szafki w poszukiwaniu deski do krojenia. Misaran za to sięgnęła po warzywa i podała je Chase'owi, wlała wodę do garnka i wrzuciła coś do niego, nie jestem pewna co, bo położyłam się pod tym właśnie garnkiem, a właściwie kotłem. Obserwowałam każdy ich ruch.
 -No. - mruknęła wilczyca. Ogień zapłonął wokół mnie, opuściłam łeb na łapy. - Możesz iść. - dodała.
 -Nie, jestem głodna. Nie ma wagarowania, grzmoty! - zaśmiałam się.
 To wszystko trwało jeszcze godzinę, udało mi się nawet usnąć, ale kiedy tylko na powrót otworzyłam oczy żołądek skręcił się niesamowicie.
 -Kończycie już... - ziewnęłam.
 -Tak, już lejemy. - zaśmiała się Misaran i wzięła od Chase'a talerze.
 -Super! - wrzasnęłam i wybiegłam pędem z kuchni, aż wilczyca omal nie wyrzuciła talerza w kosmos, całe szczęście, że basior szybko go złapał, oboje obejrzeli się za mną, ale zauważyli tylko zatrzaskujące się z hukiem drzwi. - Obiad w drodze! - krzyknęłam hamując tuż przed stołem, przy którym siedzieli Hikibe, Heishiou i Terra.
 -NARESZCIE! - podniósł się braciszek.
 -Nie drzyj się tak... - jęknął Heishiou.
 -Zabronisz mi?! - wrzasnął.
 -Tak!
 -Tsaaa, znowu się zaczyna... - mruknęłam patrząc na nich z politowaniem. Rozejrzałam się po gildii. Było już więcej osób, doszli... Tifuoki, Nokusachi, Szakal, Ris-Tai i Sirius. Czyli już w sumie wszyscy, oprócz naszych kucharzyków. - Wiem! - krzyknęłam. - Donat, dostaw jeszcze jedno krzesło. - kazałam i pobiegłam w stronę prawej ściany, zatrzymałam się tuż przed dużymi, ozdobnymi drzwiami. Odetchnęłam głęboko. Złapałam za klamkę.
 Ściany w pomieszczeniu były delikatnie błękitne, po lewej stronie stała duża, ciemna, drewniana szafa, a na przeciwko niej leżał wielki, gruby materac wyłożony niesamowitą ilością poduszek, które z resztą przysłaniały każdą ścianę do wysokości prawie półtora metra. Podłoga wyłożona była miękkim dywanem tak, że nie było widać co jest pod nim.
 Niepokoiło mnie tylko jedno. Nie ma go. Spojrzałam na drzwi po prawej niecałe dwa metry ode mnie, ale były otwarte, a prowadziły one do toalety. Weszłam głębiej do pomieszczenia,
 -Fire! - zaśmiał się stary basior. Futro miał rozczochrane i poszarpane, całe szare z kilkoma ciemniejszymi "cętkami". Na końcu pyska futro było wydłużone tak, że przykrywały prawie cały nos, podobnie jak w przypadku uszu, które, jakby pod ciężarem długiej i gęstej sierści, opadły lekko.
 -Dziadek! - zaśmiałam się i wtuliłam się w niego. Czułam na sobie każdą kość jego wręcz śmiertelnie wychudzonego ciała. - Chodź, Misaran i Chase zrobili obiad. - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech. - Miałeś nie wchodzić sam do gildii. - zaskarżyłam się. - Ostatnio jest z tobą źle...
 -Nie, czuję się już o wiele lepiej! - zaprzeczył rozbawionym głosem. Zamknęłam za nami drzwi.
 -Dziadek!
 -Donacik! - zaśmiał się i potruchtał do niego.
 -Ooo, dobrze się czujesz?
 -Nawet bardzo!
 -No dobra, chodźcie. - uśmiechnęłam się po raz kolejny. - Siądziesz z nami?
 -Z chęcią. - chrząknął lekko i ruszyliśmy w stronę naszego stołu. Po drodze był zaczepiany wiele razy, aż w końcu wskoczył na krzesło, a Misaran podała mu miskę, jako że nie potrafił się już przemienić. Podziękował i wreszcie siedli do stołu.
 Zjedliśmy szybko, bo zaraz do dziadka zaczęły się zbierać tłumy. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy jeszcze długo. I znowu w gildii było żywo.
 Chwilę później dostaliśmy jeszcze drugie danie, które zniknęło równie szybko.

środa, 10 grudnia 2014

Poszukiwania Chase'a

*Tym czasem w labie*
 -No nie wytrzymam wszystko poprzestawiały !! - mruczałam pod nosem próbując to poukładać.
 -Jak chcesz to Ci pomogę, tylko musisz mnie wypuścić - w pomieszczeniu było słychać piskliwy głos wydobywający się z jednej z szafek.
 -Cicho siedź, Emi. - powiedziałam otwierając szafkę,
 -Cały czas siedzę cicho raz możemy pogadać - dopowiedziała.
 -To o czym chcesz pogadać ? - zapytałam wyjmując fiolkę i kładąc ja na stoliku.
 -O tym czy mnie wypuścisz. - odpowiedziała czekając na tą samą odpowiedz co zwykle.
 -Nie, bo jak cię wypuszczę to nie będę mieć trzynaście dusz tylko dwanaście . - powiedziałam stanowczo kończąc porządkować.
 -Oj tam, oj tam - powiedziała śmiejąc się. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o dupie Marynie i o tym czemu ją tu trzymam. Naglę coś usłyszałam .
-Słyszę że coś się dzieje w gildii, muszę Cię odłożyć na miejsce - powiedziałam i ją odłożyłam. Poszłam do gildii nasłuchując co się stało, ale nie mogłam. Po drodze usłyszałam dźwięk gitary Kessy. Weszłam do środka, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi więc podeszłam bliżej i w tedy Firu krzyknęła "A jak nie to z niego zrobimy rosołek!''. Chyba się domyślałam o kogo chodzi, ale chciałam się upewnić.
 -Cześć, co się stało ?? - zapytałam się.
 -Bo nie ma Chase'a i nie będzie obiadu - odpowiedziała Sen po czym przytuliła się do mnie.
 -Widziałaś go gdy tu szłaś ? - spytała Firę.
 -Nie, nie widziałam, ale mogę go poszukać.-powiedziałam-Sen idziesz z ze mną?
 -Tak chętnie.-powiedziała radośnie i zamieniła się w nietoperza. To było dziwne że Chase'a nie było w gildii. Mógł być wszędzie, ale pamiętam że jak byliśmy razem w kuchni to mówił mi, że lubi chodzić nad jezioro w podziemiach.
 -Misaran wiesz gdzie może być Chase?- spytała się mnie Sen gdy jej brzuch za burczał.
 -Tak, ty mały głodzie.- powiedziałam z uśmiechem na ustach.
Dobrze myślałam był nad jeziorem moczył łapy. Za uwarzyłam że śpi. Sen zamieniła się z powrotem w człowieka i podeszła do nie go próbując go obudzić, ale bez skutecznie. przypomniało mi się że go można tylko obudzić w jeden sposób.
 -Chase Marchewka się rozgotowała !! -krzyknęłam z całych sił.
 -Co jaka marchewka, o co chodzi już idę?!- gwałtownie wykrzyknął usłyszawszy to.
 -Haha, nie ma żadnej marchewki Chase- śmiała się Sen z całych siła i po wiedziała - Chodź Chase obiad czeka, tylko się pospiesz.
Po słowach Sen Chase wstał i wszyscy poszliśmy do gildii. W końcu doszliśmy, Chase otworzyła drzwi Fire zaczęła szaleć i krzyczeć.
 -W końcu przyszedł jjjeeeejjj!! Misaran do garów.-krzyknęła Firę z uśmiechem na twarzy.
 -Fire pod gary !!-do krzyknęłam jej.
 -No nareszcię przylazłeś wszyscy jesteś my głodni.- powiedział z niecierpliwiony Hikibe
 -Spokojnie braciszku już idziemy do kuchni. Sen, Donat i Sant nakryjcie do stołów dobrze.- powiedziałam w drodze do kuchni.

Hikibe-KP

Imię: Hikibe
Nazwisko: Harane
Urodziny: 04.04 
Pseudonim: Czarny, Łowca
Wiek: 23lata(człowieka)
Rodzina:Misaran (młodsza siostrzyczka)
Rodzaj: zmiennokształtny wilk
Lubi:garnitury, nieład, ciemność, czarny, troszczyć się o siostrzyczkę
Nie lubi: Heishiou
Umiejętności: grać w koszykówkę, kłócić się z Heishiou
Charakter:Uparty fleja który uwielbia troszczyć się o siostrę.
Historia:(nikt jej nie zna nawet Misaran)
Magia:Mana (silniejsza od many Misaran)
Numer: 18
Opis wyglądu:Czarne poszarpane włosy(chaszcze Hikibiaszcze) nosi czarny garnitur
Cechy szczególne:niekontrowane przemiany

niedziela, 7 grudnia 2014

Kanora - KP

Imię: Kanora
Urodziny: [nieznane]
Wiek: 26 lat
Rodzina: Tachitsuku (przybrany syn)
Rodzaj: wilk zmiennokształtny
Lubi: spokój, kiedy nikt się nie kłóci, stać za ladą, rozmawiać, Tachiego, siedzieć na stołach/blatach/biurkach (byle nie na krześle), patrzeć na wnętrze gildii, obserwować, myśleć
Nie lubi: zamieszania, zbyt roztrzepanych (oprócz dzieci, są do tego stworzone), kiedy Sirius niszczy mu przedmioty zamiast pomagać,
Umiejętności: Zarządzanie, organizacja.
Charakter: Na ogół spokojny, opanowany, często udziela rad, ciągle odpływa gdzieś myślami, bardzo dobry organizator.
Historia: nieznana
Magia: Tworzenia Materii Magicznej (tak na prawdę to nikt nie zna jego głównej magii, chociaż zapewne gdyby jej używał większość walk byłaby zakończona już przed rozpoczęciem, bo ze swoją "poboczną" magią radzi sobie doskonale, chociaż mogłoby się zdawać, że jest ona bezużyteczna.)
Atak: Strzał stoma harpunami z Materii Magicznej.
Stanowisko: "tymczasowy" mistrz gildii (nikt nie wie, kto jest prawdziwym, niektórzy uważają że jest nim Kanora, niektórzy że on nie żyje, a jeszcze inni, że był nim jego ojciec, ale często słyszy się hipotezę, że być może jest nim dziadek), "barman".
Numer: 2
Opis wyglądu: Jako wilk ma rude futro (włosy tego samego koloru w ludzkiej formie). Czerwone "symbole" na pysku/twarzy, irokez, zieloną obroże ze złotą klamrą i bandaż na brzuchu posiada w obu postaciach, a jako człowiek nosi czarną kamizelkę z futerkiem, która tak na prawdę przykrywa tylko jego klatkę piersiową, brzuch ma na wierzchu, przez co widać część jego bandażu. Nosi poszarpane dżinsy, czarny pasek do spodni i sandały.
Cechy szczególne: Tajemnicze symbole na pysku/twarzy.

Donat - KP



Imię: Donat
Ksywka: Donacik
Urodziny: 14.02
Wiek: 8 lat (człowiek)
Rodzina: Fire (przybrana matka); Oruko (przybrany ojciec)
Rodzaj: kot zmiennokształtny
Lubi: Bawić się ze sp. zło (tj. Sen, Tachi i oczywiście Donat, okazjonalnie Leon), Fire, Przebywać w gildii, denerwować Ris-Tai'a, dziadka, spać, przebywać w kociej formie, swoją apaszkę, wygłupiać się, kiedy coś się dzieje, chodzić na misje.
Nie lubi: ciszy, spokoju, kłótni (poważnych, do Heishiou i Hikibe się przyzwyczaił), nie wiedzieć czegokolwiek, zostawać sam, arogantów, egoistów.
Zainteresowania: Jazda konna
Umiejętności: początkujący w jeździe konnej
Charakter: Mały roztrzepaniec, którego wszędzie pełno, zawsze chce być w środku i bardzo lubi się pokazywać, charyzmatyczny, śmiały, pewny siebie, stawia na swoim, mądry, zna się na rzeczy, lubi pocieszać, uchodzić za mądrego, zawsze w centrum uwagi.
Historia: urodził się w schronisku, z którego zabrała go Fire, jego biologiczna matka zmarła podczas pożaru, rodzeństwo zostało wydane w różnych domach. Razem z nią i Kiwim podróżowali, a w międzyczasie zdobył przemianę w człowieka. Wszystko co ma na sobie dostał od ludzi, którzy udzielili im pomocy w podróży, z wyjątkiem bransolety z ćwiekami, którą dostał do obrony od Kanory. Jedną (lewą przednią) skarpetkę i bandaż zgubił, kiedy został złapany przez hycla. Biała wilczyca szybko jednak go odnalazła, jednak uwolniła go z niewielką pomocą. Wtedy właśnie poznali się z Misaran i Sen. Niedługo potem dołączyli do BW.
Magia: Nie odkrył swojego "powołania", ale często prosi dziadka o naukę.
Atak: Ciosy kolczatką.
Numer: 8
Opis wyglądu: Ma na szyi czerwoną apaszkę zwisającą w dół, złoty kolczyk w lewej brwi, bransoletę z ćwiekami na końcu ogona, trzy "ozdoby" (oprócz lewej przedniej łapy) w postaci czarnej skarpety, z dodatkiem czerwieni, i bandaża, a jego futro jest brązowe z domieszkami koloru łososiowego. Jako człowiek nosi również zieloną podkoszulkę i krótkie spodenki, na nogach ma sandały.
Cechy szczególne: Wszędzie pełno.

sobota, 6 grudnia 2014

Obiad

 Rano było chłodno, przez co mniej ochoczo zebrałam się z łóżka. Rozciągnęłam się kilkukrotnie po czym skierowałam się w stronę pokoju Donata. Spał w formie kota, więc łatwiej było mi go przenieść. Zmieniłam postać, jako że sama również byłam w zwierzęcej postaci i wzięłam go na ręce. Ostrożnie zabrałam go do nas i położyłam za plecami Oruko, popatrzyłam na nich chwilę. Zanim jednak miałam ich obudzić, musiałam zajrzeć do Kiwiego, tak więc przebrałam się, założyłam bluzę i wyszłam z nory. Na zewnątrz było jeszcze chłodniej niż wewnątrz, do gildii trzeba było więc iść w czymś cieplejszym. Odsłoniłam liście przysłaniające konia w boksie.

 -Kiiiwiiii... - szeptałam. - Wstawaj... - trącałam go co chwila. Usiadłam obok i bawiłam się jego grzywą. Chwilę później podniósł łeb i popatrzył na mnie. Pogłaskałam go po pysku i przytuliłam lekko. - Chodź, dam ci coś smacznego. - uśmiechnęłam się i podniosłam. Ogier wstał zaraz po mnie i oboje wyszliśmy na zewnątrz. - Zimno, co? - mówiłam do niego. Ten parsknął tylko i pomachał łbem. Zbliżyłam się do koryta z wodą i zamoczyłam ręce. - Zimne jak diabli! - krzyknęłam i zaraz cofnęłam dłonie. Znów zanurzyłam je w wodzie, ta zaczęła falować i pod wpływem magii zrobiła się cieplejsza. - No. Masz. - znów przejechałam mu ręką po pysku, poklepałam i ruszyłam w stronę chłopaków. Donat już nie spał, siedział na łóżku i ocierał oczy przykryty kołdrą. Oruko jednak ani drgnął. Usiadłam obok młodego. -Jak się spało? - kot przez chwilę jeszcze dochodził do siebie.
 -Dobrze. - odpowiedział po chwili. Poczochrałam go po głowie i kazałam się ubrać. Młody powędrował do swojego pokoju, a ja zostałam ze "śpiącą królewną".
 -No tak, tylko trochę zimniej się zrobiło się role odwracają, co? - fakt, że basior był magiem lodu mówił w tej sytuacji sam za siebie; kiedy robi się chłodniej, śpi dłużej, a jako że moim żywiołem jest ogień, śpię krócej, w końcu w norze nie jest ciepło, a mi to nie odpowiada, więc się budzę.


 -Wstawaj, leniu! - zabrałam mu kołdrę i klepnęłam w kark. Ten mruknął tylko, a po chwili odezwał się.
 -Nawet konia milej budzisz. - wymamrotał i usiadł. 
 -Przykro mi, on się nie musi ubierać. - zaśmiałam się. - Idę mu dać jeść, wy się macie ubrać. - zadecydowałam i wyszłam uprzednio wyjmując ze schowka siano i marchewkę. - Kiwi! - zawołałam jeszcze w "progu". Ogier chodził po polanie na której mieściła się nasza nora, ale kiedy tylko mnie usłyszał kłusem podbiegł do mnie. - Masz papu. - pogładziłam go po szyi. - A to prezencik. - oczom konia ukazała się marchewka, z miejsca się ucieszył i zaczął parskać niespokojnie. - Masz, byku! - zaśmiałam się i podałam mu ją. Tylko chwilę zajęło mu zjedzenie jej. Szturchnął mnie nosem, po czym wziął się za siano. Odeszłam od konia i przeszłam się kawałek. - Zimno. - mruknęłam. - Jak diabli.
 W tym momencie na polanę zawitał basior w ludzkiej skórze, jak zwykle ubrany w błękitne kimono i z nieodstępującym mu na krok mieczem na plecach. 
 -Szybko. - zauważyłam. - A Donat? - jak na zawołanie zza jego kostek wybiegł brązowy kotek z czapką i szalikiem. - Wariat. - zaśmiałam się. 
 -No co? - zapytał już przy mnie i skacząc mi na ręce.
 -Wystarczy że jako człowiek masz coś na sobie. - wyjaśniłam, jednak mały doskonale o tym wiedział.
 -Oj tam oj tam. - wyrecytował wręcz. Przeniosłam go na swoje plecy i zmieniłam postać, basior zaraz po mnie. 
 -Tobie to nigdy nie zimno, co? 
 -Nigdy. - odpowiedział. - W sumie to nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio było mi zimno. - dodał przy okazji.
 -To tak jak ja nie pamiętam kiedy mi było gorąco. - przydreptałam do niego i otarłam się o jego bok. - Jak Kiwi zje to idziemy do BW. - zadecydowałam. - Idziemy pobiegać? 
 -Nie chce mi się, zostaje, poczekam na niego. - koń parsknął i trącił go nosem. 
 -To my zaliczymy rundkę. - Donat zeskoczył z moich pleców i popędził w stronę lasu, ja zaraz za nim. 
 Kot zwinnie przebiegał pod wszelkiego rodzaju gałęziami i korzeniami, ja za to przeskakiwałam wszystko, dzięki czemu zyskał trochę na czasie, chociaż i tak już biegł najszybciej jak potrafił. 
 Szybko obiegliśmy lasem polanę i wróciliśmy do Kiwiego i Oruko.
 -To co, gotowi? - zapytałam, chociaż w sumie odpowiedź nie mogła być inna, niż ta której oczekiwałam. Wspięłam się więc szybko na grzbiet konia i "wciągnęłam" Donata. Biedny Oruko musiał użyć własnych łap.
 Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Łapą otworzyłam drzwi, a jako że było zimno, wprowadziłam Kiwiego do środka. Pochodnie zapaliły się kiedy tylko do korytarza zawitało światło z zewnątrz. Truchtem przemierzyliśmy "przedsionek gildii" i już byliśmy na miejscu. 
 -Dobry! - przywitałam się, jednak w środku była tylko Terra, Hikibe, nasza trójca no i standardowo Kanora na ladą. - Ojeju jeju, co tu tak pusto?
 -Firu! - krzyknęła Terra. Przywitałyśmy się szybko i podeszłyśmy do lady. Chłopaki obrali kurs na resztę członków i zaraz zaczęli rozmowę.
 -No, coś zrobił? - zarzuciłam Kanorze pustkę.
 -Może na twój widok pouciekali? - zaśmialiśmy się wszyscy.
 -Tachi śpi? - wyjrzałam zza niego na drzwi.
 -Jeszcze. - mruknął. - Zimno jest to nikomu się nie chce ruszyć.
 -No proszę, a myśmy musieli tutaj piętnaście minut pędzić, a im się paru kroków zrobić nie chciało. Chyba że... - olśniło mnie. - Ej, dawaj Terciak, idziemy po gadzinę! - zaśmiałam się i zaraz skierowałyśmy się ku laboratorium. Ostrożnie otworzyłam drzwi, a wilczyca zajrzała do środka. Jako że byłyśmy już w wilczych postaciach byłyśmy odrobinę mniej zauważalne, a przynajmniej ona, bo z moim wielkim cielskiem trudno zrobić cokolwiek, tak więc za zwiady ruszyła tylko ona. Niemal czołgając się przeszła przez pomieszczenie.
 -Pusto... - zdziwiła się.
 -Puste labo i dwie wilczyce mają nie skorzystać? - uśmiechnęłam się. Terra zaraz pojęła. - Przyjrzymy się temu co ten szalony naukowiec tu odstawia. - zaśmiałam się szeptem. 
 -Dziwne rzeczy tu trzyma... - szepnęła.
 -A tak konkretnie?
 -Yyyyy... co powiesz na dwadzieścia fiolek z przemianą? 
 -Łohoho... - zaskoczyło mnie to. Zaraz przyszłam zbadać, co tam jeszcze ma.
 -Albo próbki krwi każdego z nas. - a to już wystraszyło. 
 -To co ona, jakieś eksperymenty na nas odwala? - przeszperałam fiolki na wyższych półkach. - Ciekły azot. Po kiego czorta jej takie dziadostwa?
 -A tu są jakieś soki z roślin... lecznicze... trutki... odkażające... - wymieniała napisy na butelkach. Obie zmieniłyśmy postacie na ludzkie i szperałyśmy dalej.
 -Patrz, a tu jakieś wybuchowe-
 -Siemanko. - Terra w momencie stłukła fiolkę, a Sen uczepiła się mich włosów.
 -O cholera! - wymsknęło jej się. 
 -Sen! - krzyknęłam. 
 -Ciiiii! - skarciła mnie wilczyca. 
 -Co ty tu robisz?
 -Co wy tu robicie! - krzyknęła Misaran w drzwiach.
 -O w diabły... - położyłam lekko uczy. - Improwizacja, Terciak. - szepnęłam. - Co tu robi nasza krew, co?! - szczeknęłam.
 -Nie mam ochoty teraz rozmawiać, spałam o pół godziny za krótko, a teraz dowiaduję się, że ktoś mi tu przestawia rzeczy! - krzyknęła. - Jazda! - obie zaczęłyśmy się śmiać, ta jednak nie dała za wygraną i ruszyła w naszą stronę.
 -Ojoj.
 -Ojoj Fire, OJOJ! - wściekała się.
 -Nie panikuj, bądźmy cywilizowani!
 -Ty nie jesteś cywiliwoz... ... ...cywiloz... - gubiła się.
 -Pff... - parsknęłam śmiechem.
 -WON MI! - wrzasnęła wreszcie, a my, już jako wilki, jak poparzone wybiegłyśmy z laboratorium, Sen opuściła mój łeb i podleciała do "szalonego naukowca" a my wybuchłyśmy śmiechem, kiedy tylko minęłyśmy próg. 
 -Hah, jak ja kocham wkurzać Misaran! - walałam się po podłodze w nieopanowanym śmiechu, Terra jednak nie zdołała nic z siebie wydusić. Donat wskoczył jaj na plecy i naraz przeniósł się na mnie. Przycisnęłam go do siebie dalej się śmiejąc, a on wtórował mi tym samym. 
 -Co wy odwalacie? - Hikibe patrzył na nas z politowaniem, jednak niezmiernie go to bawiło.
 -Uciekamy przed twoją siostrzyczką... - wydusiła wilczyca i podniosła się z trudem.
 -Jestem! - krzyknął Santino wchodząc do gildii.
 -Sant! - Donat zaraz podbiegł do niego. Ja też się podniosłam i obie dołączyłyśmy do chłopaków, a mali zajęli się sobą, a konkretniej dopytywać się o Tachitsuku u Kanory, a ten uparcie twierdził, że śpi.
 -Dobra, sytuacja opanowana. - uśmiechnęłam się kiedy tylko usiadłam bok Oruko przy stole. - Co robisz, Kessa?
 -Stroję gitarę. - odpowiedział krótko zajęty pracą.
 -Stroisz ją od rana. - zauważył Diablo.
 -A miałem coś innego do roboty? - nawet na niego nie patrzył.
 -Ile można stroić gitarę! - oburzył się.
 -Skończyłeś? Zagrasz. - zaproponowałam, chociaż nie przyjmowałam odmowy.
 -Okej! - ucieszył się. Sammy zaśmiał się cicho i chcąc zrobić mu miejsce odsunął się kawałek. Ten przez chwilę sprawdzał, czy wszystko dobrze grając przypadkowe dźwięki, ale zaraz zagrał jakąś krótką melodię, całkiem ciekawą, wesołą. 
 -Czekaj, znam to. - zastanawiał się chwilę Heishiou, który najwidoczniej przyszedł razem z Misaran i Sen. 
 -No, faktycznie. - przytaknął Hikibe. Przez kolejne kilka sekund wszyscy czekaliśmy na kłótnie, jednak oni chyba byli tak bardzo pochłonięci odgadywaniem tego rytmu, że zapomnieli co powinni teraz zrobić. - Grałeś to niedawno. Stare?
 -Tak, już jakiś czas temu to wymyśliłem. A to? - zagrał znów.
 -A to grałeś chyba przedwczoraj, jak nam pokazywałeś co masz nowego. - przypomniał sobie Heishiou.
 -No proszę, terapia przez muzykę, chociaż przez chwilę się nie żrą. - odezwałam się.
 -Hehe, coś nowego. - zaśmiała się Terra.
 -Cóż, nie chcę zepsuć wam tej pięknej chwili, więc będę siedział cicho. - mruknął braciszek i wsłuchał się w kolejną melodię. Nagle zza moich pleców wyskoczył Donat.
 -Macie pićku. - zaśmiał się i podał mnie i Oruko po kubku, a Sant dał Terci i Hikibe, za to Sen przyniosła Heishiou i Sammy'emu. Zaraz znów przybiegł Donacik i wręczył po kubku pozostałej dwójce, a Kiwi dostał od małego basiora kostkę cukru.Koń odwdzięczył się mu trąceniem nosem zaraz po tym jak wziął od niego prezent. Gdzieś kątem oka mignął mi Feliks, zaraz więc obróciłam się w tył, stał obok Kiwiego i trzymał go za kark. 
 -Właśnie, jak się trochę ociepli, pójdziemy zagrać! - przypomniało mi się.
 -O, ja mogę pograć! - zgłosił się Hikibe.
 -To ja też! - Terra najwyraźniej trochę ożyła, bo przed chwilą leżała prawie jak martwa na stole. 
 -To po obiedzie... - dzisiaj sobota, Chase i Misaran wędrują w kuchnię. - wszyscy zaraz się ucieszyli.
 -A gdzie on? - zapytał Heishiou, a dopiero wtedy zorientowałam się, że bez niego nici z obiadu.
 -Ojoj, jak tu zaraz nie przyjdzie to będzie problem. Misaran raczej sama tak robić nie będzie...
 -Przyyyyjdzie. - zaśmiał się Donacik i powiesił sie na mojej szyi.
 -A jak nie to z niego zrobimy rosołek!

piątek, 5 grudnia 2014

Heishiou - KP

Imię: Heishiou
Urodziny: 01.01
Wiek: 18 lat (człowiek)
Rodzina: Misaran, Sen
Rodzaj: Wilk zmiennokształtny
Lubi: Origami, towarzystwo ale nie wielkie, cichy,
Nie lubi: Hikibe, zbyt charyzmatycznych i lekko nastawionych do wszystkiego
Zainteresowania: Origami
Umiejętności:jest dobrym projektantem
Charakter: Cichy, skromny, małomówny, ale i otwarty i miły
Historia:Urodził się w nielegalnej hodowli wilków, były tam sprzedawane przypadkowym osobom. Trafił do takiego domu, jednak dzikie pochodzenie nie pozwoliło mu zagrzać tam miejsca na dłużej. Uciekł przy pierwszej okazji, jednak nic nie wiedział o zwyczajach dzikich zwierząt, więc nie radził sobie na wolności. Chodził tak między lasami cały pochlastany, wręcz budził postrach. Często mdlał z braku krwi, ale zawsze z tego wychodził. Kiedyś dostał przemianę od przypadkowo poznanej osoby, a chociaż jej nie chciał została mu ona nadana siłą. Któregoś pechowego dnia zadarł z grupą zmiennokształtnych, którzy pobili go do nieprzytomności. Wtedy jednak Misaran znalazła go śpiącego pod drzewem w stanie krytycznym. Dzięki swoim umiejętnościom medycznym wilczyca zdołała mu pomóc. Niedługo potem poznał Sen. Razem dalej szukali swojego miejsca, natrafiając na gildie magiczne. Po zdobyciu mocy wstąpili do BW.
Magia: Origami
Numer: 15
Opis wyglądu: Jako człowiek ma błękitne, przystrzyżone krótko włosy, nosi dżinsową kurteczkę i spodnie. W wilczej formie jego futro jest również błękitnego koloru z domieszkami bieli.
Cechy szczególne: błękitne futro.

czwartek, 4 grudnia 2014

Sen - KP

Imię: Sen
Urodziny: 8.8
Rodzina:Misaran(przyszywana mam, ale tak do niej nie mówi )
Wiek: 7 lat (ludzkich)
Rodzaj: urodziła się nietoperzem i potrafi się zmieniać w człowieka
Lubi: Spać na grzywce Misaran, bawić się z Donatem, pisać w swoi pamiętniku, dokuczać RisTai'owi, ciszę
Nie lubi: Smutnego Oruko ani innych członków gildii, samotności, węży
Zainteresowania: Hoduje różne rodzaje kwiatów
Umiejętności: Śpiewać (ale do tego się nie przyznaje) grać w kosza
Charakter: Spokojna, mała istota , którą czasami porwie duch wariacji, ma dobre serduszko.
Historia: Została uratowana przez Misaran przed jedną z złych gildii i została przez nią wychowana. Czasami czuje się jak jej córka. 
Magia: (jeszcze jej nie odkryła)
Stanowisko: pomocniczka medyka
Numer: 14
Opis wyglądu: zawszę nosi związane włosy w kocyk i ma grzywkę jak firanka, nosi okulary i zawszę chodzi w mundurku szkolnym koloru fioletowo- czarnego
Cechy szczególne: jeśli zobaczy osobę smutną to podchodzi do niego i rysuje mu na twarzy wesoły uśmiech (:3) <---(taką buźkę rysuje)

środa, 3 grudnia 2014

Misaran - KP

Imię: Misaran
Nazwisko: Harane
Rodzina: Starszy brat (Hikibe Harane)przybrana córka (Sen)
Ksywka: Miś, Różowa gadzina
Urodziny: 13.10
Wiek: 2 lata (wilcze) 18 lat (ludzkie)
Rodzaj:  zmiennokształtnym człowiekiem, rodziła się człowiekiem z wilczą krwią i może zmieniać się w wilka i powrotem w człowieka
Lubi: Siedzieć w swoim laboratorium,jedzeniu robić sobie drzemki 20 minutowe (na stole) i spacery w blasku księżyc, DUŻO RÓŻU
Nie lubi: nienawidzi pająków, natrętnych ludzi , swojej choroby lokomocyjnej
Zainteresowania: robienie lekarstw, tworzenie eliksirów
Umiejętności: gotowanie
Charakter: Wygłupia się z Firu, Treciakiem.Większość czasu spędza w swoim laboratorium, lub w kuchni wraz Chase'm. Jest opiekuńcza (przez sześć lat wychowywała Sen), przeważnie jest nie obecna duchem. Potrafi być miła dla wszystkich, a swojemu bratu potrafi zaleźć za skórę.
Historia: (później ją dopiszę )
Magia: Mana
Atak: kumuluję manę w kulę i z całej siły kieruję na przeciwnika, też tworzy z niej kopułę która ją chroni
Stanowisko: Medyk
Numer: 13
Opis wyglądu:Ma kolczyk na prawym uchu, posiada grzywkę na połowę twarzy , która zakrywa jej wielką bliznę zrobiona przez jej brata, w raz blizną ma wypalone oko na którym ma znaczek BW. Nosi  skrzywione ubrania. Często nosi ze sobą torbę, która nazywa "Torbą bez dna".
Cechy szczególne: Gdy ktoś będzie twarzą za blisko niej może odruchowo go uderzyć.

Oruko - KP



Imię: Oruko
Nazwisko:
Pseudonim:
Ksywka: Orukasz
Urodziny: 20.12
Wiek: 2 lata (wilcze) 18 lat (ludzkie)
Rodzaj:  wilk zmiennokształtny
Lubi: cisze, spokój, medytację, miecze/katany, kolor niebieski, chłód, czasem samotność, wylegiwać się przy barze
Nie lubi: natrętów, konfidentów, pewnych siebie, lekceważących, nieumiejętnych, ciepła, kłócić się, słuchać kłótni, zamkniętych w sobie (co ciekawe kiedyś sam taki był)
Zainteresowania: szarża mieczem
Umiejętności: szarża mieczem, uspakajanie kłótni
Charakter: zimny, niedostępny i szorstki dla nowo poznanych, a także wymagający. Jednak jeśli jest się jego bliższym znajomym, to czasem zdarza się, że uśmiechnie się nawet i bez powodu. Jest bardzo poważny, ale ma poczucie humory kiedy trzeba. Opiekuńczy, chociaż nie na długo, bowiem ma słabą cierpliwość. Jest za to tolerancyjny i zawsze służy pomocą.
Historia: Należał kiedyś do grupy, która rozstrzygała spory między stadami magicznymi, jednak owa grupa rozpadła się a on sam musiał szukać miejsca w świecie. Tak, po długich tułaczkach, trafił wreszcie do BW, chociaż i tam czuł się nieswojo, to kilka tygodni później poznał tam Fire, która koniecznie musiała zapoznać go z gildią, dzięki czemu teraz jest lubiany jak nigdy wcześniej i doskonale dogaduje się z członkami.
Magia: Lód
Atak: Zamraża nogi, aby przeciwnik nie mógł się ruszyć, następnie wbija w niego katanę od frontu, a żeby pozbyć się intensywnego rozlewu krwi zamraża ciało doszczętnie.
Numer: 5
Opis wyglądu: Biało-niebieski wilk z kataną na plecach, w ludzkiej formie ma rozczochrane niebieskie włosy i nosi niebieskie kimono, na plecach oczywiście ma swoją katanę.
Cechy szczególne: zawsze grymas niezadowolenia na twarzy/pysku.

Fire - KP






Imię: Fire
Pseudonim: Biała Wilczyca, Informator
Ksywka: Płomyk, płomyczek, Firuś, Firu, Fireciak
Urodziny: 25.07
Wiek: 19
Rodzaj: Wilk zmiennokształtny
Lubi: wygłupiać się, trenować, kosza, dzieci, ciepło, czasem pofilozofować, przerywać,
Nie lubi: arogantów, egoistów, partych, przeciwstawiających się, niemyślących, nieprzewidujących, wytykania palcem, nietolerancji, bezsensownych działań,
Zainteresowania: rysowanie, pisanie,
Umiejętności: jazda konno, rozkręcać atmosferę, "bratnia dusza"
Charakter: Nieprzewidywalna, szalona wilczyca którą na prawdę łatwo zdenerwować. Przeciwstawianie się jej nie ma sensu, biała potrafi znieść wszystko do partery, ma cięty język i potrafi się odegrać, zemścić. Zadziorna, czasem może wydawać się upierdliwa i denerwująca, ma trudny charakter. Potrafi wszystkich rozbawić, ale doskonale wie, kiedy komu potrzeba poprawy humoru, kiedy rozmowy a kiedy po prostu bycia tuż obok. Ma w sobie niesamowite pokłady cierpliwości i tolerancji, czego wymaga od innych. Wie czego chce i nie ustępuje, chyba że uważa, że to nie ma sensu. Zna się na psychologii całkiem nieźle, ale, jak na złość, wilczyca cierpi na depresję. Tylko Donat wie czemu, nikomu innemu nie mówi nic na ten temat. Zamyka się gdzieś i myśli, myśli, aż wymyśli albo zaśnie. Następnego dnia humor zazwyczaj jej się poprawia.Wie dużo o poszczególnych osobach i chętnie udziela informacji (stąd pseudonim), albo zadziwia podmiot zainteresowania swoją wiedzą na jego temat, lubi kiedy ludzie są zdezorientowani, stawiać ich w dziwnej albo kłopotliwej sytuacji, chociaż nigdy nie stwarza tym większych problemów. Jest optymistką, czasem jednak realistką, ale prawie nigdy jeszcze nie byłą pesymistką. Uważa, że pesymizm niszczy cel, nie pozwala do niego dotrzeć, zaślepia. Jest bardzo otwarta, zna się na rzeczy, uczuciowa. Stara się wiedzieć o sobie wszystko, znać swoje zalety, wady, mocne i słabe strony. Jest ze sobą szczera, z resztą nie tylko ze sobą. Nie owija w bawełnę, wali prosto z mostu. Jest takim gildyjnym "płomyczkiem".
Historia: 1
Magia: Ogień
Atak: Śruba (tworzy kulę ognia którą celuje w przeciwnika, jej ciało napala się i jako drugi pocisk napiera na wroga z pierwszą kulą jako asystą, a ostateczny atak wykonuje w zetknięciu z przeciwnikiem.
Stanowisko: Chyba nic... ewentualnie rozpałka pod gar xD (gildyjny płomyczek :P)
Numer: 7
Opis wyglądu: Przecięte pionowo lewe ucho, trzy szramy po niedźwiedziu w lędźwiach, obie nogi mechaniczne (prawa nad kolano, lewa obejmuje do kolana, chociaż tak na prawdę biała posiada jeszcze część piszczelu), Jaskrawo błękitne oczy, nadnaturalnie wielka jako wilk.
Cechy szczególne: specyficzny język, często "odpala samozapłon" kiedy jest zła, ale jeszcze częściej kiedy chce pokazać siłę kiedy się z kimś droczy.
Głos: Od 15:15 i 07:15 i 14:45
[LINK]

piątek, 28 listopada 2014

Mała, okryta śnieżnobiałym futrem, istota

 Promienie porannego światła desperacko przedzierały się przez gęste korony drzew budząc maleńkie krople rosy spływające leniwie po źdźbłach trawy, gdzieniegdzie podeptanej przez leśne zwierzęta. Jeszcze rosnące liście kurczowo trzymały się gałęzi, a krzewy od czasu do czasy dawały o sobie znać cichym szelestem. Gałązki leżące na leśnym poszyciu pękały raz po raz pod ciężarem wilczego ciała. Twarde opuszki naciskały na wilgotną ziemię która zaś nierzadko mocowała się łapy psowatego. Powolny chód, dopełniony nisko pochylonym łbem oddawał majestat stworzenia. Było ono jednak niespokojne, zresztą jak wszyscy obecni na niedalekich terenach. W lesie panowała idealna, niezłamana cisza, jednak tylko przez krótką chwilę. Coś zaszeleściło między drzewami, z impetem wbiło się w ziemię, a następnie zerwało się do biegu. Czarno-złote futro zamigotało między pniami i co rusz dawało o sobie znak a to łamiąc gałęzie, a to szeleszcząc w krzakach. Basior przystanął i rozejrzał się niecierpliwie dysząc.
 Ozdobiony piórami i złotymi zawieszkami zdawał się być niemal bez skazy, potężne ciało przykryte dwuwarstwową sierścią przepełnione było siłą. Jedna tylko, niewielka szrama na pysku budziła respekt w stadzie. Agroth - nawet imię potężnego wilka było znane w promieniu kilkuset kilometrów. 
 Teraz jednak sprawiał wrażenie całkowicie bezradnego, desperacko rozglądając się wokół, ze strachem w oczach.
 -Alfo! - dało się słyszeć od frontu. Basior drgnął niezauważalnie i wyprostował się przyjmując dumną postawę.
 Spomiędzy drzew przydreptał niewielki, chudy basior, mający zaledwie kilka lat, około dwóch.
 -Isaac? - mruknął przywódca. Wilk odruchowo wręcz skłonił się lekko i zbliżył się.
 -Jest lider gotowy? - zapytał troskliwie.
 Agroth patrzył na niego wystraszony, aż wreszcie wypuścił z głośnym westchnieniem powietrze, które tak kurczowo zalegało w jego płucach. Przymknął na moment oczy chcąc uspokoić serce, które do tej pory biło tak silnie, że było to widać na jego futrze.
 -No dobrze, chodź. - zadecydował wreszcie i dumnym krokiem wyminął swojego posłańca, który natychmiast podążył za nim.
 Marsz nie trwał długo, jednak alfa stada z każdym krokiem robił się coraz bardziej nerwowy. Serce jednak stało się nie do opanowania, kiedy tylko do jego czułych uszu dotarło ciche pisknięcie, a wraz z nim kolejne i kolejne. Nerwowo przełknął ślinę, a wzrok skierował ku wpatrującemu się w niego uśmiechniętemu Isaacowi. Raz jeszcze odetchnął i schylony wszedł do nory widniejącej tuż przed nim. Tam piski było o wiele lepiej słyszalne, a co najlepsze, teraz wreszcie mógł zobaczyć, co tak na prawdę wydaje te ciche dźwięki. Serce Agrotha wręcz stanęło, kiedy przed jego oczyma leżała trójka maleńkich jak jego łapa szczeniąt. Z otwartym pyskiem i szeroko otwartymi powiekami wpatrywał się w te najmniejsze, jak dla niego, stworzenia na ziemi. Wtulone one były w śnieżnobiałe futro, przykrywające błękitnooką waderę. Wpatrywała się ona w dumnego ojca rozbawiona i uśmiechnięta.
Basiorowi długo jednak zajęło zdecydowanie się na krok w stronę swoich dzieci, a kiedy tylko jego łapa stanęła kilka centymetrów dalej, z gardła jednego ze szczeniąt dało się słyszeć pisk. Cofnął więc łapę, ale zaraz postawił ją na powrót, po czym zbliżył się do białej. Trącił ją nosem i zaraz położył się tuż za nią wpatrując się w małe jak w obrazek. Leżeli tak niespełna minutę.
 -Isaac, możesz wejść. - zawołał wystarczająco cicho, aby nie obudzić śpiących kuleczek. Światło padające przez wejście przysłonił wchodzący do nory szczupły młodzik wpatrując się w małe.
 -Śliczne... - mruknął tylko. Wilczyca w odpowiedzi zachichotała cicho. Basior ukłonił się parze alfa a następnie sam trącił swoją opiekunkę nosem, a jako że biała traktowała go jak syna, mógł on sobie pozwolić na takie gesty. Położył się on przed rodzicami i szturchał lekko raz po raz maleńkie wilki łapą.
 Całe stado, dowiedziawszy się o nowinie, zawyło radośnie. Szczenięta jeszcze jednak nie były w stanie usłyszeć wilczego śpiewu, za to przepełniony dumą ojciec już pokochał je bardziej niż cokolwiek na ziemi.