niedziela, 6 stycznia 2019

Ogień i lód - 5

 Kilka dni później, to wilczyca zobowiązała się do sprawienia basiorowi niespodzianki. Szli teraz ścieżką prowadzącą do Campbell, jak zwykle, w ciszy. Kiedy na horyzoncie pojawiła się już wieś, Oruko zaczął się zastanawiać.
 -Idziemy do Campbell czy dalej? - zapytał w końcu. 
 -Już niedaleko. - skomentowała wilczyca zadowolona, a Oruko znów zamilkł, nie do końca zadowolony z odpowiedzi.
 Wkroczyli już na teren wsi, kiedy biała nagle zakręciła za padokiem ku dużemu zdziwieniu basiora, który przystanął na chwilę i przyglądał się jej z niedowierzaniem. 
 -No chodź! - pospieszyła go, prawie się nie zatrzymując, a wilk w końcu posłusznie podążył za nią. Za sporym budynkiem wypełnionym końskimi boksami stała ujeżdżalnia, a wzdłuż jej drugiego boku ustawiona była stodoła z wszelkimi sprzętami, której część zajmował kurnik. Wilk uważnie rozglądał się po każdym szczególe, a w tym czasie Kiwi zauważył swoją panią, która już szła do niego z kostkami cukru. 
 -Chciałbyś może nauczyć się jazdy konnej? - zaczęła słowem wstępu. On i tak wiedział już, że nie ma wyboru, więc nie odpowiedział. Podszedł bliżej i na prośbę wilczycy przemienił się w człowieka. - Trzymaj - podała mu kostkę cukru - podaj mu na otwartej dłoni, tak, żeby nie był w stanie cię ugryźć. - samiec zastanawiał się chwilę, jednak w końcu ostrożnie podał zwierzęciu kostkę i czuł z tego pewnego rodzaju satysfakcję. 
 W tle dało się słyszeć szczekanie jakiegoś młodego psa pasterskiego a z domu stojącego przy ostatniej ścianie ujeżdżalni, oddalonego o kilkanaście albo i kilkadziesiąt metrów wyjrzał mężczyzna. Fire przywitała się z nim i uprzedziła, że ma zamiar skorzystać z ujeżdżalni. Mężczyzna kiwnął tylko grzecznie głową, zawołał psa i znów zniknął za drzwiami. Biała szybko wytłumaczyła że to właściciel i zaproponowała, aby wyprowadzili konia z zagrody. 
 Wspólnymi siłami wilki wyprowadziły konia, wyczyściły i osiodłały, przy czym Oruko był zmuszony uważnie słuchać wszelkich informacji, jakie podaje mu wilczyca. Kiedy koń znalazł się na ujeżdżalni, zaczęła się lekcja. Fire wytłumaczyła basiorowi, że na konia ciężko jest wejść samemu, więc zaproponowała mu stołek. Ona co prawda nawet dawała radę wskakiwać sama, jednak po wzroście Oruko od razu można było powiedzieć, że nie będzie w stanie tego zrobić, szczególnie wsiadając na niego po raz pierwszy. Nie podobało mu się to, jednak był zmuszony użyć przeklętego stołka i w końcu znalazł się na końskim grzbiecie. Od razu zauważył wysokość, jaka dzieliła go od podłoża, która przyprawiła go o zawrót głowy. 
 -Każdy myśli dokładnie to samo podczas pierwszej jazdy - zaśmiała się. - Podepnę cię do lonży i na razie sobie pojeździsz luzem. 
 Jak powiedziała, tak też zrobiła - przypięła lonżę do uzdy i wyprowadziła konia na szlak. Kiwi posłusznie stępował wokół wilczycy, a Oruko stosował się do wszelkich niezrozumiałych poleceń typu "wyprostuj się!", "pięta w dół!", "patrz przed siebie!". Każda taka rada stawała się jednak od razu bardzo logiczną, kiedy tylko wilczyca tłumaczyła po co to wszystko. Szybko przeszli do ćwiczeń, które z początku też wydawały się basiorowi pozbawione sensu. Szybko jednak przekonał się, że przyzwyczajenie się do konia to podstawa. Po ponad dwudziestu minutach dziwnych ćwiczeń, Fire zaproponowała kłus, co trochę onieśmieliło basiora. Szybko wytłumaczyła mu jak przejść do kłusa, chociaż Kiwi już dawno wiedział o co się rozchodzi. Już pierwsza próba była udana, głównie dlatego że komenda kłusa była zwierzęciu już dobrze znana. 
 -Już nie tak fajnie jak tylko ja wiem o co chodzi, nie? - zaśmiała się - Wyprostuj się! Jak się zatrzyma to będzie po tobie. Pięta! O, teraz dobrze. 
