niedziela, 30 grudnia 2018

Ogień i lód - 4

 Wilki szły łeb w łeb przez las powoli przebierając łapami. Wadera dziwnie się czuła utrzymując odległość ponad metra od basiora, który konsekwentnie się oddalał kiedy ta tylko próbowała się zbliżyć. Odpuściła sobie torturowanie jego kruchej psychiki i bezsłownie zgodziła się na taki układ.
 Oboje nie do końca wiedzieli gdzie zmierzają, ważne że odchodzili coraz głębiej w las, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Fire z każdym krokiem bardzo powoli skłaniała się do powrotu, chociaż raczej nie z jakiejkolwiek obawy a raczej przez to, że Oruko milczał i nie wiedziała co dzieje się w jego głowie. W końcu znaleźli się w rzadszej części lasu, gdzie drzewa były raczej bezlistne i niskie, a spomiędzy poszycia można było zobaczyć nawet gołą ziemię. Oruko przystanął i rozejrzał się. Spomiędzy drzew dało się nawet zauważyć krajobraz wyspy. Fire poszła jego śladem i zaniemówiła. Widok rzeczywiście był oszałamiający, nawet jeśli niewiele można było zobaczyć, a to wszystko dopełniał zachód słońca. Mieli o tyle szczęścia, że góry na których stali były w zachodniej części wyspy, więc taki widok mieli na wyciągnięcie łapy. Wilczyca na chwile się wyłączyła i zanim zdążyła się ocknąć i znowu martwić się o obecny stan rzeczy, Oruko w końcu się odezwał.
 -Tu przenocujemy.
 Fire spojrzała na niego szybko. Mnóstwo myśli przebiegło jej przez łeb.
 -Co z twoim synem? - przerwał znów. Ta zastanowiła się chwilę.
 -Poradzi sobie, na miejscu jest Misaran, Sen, Kanora...
 -Nie będzie się martwił? - biała nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie i nawet nie chciała się zastanawiać. Pocieszała się myślą, że Donat już od jakiegoś czasu wymyka się z gildii, nie ma go po parę godzin i zawsze wraca cały i zdrowy z resztą dzieci. Poza tym już od dawna chciał uchodzić za dorosłego, teraz ma szansę.
 -Będzie dobrze. - oznajmiła w końcu i usiadła na ziemi. - Jeśli znajdziemy trochę chrustu, możemy rozpalić ognisko. Tobie pewnie nie jest zimno, ale mi pewnie będzie. Jak dobrze pójdzie to jeszcze coś zjemy.
 -Znowu...? - mruknął, chociaż nie wydawał się zły. Jak na rozkaz odwrócił się w stronę lasu i wszedł między drzewa.
 -Ja pójdę w drugą! - oznajmiła na koniec i również poszła w las.
 W drodze myślała o wielu rzeczach - zastanawiało ją, co myśli Oruko, o wszystkim, bo ten typ ludzi bardzo ciężko jest rozgryźć. Z jednej strony zwykle są to ludzie szczególnie wrażliwi, ale są tak dobrzy w ukrywaniu emocji, że nie ważne jak trafna byłaby taka diagnoza, nikt nie będzie chciał w nią uwierzyć. Łącznie z jej twórcą. Zastanawiała się też, czy będzie w stanie pomóc basiorowi i jak powinna to zrobić. Z tyłu głowy wciąż miała myśl, że to jej zły nawyk znowu daje o sobie znać i raczej traktuje swoje zadanie jako wyzwanie niż rzeczywistą chęć niesienia pomocy. Dawno to zauważyła, ale nigdy nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Pocieszała się myślą, że nie ważne czy robi to z zachcianki czy z empatii - ważne, że komuś pomoże. Na koniec dochodziła jeszcze obawa o Donata. Nie martwiła się raczej, że coś mu się stanie, a o konsekwencje tego, że zostawia go tak bez słowa. Bała się raczej, że będzie miał do niej mniejsze zaufanie, albo że Misaran będzie miała problem z tym, że został sam. Zastanawiała się nawet przez chwilę, czy jednak nie wrócić do gildii, ale z drugiej strony wtedy z pewnością straciłaby zaufanie Oruko, którego nie można odzyskać. Postanowiła zaryzykować i zostać z basiorem. Kiedy wyszła na niewielki kawałek polany, na którym mieli nocować, na widok Oruko błysnęła jej jakaś myśl.
 -Jak można być tak tępym! - basior na te słowa znieruchomiał. Wilczyca zanim zorientowała się, że Oruko z pewnością jej nie zrozumiał, zawyła przeciągle niosąc wiadomość do członków gildii, mając nadzieję, że któryś z nich znajduje się akurat na zewnątrz i ją usłyszy.
 Wilk patrzył na nią już spokojniej, chociaż nie spodobało mu się tak nagłe przerwanie ciszy i spokoju. Dzielenie się taką informacją też w pewien sposób zaburzyło jego spokój, jednak kiedy wziął pod uwagę, że jej syn rzeczywiście może się martwić, odpuścił.
 Biała położyła się koło chrustu i zapaliła go. Był lekko wilgotny, ale dla panującej nad ogniem nie było to dużą przeszkodą. Leżeli tak chwilę, czekając, aż zapadnie zupełny zmrok.
 -Często tak przesiadujesz w górach? - zapytała w końcu.
 -Tak. - odparł krótko.
 -To pewnie dlatego wcześniej cię nie widziałam. - uśmiechnęła się, co nawet Oruko odwzajemnił cieplejszym spojrzeniem.
 -W gildii bywam zwykle kiedy muszę. Przychodzę po zlecenia, czasami na obiady... Ale nie lubię ich.
 -Oj to się nie polubimy. - zaśmiała się. Basior prychnął rozbawiony i zdaje się, że nawet się uśmiechnął. Wilczyca milczała chwilę napawając się tym widokiem, którego pewnie prędko nie zobaczy. - Dlaczego? - zapytała w końcu.
 Basior znowu zmizerniał i patrzył prosto w ogień.
 -Chyba nie muszę tego tłumaczyć.
 Wilczyca dobrze wiedziała, co basior ma na myśli, ale w jego przypadku każde słowo było cenną informacją, bo niewiele można ich usłyszeć. Postanowiła więc skorzystać ze starej dobrej zasady. Teraz musiała tylko wymyślić wiarygodną nieprawdę.
 -Boisz się ich czy jak? Przecież cię nie wyrzucą.
 -Niby tak ale... - ściana między nimi już prawie pękła.
 -RisTai przychodzi i nic mu nie jest. No, z drugiej strony jemu by nikt nie podskoczył...
 -Nie wygłupiaj się! - syknął - Jak sobie wyobrażasz że przychodzę na obiad, skoro w ogóle nie uczestniczę w czymkolwiek w tej gildii. Jak darmozjad! A nie będę rozmawiał z ludźmi tylko po to, żeby zjeść z nimi obiad. Bez sensu.
 Biała znów dała sobie chwilę na analizowanie jego słów. Więc to był problem. Rzeczywiście, byłoby to niezręczne, szczególnie że on nawet przy stole nie będzie chciał rozmawiać. Coraz lepiej rozumiała jego sytuację. Rzeczywiście, był między młotem a kowadłem. Z jednej strony nie chciał się uspołeczniać, nie potrafił, bał się tego, a z drugiej strony był zwierzęciem stadnym i po prostu potrzebował towarzystwa. W ten oto sposób najpierw czuł się źle z samotnością, a potem z jej niedoborem. Postanowiła zagarnąć jeszcze inną informację.
 -To dlaczego dołączyłeś do gildii?
 Basior milczał znowu.
 -Jestem zwierzęciem stadnym.
 Pora na inną taktykę.
 -Więc... po prostu potrzebujesz towarzystwa, dlatego dołączyłeś do gildii. Nie jest to głupie, jesteś w stanie ominąć niepotrzebne uspołecznianie, a jak potrzebujesz towarzystwa to też się znajdzie.
 Basior milczał, wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego. To tylko potwierdzało prawdziwość tego stwierdzenia. Wywiad na ten wieczór dobiegł końca. Wilczyca rozłożyła się na poszyciu bezceremonialnie i rozciągnęła łapy.
 -Coś się na to zaradzi. - zakończyła.

***

Długie, ciężkie, uparte namowy zdały się na nic. Wilczyca sama weszła do gildii i od razu została przywitana krzykami typu "gdzieś ty była?", "czemu cię nie było?", "co ty kombinujesz", a wisienką na torcie był uwieszony na szyi Donat.
 -Martwiłeś się? - od razu spytała.
 -Nie - odparł szybko, bezceremonialnie i widać nie spodziewał się wybuchu śmiechu, który jednak nastąpił - słyszałem twoje wycie, więc wiedziałem, że jesteś w lesie. Spałem u Sen. - chłopiec uśmiechał się szeroko. - I byłem grzeczny! Cały dzień i całą noc, w ogóle się nie bałem. Chyba już dorosłem...
 Kolejny wybuch śmiechu, który trochę onieśmielił chłopca, jednak szybko się z tego otrząsnął i znów skakał po gildii.
 -W takim razie chyba musimy przyspieszyć trening! - zaproponował Kessa, na co Donat kategorycznie nie chciał się zgodzić. Trening był dla niego co prawda ważny i ciekawy, ale wolał spędzać czas z Sen i Tachim.
 W tym czasie biała zawitała wreszcie przy barze i znowu została powitana, tym razem przez Misaran:
 -Co ty knujesz po tych nocach, co? Cały dzień cię nie było i to nie pierwszy raz, teraz nawet noc. Chyba musisz mi o czymś powiedzieć... - Misaran już węszyła, jednak jeszcze nie była pewna co, więc od razu przystąpiła do podpuszczania wilczycy.
 -Nie ma tak łatwo - wyszczerzyła kły - dowiesz się w swoim czasie, a wtedy ci dopiero kopara opadnie.
 Wilczyce droczyły się jeszcze jakiś czas, aż w końcu postanowiły resztę dnia spędzić z dziećmi, choćby u Kiwiego. Biała jednak ciągle była lekko nieobecna, jednak tym razem miała jak najbardziej powód.

***
około miesiąc później
***
 Cała gildia była ożywiona jak nigdy - coś się święciło, jednak nikt nie wiedział co. Działy się dziwne rzeczy. Fire coraz częściej znikała i niejednokrotnie nikt nie wiedział, gdzie podziewa się w nocy. Misaran niejednokrotnie podejmowała się wytropienia jej, jednak ślady zawsze były zawiłe, zatarte, albo po prostu tak długie, że wilczyca nie miała cierpliwości za nimi podążać. Ślad często urywał się w rzece, co skutecznie demotywowało tropicielkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro trwało to już tyle czasu, ale zniknięciom wilczycy zaczęły towarzyszyć zniknięcia jej syna, który wymykał się z gildii coraz częściej i na coraz dłużej. Najdziwniejsze było jednak, że wychodził sam, a Sen i Tachi zostawali w gildii. Całą tę sytuację przypieczętowały niedzielne obiady. Już drugi raz z rzędu pojawił się na nich Oruko, co było niebywałą sytuacją. Mało tego, nawet częściej w niej bywał i częściej się odzywał. Szybko się mieszał, kiedy ktokolwiek pytał go, co się zmieniło, że zaczął się asymilować z gildią, jednak ten temat jakoś bardzo szybko się rozmywał, chociaż wszyscy byli ciekawi.
 Kolejny dzień w gildii nie przyniósł nic nowego, w każdym razie z pewnością nie odpowiedzi na pytania jej członków. Biała znów gdzieś wybyła, chociaż teraz przynajmniej zaczęła zapowiadać swoje nocne wypady. Misaran od jakiegoś czasu wietrzyła w tym romans, co jednak nie do końca się trzymało czegokolwiek, więc pomysł był od razu zbywany przez gildię. Ona jednak wiedziała swoje. Donat też zniknął, jednak tutaj coś się zmieniło. Sen i Tachi nie byli już tak przybici jego nieobecnością, wręcz przeciwnie. Byli bardzo podekscytowani, ruchliwi, jednak nie chcieli powiedzieć dlaczego i knuli swoje dziwne plany gdzieś po kątach.
 W czasie całego ogólnego poruszenia, biała była właśnie w drodze na najwyższy szczyt w okolicy. Na wyższe nie dało się dostać w przeciągu dnia, więc nie były brane pod uwagę. Wędrówce towarzyszył, po raz kolejny, Oruko, który zdawał się na prawdę lubić takie "spacery".
 -Kiedyś z Donatem bardzo dużo podróżowaliśmy, ale częściej po miastach czy polach niż górach. - zaczęła biała. - Kiedy przeniosłam się do gildii, czułam, że coś jest nie tak, chyba brakowało mi takich wędrówek. Donat miał ich dość, ale myślę że te by mu się spodobały.
 Oruko milczał, jednak uważnie słuchał białej.
 -Ty też tak podróżowałeś? Skąd ty w sumie jesteś?
 -Z Ischavii. Nie podróżowałem jako tako, ale w ciągu dnia musieliśmy się nachodzić, żeby znaleźć zwierzynę i pilnować swoich granic. Chyba dlatego lubię góry, mieszkałem w nich od szczeniaka.
 -Są spokojne. - zauważyła wilczyca i spojrzała kątem oka na basiora. Ten uśmiechnął się delikatnie.
 -Nie to co gildia.
 Wilki zamilkły, jednak takie milczenie między nimi nie było niezręczne. Oboje dobrze znali tę ciszę i nie przeszkadzała im. Wręcz przeciwnie, Oruko lubił spokój, a Fire nie chciała naciskać. Jej niespokojna natura została w gildii, teraz tylko cieszyła się podróżą.

***

 Powoli zapadał zmrok, zachód słońca dawał ostatnie światło a szczyt góry był coraz bliżej. Ku zaskoczeniu Fire, Oruko przystanął i ogłosił obóz.
 -Nie idziemy na górę?
 -Zaufaj mi.
 Biała skrzywiła się lekko i, ich nowym zwyczajem, ruszyła po chrust.
 Chwilę później wilki spotkały się w tym samym miejscu i leżały koło ogniska, oglądając gwiazdy. Coś zahuczało w lesie. Takiego dźwięku nie spotyka się codziennie, biała wzdrygnęła się, jednak Oruko pozostał niewzruszony.
 -Co to było?
 Basior uśmiechnął się pod nosem.
 -Kto wie. Może sowa, może niedźwiedź, a może to tylko wendigo.
 Biała popatrzyła na niego zdezorientowana.
 -Wendigo?
 -Nie słyszałaś o nich?
 -Coś słyszałam... no ale chyba w to nie wierzysz. - zaśmiała się. Basior spoważniał lekko. Biała była coraz bardziej zmieszana.
 -Widziałem już jednego.
 Wilczyca znieruchomiała.
 -Podobno rodzą się z zagłodzenia, gdzieś w zimnych górach. Są wielkie. I wbrew pozorom wcale nie są głupie... Najpierw straszą takimi hukami jak ten przed chwilą, a kiedy ich ofiara zupełnie straci głowę i spanikuje, wtedy atakują. Taka ofiara jest łatwym celem.
 Zapadła cisza. Po kilku minutach w lesie dał się słyszeć trzask łamanych gałęzi, a wilczyca tym razem podskoczyła i odruchowo zbliżyła się do basiora.
 -Chyba tu idzie. - wyszeptała.
 Na te słowa basior w końcu wybuchnął śmiechem, a biała zmierzyła go zszokowanym wzrokiem.
 -Nie no wygłupiam się, tu jest za ciepło na wendigo. Poza tym one są tylko w naszych górach, tu go nie znajdziesz. Tak cię tylko straszę.
 Oruko wciąż nie mógł powstrzymać śmiechu, jednak udało mu się ograniczyć do chichotu. Białej natomiast z pewnością nie było do śmiechu.
 -Masz nienormalne poczucie humoru. - wygarnęła mu w końcu.
 -Żeby tylko poczucie humoru.
 -Ja ci dam!
 I zaczęła się walka, trwająca dobre kilka minut, aż w końcu Oruko poddał się, a wilczyca triumfalnie uniosła ogon. Basior znów legł koło ogniska, a biała przeturlała się do niego i leżała teraz na plecach obok niego.

