Rano było chłodno, przez co mniej ochoczo zebrałam się z łóżka. Rozciągnęłam się kilkukrotnie po czym skierowałam się w stronę pokoju Donata. Spał w formie kota, więc łatwiej było mi go przenieść. Zmieniłam postać, jako że sama również byłam w zwierzęcej postaci i wzięłam go na ręce. Ostrożnie zabrałam go do nas i położyłam za plecami Oruko, popatrzyłam na nich chwilę. Zanim jednak miałam ich obudzić, musiałam zajrzeć do Kiwiego, tak więc przebrałam się, założyłam bluzę i wyszłam z nory. Na zewnątrz było jeszcze chłodniej niż wewnątrz, do gildii trzeba było więc iść w czymś cieplejszym. Odsłoniłam liście przysłaniające konia w boksie.
-Kiiiwiiii... - szeptałam. - Wstawaj... - trącałam go co chwila. Usiadłam obok i bawiłam się jego grzywą. Chwilę później podniósł łeb i popatrzył na mnie. Pogłaskałam go po pysku i przytuliłam lekko. - Chodź, dam ci coś smacznego. - uśmiechnęłam się i podniosłam. Ogier wstał zaraz po mnie i oboje wyszliśmy na zewnątrz. - Zimno, co? - mówiłam do niego. Ten parsknął tylko i pomachał łbem. Zbliżyłam się do koryta z wodą i zamoczyłam ręce. - Zimne jak diabli! - krzyknęłam i zaraz cofnęłam dłonie. Znów zanurzyłam je w wodzie, ta zaczęła falować i pod wpływem magii zrobiła się cieplejsza. - No. Masz. - znów przejechałam mu ręką po pysku, poklepałam i ruszyłam w stronę chłopaków. Donat już nie spał, siedział na łóżku i ocierał oczy przykryty kołdrą. Oruko jednak ani drgnął. Usiadłam obok młodego. -Jak się spało? - kot przez chwilę jeszcze dochodził do siebie.
-Dobrze. - odpowiedział po chwili. Poczochrałam go po głowie i kazałam się ubrać. Młody powędrował do swojego pokoju, a ja zostałam ze "śpiącą królewną".
-No tak, tylko trochę zimniej się zrobiło się role odwracają, co? - fakt, że basior był magiem lodu mówił w tej sytuacji sam za siebie; kiedy robi się chłodniej, śpi dłużej, a jako że moim żywiołem jest ogień, śpię krócej, w końcu w norze nie jest ciepło, a mi to nie odpowiada, więc się budzę.
-Wstawaj, leniu! - zabrałam mu kołdrę i klepnęłam w kark. Ten mruknął tylko, a po chwili odezwał się.
-Nawet konia milej budzisz. - wymamrotał i usiadł.
-Przykro mi, on się nie musi ubierać. - zaśmiałam się. - Idę mu dać jeść, wy się macie ubrać. - zadecydowałam i wyszłam uprzednio wyjmując ze schowka siano i marchewkę. - Kiwi! - zawołałam jeszcze w "progu". Ogier chodził po polanie na której mieściła się nasza nora, ale kiedy tylko mnie usłyszał kłusem podbiegł do mnie. - Masz papu. - pogładziłam go po szyi. - A to prezencik. - oczom konia ukazała się marchewka, z miejsca się ucieszył i zaczął parskać niespokojnie. - Masz, byku! - zaśmiałam się i podałam mu ją. Tylko chwilę zajęło mu zjedzenie jej. Szturchnął mnie nosem, po czym wziął się za siano. Odeszłam od konia i przeszłam się kawałek. - Zimno. - mruknęłam. - Jak diabli.
W tym momencie na polanę zawitał basior w ludzkiej skórze, jak zwykle ubrany w błękitne kimono i z nieodstępującym mu na krok mieczem na plecach.
-Szybko. - zauważyłam. - A Donat? - jak na zawołanie zza jego kostek wybiegł brązowy kotek z czapką i szalikiem. - Wariat. - zaśmiałam się.
-No co? - zapytał już przy mnie i skacząc mi na ręce.
-Wystarczy że jako człowiek masz coś na sobie. - wyjaśniłam, jednak mały doskonale o tym wiedział.
-Oj tam oj tam. - wyrecytował wręcz. Przeniosłam go na swoje plecy i zmieniłam postać, basior zaraz po mnie.
-Tobie to nigdy nie zimno, co?
-Nigdy. - odpowiedział. - W sumie to nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio było mi zimno. - dodał przy okazji.
-To tak jak ja nie pamiętam kiedy mi było gorąco. - przydreptałam do niego i otarłam się o jego bok. - Jak Kiwi zje to idziemy do BW. - zadecydowałam. - Idziemy pobiegać?
-Nie chce mi się, zostaje, poczekam na niego. - koń parsknął i trącił go nosem.
-To my zaliczymy rundkę. - Donat zeskoczył z moich pleców i popędził w stronę lasu, ja zaraz za nim.
Kot zwinnie przebiegał pod wszelkiego rodzaju gałęziami i korzeniami, ja za to przeskakiwałam wszystko, dzięki czemu zyskał trochę na czasie, chociaż i tak już biegł najszybciej jak potrafił.
Szybko obiegliśmy lasem polanę i wróciliśmy do Kiwiego i Oruko.
-To co, gotowi? - zapytałam, chociaż w sumie odpowiedź nie mogła być inna, niż ta której oczekiwałam. Wspięłam się więc szybko na grzbiet konia i "wciągnęłam" Donata. Biedny Oruko musiał użyć własnych łap.
Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Łapą otworzyłam drzwi, a jako że było zimno, wprowadziłam Kiwiego do środka. Pochodnie zapaliły się kiedy tylko do korytarza zawitało światło z zewnątrz. Truchtem przemierzyliśmy "przedsionek gildii" i już byliśmy na miejscu.
-Dobry! - przywitałam się, jednak w środku była tylko Terra, Hikibe, nasza trójca no i standardowo Kanora na ladą. - Ojeju jeju, co tu tak pusto?
-Firu! - krzyknęła Terra. Przywitałyśmy się szybko i podeszłyśmy do lady. Chłopaki obrali kurs na resztę członków i zaraz zaczęli rozmowę.
-No, coś zrobił? - zarzuciłam Kanorze pustkę.
-Może na twój widok pouciekali? - zaśmialiśmy się wszyscy.
-Tachi śpi? - wyjrzałam zza niego na drzwi.
-Jeszcze. - mruknął. - Zimno jest to nikomu się nie chce ruszyć.
-No proszę, a myśmy musieli tutaj piętnaście minut pędzić, a im się paru kroków zrobić nie chciało. Chyba że... - olśniło mnie. - Ej, dawaj Terciak, idziemy po gadzinę! - zaśmiałam się i zaraz skierowałyśmy się ku laboratorium. Ostrożnie otworzyłam drzwi, a wilczyca zajrzała do środka. Jako że byłyśmy już w wilczych postaciach byłyśmy odrobinę mniej zauważalne, a przynajmniej ona, bo z moim wielkim cielskiem trudno zrobić cokolwiek, tak więc za zwiady ruszyła tylko ona. Niemal czołgając się przeszła przez pomieszczenie.
-Pusto... - zdziwiła się.
-Puste labo i dwie wilczyce mają nie skorzystać? - uśmiechnęłam się. Terra zaraz pojęła. - Przyjrzymy się temu co ten szalony naukowiec tu odstawia. - zaśmiałam się szeptem.
-Dziwne rzeczy tu trzyma... - szepnęła.
-A tak konkretnie?
-Yyyyy... co powiesz na dwadzieścia fiolek z przemianą?
-Łohoho... - zaskoczyło mnie to. Zaraz przyszłam zbadać, co tam jeszcze ma.
-Albo próbki krwi każdego z nas. - a to już wystraszyło.
-To co ona, jakieś eksperymenty na nas odwala? - przeszperałam fiolki na wyższych półkach. - Ciekły azot. Po kiego czorta jej takie dziadostwa?
-A tu są jakieś soki z roślin... lecznicze... trutki... odkażające... - wymieniała napisy na butelkach. Obie zmieniłyśmy postacie na ludzkie i szperałyśmy dalej.
-Patrz, a tu jakieś wybuchowe-
-Siemanko. - Terra w momencie stłukła fiolkę, a Sen uczepiła się mich włosów.
-O cholera! - wymsknęło jej się.
-Sen! - krzyknęłam.
-Ciiiii! - skarciła mnie wilczyca.
-Co ty tu robisz?
-Co wy tu robicie! - krzyknęła Misaran w drzwiach.
-O w diabły... - położyłam lekko uczy. - Improwizacja, Terciak. - szepnęłam. - Co tu robi nasza krew, co?! - szczeknęłam.
-Nie mam ochoty teraz rozmawiać, spałam o pół godziny za krótko, a teraz dowiaduję się, że ktoś mi tu przestawia rzeczy! - krzyknęła. - Jazda! - obie zaczęłyśmy się śmiać, ta jednak nie dała za wygraną i ruszyła w naszą stronę.
-Ojoj.
-Ojoj Fire, OJOJ! - wściekała się.
-Nie panikuj, bądźmy cywilizowani!
-Ty nie jesteś cywiliwoz... ... ...cywiloz... - gubiła się.
-Pff... - parsknęłam śmiechem.
-WON MI! - wrzasnęła wreszcie, a my, już jako wilki, jak poparzone wybiegłyśmy z laboratorium, Sen opuściła mój łeb i podleciała do "szalonego naukowca" a my wybuchłyśmy śmiechem, kiedy tylko minęłyśmy próg.
-Hah, jak ja kocham wkurzać Misaran! - walałam się po podłodze w nieopanowanym śmiechu, Terra jednak nie zdołała nic z siebie wydusić. Donat wskoczył jaj na plecy i naraz przeniósł się na mnie. Przycisnęłam go do siebie dalej się śmiejąc, a on wtórował mi tym samym.
-Co wy odwalacie? - Hikibe patrzył na nas z politowaniem, jednak niezmiernie go to bawiło.
-Uciekamy przed twoją siostrzyczką... - wydusiła wilczyca i podniosła się z trudem.
-Jestem! - krzyknął Santino wchodząc do gildii.
-Sant! - Donat zaraz podbiegł do niego. Ja też się podniosłam i obie dołączyłyśmy do chłopaków, a mali zajęli się sobą, a konkretniej dopytywać się o Tachitsuku u Kanory, a ten uparcie twierdził, że śpi.
-Dobra, sytuacja opanowana. - uśmiechnęłam się kiedy tylko usiadłam bok Oruko przy stole. - Co robisz, Kessa?
-Stroję gitarę. - odpowiedział krótko zajęty pracą.
-Stroisz ją od rana. - zauważył Diablo.
-A miałem coś innego do roboty? - nawet na niego nie patrzył.
-Ile można stroić gitarę! - oburzył się.
-Skończyłeś? Zagrasz. - zaproponowałam, chociaż nie przyjmowałam odmowy.
-Okej! - ucieszył się. Sammy zaśmiał się cicho i chcąc zrobić mu miejsce odsunął się kawałek. Ten przez chwilę sprawdzał, czy wszystko dobrze grając przypadkowe dźwięki, ale zaraz zagrał jakąś krótką melodię, całkiem ciekawą, wesołą.
-Czekaj, znam to. - zastanawiał się chwilę Heishiou, który najwidoczniej przyszedł razem z Misaran i Sen.
-No, faktycznie. - przytaknął Hikibe. Przez kolejne kilka sekund wszyscy czekaliśmy na kłótnie, jednak oni chyba byli tak bardzo pochłonięci odgadywaniem tego rytmu, że zapomnieli co powinni teraz zrobić. - Grałeś to niedawno. Stare?
-Tak, już jakiś czas temu to wymyśliłem. A to? - zagrał znów.
-A to grałeś chyba przedwczoraj, jak nam pokazywałeś co masz nowego. - przypomniał sobie Heishiou.
-No proszę, terapia przez muzykę, chociaż przez chwilę się nie żrą. - odezwałam się.
-Hehe, coś nowego. - zaśmiała się Terra.
-Cóż, nie chcę zepsuć wam tej pięknej chwili, więc będę siedział cicho. - mruknął braciszek i wsłuchał się w kolejną melodię. Nagle zza moich pleców wyskoczył Donat.
-Macie pićku. - zaśmiał się i podał mnie i Oruko po kubku, a Sant dał Terci i Hikibe, za to Sen przyniosła Heishiou i Sammy'emu. Zaraz znów przybiegł Donacik i wręczył po kubku pozostałej dwójce, a Kiwi dostał od małego basiora kostkę cukru.Koń odwdzięczył się mu trąceniem nosem zaraz po tym jak wziął od niego prezent. Gdzieś kątem oka mignął mi Feliks, zaraz więc obróciłam się w tył, stał obok Kiwiego i trzymał go za kark.
-Właśnie, jak się trochę ociepli, pójdziemy zagrać! - przypomniało mi się.
-O, ja mogę pograć! - zgłosił się Hikibe.
-To ja też! - Terra najwyraźniej trochę ożyła, bo przed chwilą leżała prawie jak martwa na stole.
-To po obiedzie... - dzisiaj sobota, Chase i Misaran wędrują w kuchnię. - wszyscy zaraz się ucieszyli.
-A gdzie on? - zapytał Heishiou, a dopiero wtedy zorientowałam się, że bez niego nici z obiadu.
-Ojoj, jak tu zaraz nie przyjdzie to będzie problem. Misaran raczej sama tak robić nie będzie...
-Przyyyyjdzie. - zaśmiał się Donacik i powiesił sie na mojej szyi.
-A jak nie to z niego zrobimy rosołek!
mała ta notka ^^"
OdpowiedzUsuńNo... chciałam dłuższą, ale skończyłam o północy :c
Usuń