 Po kolejnych dziesięciu minutach Oruko szczerze przyznał, że nigdy by się nie spodziewał, jak jazda konna może być męcząca. 
 -Nikt się tego nigdy nie spodziewa, a to głównie dlatego, że mało kto w ogóle wie, że na koniu nie tylko się siedzi. To co, przejedziemy się gdzieś? 
 -I że ja mam jechać? 
 -No... czemu nie? Będę obok, mogę cię trzymać na lonży jeśli cię to uspokoi. - uśmiechnęła się. Basior nie chciał się już upokarzać i zgodził się na krótki, koński spacer. Biała szybko skoczyła do właściciela i zapytała, czy może wziąć jednego z jego koni. Udało jej się go namówić i po niespełna pół godziny, oboje byli już w szczerym polu.
 -Kiwi nie jest takim zwykłym koniem jak choćby ten tutaj, zdaje mi się, że jest szczególnie rozumny. No i choćby dlatego nie powinieneś się stresować jazdą.
 -Ty też pierwszego dnia jeździłaś po polu? - spojrzał na nią ironicznie.
 -No... ja może nie, ale czemu ty miałbyś tego nie zrobić? - zaśmiała się - Wyprostuj się! - na tę komendę już nawet pięta sama wędrowała w dół. - Moglibyśmy kiedyś pojechać tak w góry. 
 -Przez ten las?
 -Myślę, że dałoby radę.
 Oba wilki krążyły tak po bezdrożach jeszcze przez kilkanaście minut i w końcu zdecydowały się wrócić. Po odstawieniu rozsiodłanych koni na padok i ponownym nakarmieniu ich cukrem, oboje udali się w stronę lasu. 
 -Nie było nawet tak źle. - podsumował Oruko.
 -Zawsze możemy to powtórzyć. 
 Jako że zbliżała się pora obiadowa, udali się na polowanie. Nie było jakieś pospieszne, wręcz przeciwnie. Zajęło im chyba z godzinę albo i dwie, żeby upolować młodego dzika, leżeli teraz gdzieś na polanie, sami nie do końca wiedzieli gdzie są. Temat zszedł powoli na obiad, który miał się odbyć już za kilka dni. 
 -W sumie na prawdę niewiele czasu minęło, a ty byłeś już na dwóch, teraz czas na trzeci.
 -Z każdym kolejnym to się robi coraz bardziej stresujące.
 -E tam... Ja tam myślę że teraz będzie już tylko lepiej. Swoją drogą najprościej będzie jak przestaniemy się zachowywać jakbyśmy się nigdy nie znali.
 Basior nie odpowiadał, ale mimo tak bezpośrednich słów, nie denerwował się. Wiedział, że wilczyca ma rację. To był jeden z niewielu momentów, w których było mu zupełnie wszytko jedno i sam zastanawiał się nad idiotyzmem takiego zachowania.
 -Tak chyba zrobimy. - wilczyca w ostatniej chwili powstrzymała się od dziwnych uwag i tylko się uśmiechnęła. Basior natomiast położył się na boku wycieńczony tak, że leżał przodem do białej.
 -Tak swoją drogą... - zaczęła niepewnie. - To wszystko coś ci daje? Takie ciąganie cię to w ogóle dobry pomysł? Nie chcę cię zmuszać do czegoś co nie tylko nie daje efektów, ale jeszcze cię męczy. 
 Basior podniósł się na łokciach i popatrzył na nią zamyślony, może nawet trochę zmartwiony. Sam nie był w stanie stwierdzić, czy był spokojny jak nigdy, czy miał stan przedzawałowy. Jego myśli były tak zmącone a ciało tak zmęczone jazdą i polowaniem, że zrobił jedyne, co przyszło mu do głowy, położył się równo na brzuchu i oparł łeb na przednich łapach wilczycy. Biała zupełnie zdębiała, podczas gdy basior jak gdyby nigdy nic zamknął oczy i zdawał się zasypiać. Jej natomiast udzielił się jego mętlik i zupełnie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Zawsze odsuwał się od niej na taką odległość, że zapomniała że w ogóle ma ciało, a teraz po prostu leżał na jej łapach jakby zapomniał o całym świecie. Do głowy jej nigdy nie przyszło, że taka chwila mogłaby nastąpić, a przyszła tak niespodziewanie, że teraz sama starała się kontrolować każdy skurcz i rozkurcz każdego mięśnia w całym ciele, żeby czasem nie spłoszyć wilka, który teraz zdawał się być mniejszy od szczenięcia. Poczuła jak krew uderza jej do głowy i robi jej się gorąco, w tym momencie odpuściła sobie cokolwiek, uśmiechnęła się delikatnie i opuściła łeb na jego kark. 

***

Oruko obudził się pod wieczór, nieszczególnie zadowolony ze zmarnowania połowy dnia po raz kolejny i nie odbycia treningu. Czuł wszechobecne ciepło i dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego w jakiej sytuacji się znalazł. Najpierw cały się wzdrygnął i napiął, ale z każdą sekundą powoli się odprężał, aż w końcu oczy z powrotem zaczęły mu się zamykać, widział mroczki przed oczami, łapy mu miękły. Przez chwilę nawet wydawało mu się że jest szczeniakiem, błądził myślami i uprzytomnił sobie, że nie pamięta kiedy ostatni raz kogoś dotknął poza walką. Kiedy już prawie znowu zasnął, poczuł, że wilczyca się podnosi i ziewa. Ostatnie czego spodziewał się poczuć w tej chwili to zawiedzenia, toteż mocno się zdziwił. Znowu cały się spiął, odruchowo spojrzał na wilczycę ale nie do końca wiedział, czy w ogóle chce patrzeć jej w oczy. Odsunął się nieznacznie, czego wilczyca nawet nie zauważyła. 
 -Co się wczoraj działo... - wymamrotała. -A... Czekaj... już pamiętam... - i znów opuściła łeb na jego kark zatrzymując go przed cofaniem się. Oruko prychnął śmiechem i wygramolił się spod jej wielkiego łba. 
 -Znowu przespaliśmy pół dnia. - zauważył niepewnie.
 -Ale czy to było złe... - zaśmiała się. Basior tylko uniósł lekko wargi i odwrócił się w stronę lasu. - Powiem ci, że zdążyłam zapomnieć że masz materialne ciało. - znów się zaśmiała i rozciągnęła na całą długość, pewnie ze czterech metrów. 
 -Twoje cielsko jest za duże żeby o tym zapomnieć - zripostował, a biała, po lekkim szoku, wybuchła śmiechem i poszarpała go za ucho, na co ten zaśmiał się cicho. Od razu polizała nadszarpnięte ucho zupełnie jakby chciała cofnąć wszystko, co spowodował taki "atak".
 Na chwilę zamilkli, basior westchnął głęboko i ostatni raz, prawie jak na pożegnanie, zupełnie jakby nigdy więcej nie miał zamiaru robić takich rzeczy, przystawił łeb do klatki wilczycy, jeszcze przez chwilę mając możliwość czucia jej ciepła i zerwał się na równe nogi.
 -Wracajmy do gildii - zakończył i czekał, aż ta się zbierze. Wilczyca niechętnie podniosła się z poszycia, rozciągnęła raz jeszcze i wyruszyła razem z nim do gildii.

***

Jak się mogła spodziewać, do budynku znowu weszła sama, a już na korytarzu spotkała syna
 -Mamo! Mamo! Gdzie byłaś?
 -A.. tu i tam...
 -Mam do ciebie sprawę! - nie dał jej skończyć. Matka przyjrzała mu się uważnie. - No chodź! I jutro nigdzie nie idziesz!
 -No masz, cały misterny plan... - zaśmiała się.
 -...Pachniesz Oruko. - skrzywił się zdezorientowany. Wilczyca zdawała się być równie zaskoczona.
 -Tak...? - nastąpiła chwila ciszy. - Trudno...

***

Oruko bezskutecznie wyczekiwał wilczycy, która nie pojawiła się do samego południa. Wtedy też postanowił się przejść. Wędrował po pobliskich lasach, starając się nie odchodzić za bardzo od gildii, a z każdą chwilą przekonywał się do zajrzenia do niej, żeby sprawdzić, czy aby na pewno jej tam nie ma. Po ponad półgodzinnej tułaczce w końcu się zdecydował i jego łapa wkrótce stanęła na kamiennej nawierzchni jaskini. Basior zszedł powoli do salonu i zajrzał niepewnie do środka. Panowała dziwna cisza, a na miejscu nie zastał ani Fire ani jej syna. Pozostała dwójka dzieci natomiast siedziała przy barze po cichu i czymś się bawiła. Kanora mył jakieś naczynia, chłopaki byli na miejscu tylko w dwójkę, Kessa gdzieś zniknął. Przy jednym ze stolików siedział za to RisTai, a drzwi do laboratorium były uchylone. Oruko został szybko zauważony przez Kanorę, który od razu się przywitał. Basior zdał sobie sprawę, że dziwnie wyglądałoby, gdyby teraz po prostu wyszedł, więc postanowił zaczekać na wilczycę przy barze. Przemknęło mu przez myśl, że pewnie ją zaskoczy pojawiając się bez uprzedzenia w gilii i miał nadzieję, że w ogóle przyjdzie jej do głowy go tam szukać. Już w ludzkiej formie usadowił się przy barze i spojrzał na Sen. Zastanawiał się, czy zniknięcie Donata ma coś wspólnego z Fire. Kanora zaproponował mu coś do picia, a wilk bez zastanowienia zdecydował się na zwykłą wodę. 
 -Całkiem często się ostatnio pojawiasz w gildii. To w sumie dobrze, niewiele osób miało okazję rzeczywiście cię poznać. - Kanora starał się nie denerwować basiora, jednak tylko takie słowa przychodziły mu do głowy.
 -Cóż... może to się zmieni. - mruknął, w zasadzie nie chcąc tego mówić. W końcu zebrał się na odwagę. - Nie wiecie gdzie jest Donat? - zapytał, patrząc na Sen i Tachiego, który zorientowali się, że pewnie mówi do nich.
 -Poszedł z Fire... musiał coś zrobić - wydukała zaskoczona Sen, a Tachi szukał pewności siebie gdzieś w oczach Kanory.
 Oruko przytaknął tylko w odpowiedzi i zabrał się za wodę. Doszedł do wniosku, że jeśli jest ona z Donatem, to dowie się kiedy owe "coś" dobiegnie końca, bo jeśli ona tu nie przyjdzie, to przyjdzie choćby Donat, a wtedy zostanie już tylko kwestia znalezienia jej. 

***

Po kilkunastu minutach do gildii wbiegł rozszalały Donat, a kiedy tylko dzieci spracowały kto tak krzyczy, od razu wybiegły mu na spotkanie i zaczęły snuć jakieś dzikie, niecne plany, po czym szybko gdzieś odbiegły. Oruko przyglądał się całej tej scenie, aż zauważył wlekącą się za synem waderę. Jej wycieńczony obraz wydawał się nader komiczny, co przyprawiło Oruko już prawie o uśmiech. Kiedy wreszcie doczołgała się do baru, wykrztusiła tylko
 -Nalej mi prądu...
I legła na blacie. 
 -A tobie co? - basior ledwo powstrzymywał się od śmiechu. 
 -Nawet nie pytaj. Później ci wytłumaczę - zaśmiała się ostatkiem sił, prawie ironicznie. 
 -To co Oruko, może tobie też prądu? - zaśmiał się Kanora. - Chyba cię czeka straszna opowieść. - basior tylko uśmiechnął się pod nosem widząc, że Kanora już dawno trzyma w ręce kufel z jakimś piwem. 

***

 -Tylko po co się tak uparłaś, żeby wprowadzić ją do gildii? - byli teraz w lesie, a Oruko już dobrze wiedział, co wilczyca robiła przez pół dnia. Biała z zaskoczeniem odchrząknęła i zaczęła:
 -Pozwól, że cofniemy się w czasie o kilka tygodni, kiedy to dowaliłam się do jakiegoś bogu ducha winnemu basiorowi...
 -Dobra, już wiem gdzie to zmierza - zaśmiał się - Ale wciąż... trochę to przesada.
 -Ona ma syna, który na prawdę już ma dość. A ona nie chce dla niego źle, tylko nie ma bladego pojęcia co powinna zrobić. Miałabym ich tak zostawić?
 Basior zastanowił się chwilę nad jej słowami.
 -Może masz rację. Idziemy gdzieś?
 Wilki zdecydowały się obrać kurs na wodospad, gdzie też przystanęły. Oruko, swoim zwyczajem usiadł po dopadającą wodą, a Fire postanowiła do niego dołączyć w wilczej formie. Kiedy woda do reszty wyprała jej mózg, wpadła na świetny pomysł. 
 -Ej Oruko, umiesz pływać? - basior spojrzał na nią nie do końca rozumiejąc sens pytania. Ona natomiast jednym susem zrzuciła go z kamienia, przez co basior wylądował w wodzie, gdzieś głęboko pod jej taflą. Ona natomiast stała na kamieniu i przyglądała się uważnie wodzie, z każdą sekundą zastanawiając się coraz poważniej, czy nie powinna go ratować. Bardzo szybko przekonała się, że to nie jego będzie musiała ratować, kiedy spod spienionej wody wyskoczyła para rąk, złapała ją za przednie łapy i wciągnęła pod wodę. Oruko od razu przemienił się w wilka i przepłynął dalej od niej i płynął przy dnie, które przy okazji znajdowało się niespełna dwa metry pod taflą. Wilczyca zaczęła pościg, który szybko przerodził się w babranie w wodzie jak dwójka szczeniąt, a potem w gonitwę. Wilczyca szybko dogania i powala basiora, po czym decyduje się na uziemienie go w zupełnie dosłownym tego słowa znaczeniu i po prostu kładzie się na nim swoim całym prawie stukilogramowym cielskiem na kruchym wilku.
 -Co ty robisz! Złaź! Zgnieciesz mnie!
 -A... jakoś tak mi się... nogi zwaciały...! Nie mogę wstać...! Pomocy! - wilczyca zanosiła się śmiechem, a basior łapał powietrze jak ryba bez wody, chociaż sam nie mógł powstrzymać się od śmiechu. W końcu wadera podniosła się, a w nagrodę za swoje podłe zachowanie została poszarpana za ucho.
 -Dawno nie trenowaliśmy. - zauważył, coś sugerując. 
 -W sumie rzeczywiście. To co? Pytania?
 -Nie wiem czy jakieś mam...
 -Ale ja jakieś znajdę - i zaczęła się gonitwa. Tym razem walka była wyrównana - wilczyca uparła się, że pokonać go za pierwszym razem, a to co powiedziała skutecznie sprawiło, że Oruko nie mógł dać jej wygrać. Oboje znali już swoje sztuczki, więc było coraz ciężej. W końcu chwila nieuwagi, zmęczenie i szczenięca zabawa wystarczyły, żeby polała się krew. Biała była tak zdesperowana żeby przewrócić basiora i jeszcze chwilę się powygłupiać, że nie przywiązała żadnej wagi do miecza, który przeszył jej ucho, a dopiero ból uświadomił jej, jaką głupotę zrobiła. Oruko zatrzymał się na chwilę, a wilczyca ostatkiem sił szarpnęła go za przednią nogę.
 -Wygrałam. - zaśmiała się i syknęła z bólu.
 -Chwila... To... - Oruko ani na chwilę nie spuszczał oczu z jej ucha, które wydawało się być przecięte na wskroś pionowym cięciem. Od razu zaczął mechanicznie wylizywać jej ucho, na co wilczyca tylko mocno dociskała prawe oko i ściskała zęby, wciąż jednak z uśmiechem. - Szybko... Chodź do Misaran... - wydukał tylko i nie przestawał wylizywać ucha. Wilczyca wstała powoli, a kiedy basior nie dosięgał już do jej ucha, uprzytomnił sobie o katanie, którą szybko schował do pochwy, założył na korpus i truchtał tuż przy wilczycy stale obserwując jej ucho.
 -Co tam się stało że masz taką minę? - biała wyciągnęła łapę żeby dotknąć ucha, ale Oryko szybko jej w tym przeszkodził.
 -Nie dotykaj bo jeszcze zakazisz. Zamiast tego wspiął się na tylne łapy i leszcze parę razy liznął jęzorem ranę.

***

 -Masz tu może jakieś lustro? - zapytała, wciąż wylizywana przez Oruko, siedząc na łóżku w pokoju medyka.
 -Wyobraź sobie, że ważniejsze było doprowadzanie tego miejsca do stanu używalności a nie sprowadzanie luster, ale jeśli chcesz wiedzieć, to masz przekrojone po całej długości ucho. - ciężko było stwierdzić, czy Misaran bawi ta sytuacja, czy martwi. Oscylowała gdzieś między jednym a drugim.
 -No to niefajnie. - zaśmiała się.
 -No niefajnie, to nie jest takie bezpieczne jak ci się zdaje - wilczyca zmierzała już do nich z bandażami i plastrami, czy bóg wie czym.
 -No już go nie strasz bo zaraz zemdleje. - wilczyca spojrzała na Oruko, a ten dziwnie łagodnie, o ile to możliwe, skrytykował ją wzrokiem i jeszcze raz liznął w ucho.
 -Jesteście pewni, że nie jesteście parą? - zasugerowała Misaran przypatrując się scenie już z krzesła.
 -Przymknij się i opatruj jej to ucho - syknął basior odsuwając się od Fire.
 -A w sumie, kto wie - wilczyca nie mogła powstrzymać się od prowokacji i zetknęła swój pysk z jego pyskiem tak, że stykali się nosami i ustami. Wilk odskoczył od razu i znowu zlustrował ją tym samym spojrzeniem, tym razem jednak jeszcze bardziej krytycznym i w dodatku zszokowanym.
 -Masz krew na pysku - zaśmiała się oblizując swój.
 -A ty masz ją wszędzie, więc się nie wierć i daj się opatrzyć.

***

 Po kilku minutach wszystko było gotowe, a Fire została zasypana pytaniami o jej stan. Szczególnie zainteresowany był Donat, który zaczął krążyć wokół matki i się dopytywać. Wilczyca wszystko zbywała i nie chciała nic powiedzieć, a Oruko milczał jak grób, krążąc tylko wokół wadery.
 W tym czasie z pokoju medycznego wyszła Misaran i ukradkiem wlazła za blat baru.
 -Wiesz co Kanora... Teraz to już mi chyba uwierzysz, ale mi się wydaję, że oni coś kręcą ze sobą. - wyszeptała mu do ucha. Basior natomiast przez chwilę analizował jej słowa i uśmiechnął się tylko jakby miał jakiś pomysł. Misaran chyba też go podłapała, uśmiechnęła się równie podle i uciekła zza blatu.
 -To może zrobimy tak... siądziemy wszyscy przy kanapach i opowiesz nam co się stało. - zaproponował lejąc trunek.
  -No dobra... Tak na prawdę, to w rzece pływała jakaś wielka ryba i mnie pogryzła! - zwymyślała znowu, na co dzieci prawie pokładały się ze śmiechu - Na prawdę! Była fioletowa, większa ode mnie i mnie goniła! A potem wybiegła za mną na brzeg! Strasznie szybka była...
 Tak głupie historie rozbawiły nawet Oruko, który był zupełnie zestresowany tym co zrobił i gdyby ktoś dowiedział się co się stało to pewnie cały zalałby się potem i nigdy więcej nie pojawił w gildii.
Chwilę później wszyscy byli już trochę podpici i rozłożyli się na kanapie. Zbliżał się wieczór, dzieci powoli chciały zbierać się do spania, chociaż robiły wszystko, żeby tego nie pokazywać. W końcu, mogło je ominąć coś wyjątkowo śmiesznego. Im bliżej północy tym bardziej zmęczone były i w końcu uciekły do pokoju Donata, a Tachi do swojego łóżka. Przez cały wieczór Fire wymyśliła więcej historii niż słyszała w całym swoim życiu, a nawet wpadła na pomysł o wendigo. Oruko siedział tylko obok i uśmiechał się pod nosem do co niektórych historii i powoli przysypiał. Kiedy w końcu zmógł go sen, a on sam bezwładnie opadł na ramię wilczycy cała gildia zeszła na jeden temat, rzucając jakieś dziwnie uwagi w ich stronę.
 -Tak na prawdę, to podczas treningu dziabnął mnie mieczem, ale jakbym wam powiedziała to by najpierw zabił nas wszystkich a na koniec siebie. - zaśmiała się, oparła się na jego głowie i ziewnęła.
 -To jak z wami w sumie jest? - zapytała pół kontaktująca Misaran.
 -W sumie to nie wiem. - rzuciła od niechcenia i przymknęła oczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz