piątek, 12 grudnia 2014

Do stołu!

 Głodna i zniecierpliwiona wbiegłam do kuchni, tuż za mną Misaran i Chase.
 -No chodźcie, chodźcie! - krzyczałam na nich.
 -No już Fire, nie pozwolimy by twój żołądek długo czekał. - zaśmiał się chłopak i zajrzał do szafki w poszukiwaniu deski do krojenia. Misaran za to sięgnęła po warzywa i podała je Chase'owi, wlała wodę do garnka i wrzuciła coś do niego, nie jestem pewna co, bo położyłam się pod tym właśnie garnkiem, a właściwie kotłem. Obserwowałam każdy ich ruch.
 -No. - mruknęła wilczyca. Ogień zapłonął wokół mnie, opuściłam łeb na łapy. - Możesz iść. - dodała.
 -Nie, jestem głodna. Nie ma wagarowania, grzmoty! - zaśmiałam się.
 To wszystko trwało jeszcze godzinę, udało mi się nawet usnąć, ale kiedy tylko na powrót otworzyłam oczy żołądek skręcił się niesamowicie.
 -Kończycie już... - ziewnęłam.
 -Tak, już lejemy. - zaśmiała się Misaran i wzięła od Chase'a talerze.
 -Super! - wrzasnęłam i wybiegłam pędem z kuchni, aż wilczyca omal nie wyrzuciła talerza w kosmos, całe szczęście, że basior szybko go złapał, oboje obejrzeli się za mną, ale zauważyli tylko zatrzaskujące się z hukiem drzwi. - Obiad w drodze! - krzyknęłam hamując tuż przed stołem, przy którym siedzieli Hikibe, Heishiou i Terra.
 -NARESZCIE! - podniósł się braciszek.
 -Nie drzyj się tak... - jęknął Heishiou.
 -Zabronisz mi?! - wrzasnął.
 -Tak!
 -Tsaaa, znowu się zaczyna... - mruknęłam patrząc na nich z politowaniem. Rozejrzałam się po gildii. Było już więcej osób, doszli... Tifuoki, Nokusachi, Szakal, Ris-Tai i Sirius. Czyli już w sumie wszyscy, oprócz naszych kucharzyków. - Wiem! - krzyknęłam. - Donat, dostaw jeszcze jedno krzesło. - kazałam i pobiegłam w stronę prawej ściany, zatrzymałam się tuż przed dużymi, ozdobnymi drzwiami. Odetchnęłam głęboko. Złapałam za klamkę.
 Ściany w pomieszczeniu były delikatnie błękitne, po lewej stronie stała duża, ciemna, drewniana szafa, a na przeciwko niej leżał wielki, gruby materac wyłożony niesamowitą ilością poduszek, które z resztą przysłaniały każdą ścianę do wysokości prawie półtora metra. Podłoga wyłożona była miękkim dywanem tak, że nie było widać co jest pod nim.
 Niepokoiło mnie tylko jedno. Nie ma go. Spojrzałam na drzwi po prawej niecałe dwa metry ode mnie, ale były otwarte, a prowadziły one do toalety. Weszłam głębiej do pomieszczenia,
 -Fire! - zaśmiał się stary basior. Futro miał rozczochrane i poszarpane, całe szare z kilkoma ciemniejszymi "cętkami". Na końcu pyska futro było wydłużone tak, że przykrywały prawie cały nos, podobnie jak w przypadku uszu, które, jakby pod ciężarem długiej i gęstej sierści, opadły lekko.
 -Dziadek! - zaśmiałam się i wtuliłam się w niego. Czułam na sobie każdą kość jego wręcz śmiertelnie wychudzonego ciała. - Chodź, Misaran i Chase zrobili obiad. - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech. - Miałeś nie wchodzić sam do gildii. - zaskarżyłam się. - Ostatnio jest z tobą źle...
 -Nie, czuję się już o wiele lepiej! - zaprzeczył rozbawionym głosem. Zamknęłam za nami drzwi.
 -Dziadek!
 -Donacik! - zaśmiał się i potruchtał do niego.
 -Ooo, dobrze się czujesz?
 -Nawet bardzo!
 -No dobra, chodźcie. - uśmiechnęłam się po raz kolejny. - Siądziesz z nami?
 -Z chęcią. - chrząknął lekko i ruszyliśmy w stronę naszego stołu. Po drodze był zaczepiany wiele razy, aż w końcu wskoczył na krzesło, a Misaran podała mu miskę, jako że nie potrafił się już przemienić. Podziękował i wreszcie siedli do stołu.
 Zjedliśmy szybko, bo zaraz do dziadka zaczęły się zbierać tłumy. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy jeszcze długo. I znowu w gildii było żywo.
 Chwilę później dostaliśmy jeszcze drugie danie, które zniknęło równie szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz