Ozdobiony piórami i złotymi zawieszkami zdawał się być niemal bez skazy, potężne ciało przykryte dwuwarstwową sierścią przepełnione było siłą. Jedna tylko, niewielka szrama na pysku budziła respekt w stadzie. Agroth - nawet imię potężnego wilka było znane w promieniu kilkuset kilometrów.
Teraz jednak sprawiał wrażenie całkowicie bezradnego, desperacko rozglądając się wokół, ze strachem w oczach.-Alfo! - dało się słyszeć od frontu. Basior drgnął niezauważalnie i wyprostował się przyjmując dumną postawę.
Spomiędzy drzew przydreptał niewielki, chudy basior, mający zaledwie kilka lat, około dwóch.
-Isaac? - mruknął przywódca. Wilk odruchowo wręcz skłonił się lekko i zbliżył się.
-Jest lider gotowy? - zapytał troskliwie.
Agroth patrzył na niego wystraszony, aż wreszcie wypuścił z głośnym westchnieniem powietrze, które tak kurczowo zalegało w jego płucach. Przymknął na moment oczy chcąc uspokoić serce, które do tej pory biło tak silnie, że było to widać na jego futrze.
-No dobrze, chodź. - zadecydował wreszcie i dumnym krokiem wyminął swojego posłańca, który natychmiast podążył za nim.
Marsz nie trwał długo, jednak alfa stada z każdym krokiem robił się coraz bardziej nerwowy. Serce jednak stało się nie do opanowania, kiedy tylko do jego czułych uszu dotarło ciche pisknięcie, a wraz z nim kolejne i kolejne. Nerwowo przełknął ślinę, a wzrok skierował ku wpatrującemu się w niego uśmiechniętemu Isaacowi. Raz jeszcze odetchnął i schylony wszedł do nory widniejącej tuż przed nim. Tam piski było o wiele lepiej słyszalne, a co najlepsze, teraz wreszcie mógł zobaczyć, co tak na prawdę wydaje te ciche dźwięki. Serce Agrotha wręcz stanęło, kiedy przed jego oczyma leżała trójka maleńkich jak jego łapa szczeniąt. Z otwartym pyskiem i szeroko otwartymi powiekami wpatrywał się w te najmniejsze, jak dla niego, stworzenia na ziemi. Wtulone one były w śnieżnobiałe futro, przykrywające błękitnooką waderę. Wpatrywała się ona w dumnego ojca rozbawiona i uśmiechnięta.
Basiorowi długo jednak zajęło zdecydowanie się na krok w stronę swoich dzieci, a kiedy tylko jego łapa stanęła kilka centymetrów dalej, z gardła jednego ze szczeniąt dało się słyszeć pisk. Cofnął więc łapę, ale zaraz postawił ją na powrót, po czym zbliżył się do białej. Trącił ją nosem i zaraz położył się tuż za nią wpatrując się w małe jak w obrazek. Leżeli tak niespełna minutę.
-Isaac, możesz wejść. - zawołał wystarczająco cicho, aby nie obudzić śpiących kuleczek. Światło padające przez wejście przysłonił wchodzący do nory szczupły młodzik wpatrując się w małe.
-Śliczne... - mruknął tylko. Wilczyca w odpowiedzi zachichotała cicho. Basior ukłonił się parze alfa a następnie sam trącił swoją opiekunkę nosem, a jako że biała traktowała go jak syna, mógł on sobie pozwolić na takie gesty. Położył się on przed rodzicami i szturchał lekko raz po raz maleńkie wilki łapą.
Całe stado, dowiedziawszy się o nowinie, zawyło radośnie. Szczenięta jeszcze jednak nie były w stanie usłyszeć wilczego śpiewu, za to przepełniony dumą ojciec już pokochał je bardziej niż cokolwiek na ziemi.