***

 -Wstawaj... no rusz się! - słyszała przez sen. Zdawało jej się że to urojenie, ale kiedy uparty głos w jej głowie coraz dłużej nie dawał jej spokoju, otworzyła ślepia i zobaczyła ślęczącego nad nią Oruko, któremu ewidentnie się gdzieś spieszyło. - Ile jeszcze?
 -Co się dzieje... wendigo....? - wilczyca zaczęła miotać się nieprzytomnie, co przyprawiło basiora o rozbawione parsknięcie.
 -Ty jesteś wendigo, wiecznie głodny. Chodź. - biała zebrała się ociężale i ruszyła za basiorem.
 Z jakiegoś powodu z samego rana chciał ją ciągać na szczyt góry i absolutnie nie pozwalał jej dospać jeszcze tych paru minut. Zamiast tego tylko popędzał ją i pilnował żeby nie zjechała po śliskiej skale. W końcu jego łapa stanęła na szczycie, a łapa Fire zjechała z niego parę centymetrów, co wreszcie ją obudziła. Z łomoczącym sercem biała uważnie obserwowała teraz kamyki, które strąciła.
 Oruko natomiast czekał cierpliwie, gotowy na każdą reakcję wilczycy. Kiedy nareszcie stanęła pewnie na skale, przejechała wzrokiem od jej powierzchni, przez Oruko i na wschód. No właśnie, wschód. I to słońca. Między ciemnymi, zarośniętymi iglastym lasem górami i ich łysymi, szarymi szczytami, wiła się gęsta mgła, a między nią, wąskimi przesmykami, wydobywało się światło wschodzącego słońca, które powoli zmieniało kąt padania promieni. Wilczyca, zaślepiona nie tylko jasnym światłem, ale i pięknem krajobrazu, który się przed nią rozciągał, znów zaniemówiła. Basior siedział tylko dumnie wypięty obok i cieszył się chwilą. Kiedy pierwsze wrażenie rozeszło się po kościach, biała spojrzała w dół. Po jej wcześniejszym ześlizgnięciu, wysokość na której stali wydawała się wyjątkowo duża. Na tyle że biała postanowiła się położyć, no znowu rozbawiło Oruko. Dalej jednak nie wiedziała jak to wszystko skomentować więc wciąż milczała.
 -Gdzieś ty się uchował... - przerwała w końcu po paru minutach i przysunęła łeb do jego łap tak, że delikatnie to nim dotykała.
 Oruko cały wzdrygnął, uderzyło go gorąco, mało brakowało żeby w oczach zebrały mu się łzy. Chciał zabrać łapę, co normalnie oczywiście od razu by robił, jednak tym razem coś go zatrzymywało. Im dłużej kłócił się z myślami tym bardziej czuł jak jego łapa przytwierdza się do podłoża. 
 -Musimy tu jeszcze przyjść! - wilczyca nagle, bez ostrzeżenia podniosła łeb i spojrzała mu prosto w oczy, a ten tak się zmieszał, że wyszarpnął łapę z wyimaginowanych kajdan, położył uszy i już do reszty nie wiedział co robić. Wilczyca z pełnego powagi wielkiego pyska wykrzesała szeroki uśmiech. Już domyśliła się o co chodzi.
 -Chodźmy już. - a Oruko powrócił do swojego świata. Powoli schodził z góry, podczas gdy Fire, podniósłszy się, ostatnie chwile napawała się widokiem.
 -Echo! Echo. Echo! Echo. Echo.
 -Chodź bo jakąś lawinę wywołasz.
 -Czego? Tu nie ma śniegu! Chyba że tam gdzieś dalej...
 -Siebie na przykład. Patrz pod nogi. - jak na ironię łapa basiora ześlizgnęła się po kamieniach, a biała wybuchła śmiechem. Oruko zmieszał się i chociaż też chciał się zaśmiać, nie chciał pokazywać, że go to rozbawiło. - Chodźże!

***

Gildia była już "tuż za rogiem", jednak coś odwróciło uwagę wilczycy. Naprężyła się, wyprostowała, wyciągnęła uszy i wciągnęła leśne powietrze w płuca. Basior spojrzał w tym samym kierunku.
 -Czujesz to?
 -Nie... - odparł zdziwiony.
 -Jakiś... wilk... - węszyła.
 -Sporo ich tu jest. - skomentował. - Może mamy gościa.
 -Też racja. Chodźmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz